Przeze mnie nie urodziło się tysiąc dwustu ludzi
Treść
Z lek. med. Elżbietą Siwiak, specjalistą ginekologiem, byłym aborterem, rozmawia Anna Skopinska
Przez kilka lat - od 1978 do 1986 roku - wykonywała Pani aborcje. Czy dokonując przerywania ciąży, zdawała sobie Pani sprawę, że w łonach matek są istoty ludzkie, dzieci, a to, co Pani robi, to zabójstwo?
- Nie. W tych czasach zabieg przerywania ciąży był zabiegiem niższej rangi niż usunięcie wyrostka robaczkowego. Było to po prostu usunięcie czegoś, z czego potem ewentualnie staje się człowiek. O zabójstwie nawet mowy być nie mogło. Byliśmy z kolegami oburzeni, jeśli ktoś tak stawiał tę sprawę. No bo co to za dziecko?! Dopiero z czasem techniki wizualizacyjne, czyli USG, uświadomiły nam, może nie wszystkim do końca, ale mnie bardzo wyraźnie, że to na pewno dziecko, na pewno żywe i na pewno w pełni ukształtowane. Dopiero wtedy zmieniłam nastawienie do zabiegu przerywania ciąży.
Ta wiedza zaważyła na Pani życiu...
- Wtedy było mi bardzo źle. Wiedziałam, że przeze mnie nie urodziło się wielu ludzi. I nie chciałabym mówić, że mógłby to być ktoś wielki - kompozytor czy malarz. Nie. Doszłam do wniosku, że niezależnie od tego, kto miałby się urodzić, mógłby żyć - czy miałby to być szewc, czy człowiek bezrobotny, czy wielki kompozytor, naukowiec. Przez moje działania nie urodzili się ludzie. Świadomość tego była naprawdę wstrząsająca.
Próbowałam kiedyś policzyć, ile dzieci nie przyszło na świat przeze mnie. W tym czasie wykonywałam po kilka aborcji dziennie, czasem więcej. Były też dni, gdy nie zdarzał się żaden zabieg - ale to było rzadko. Wyszło ponad tysiąc. Może nawet więcej niż tysiąc dwieście...
Kobiety, które pozbawiły życia swoje poczęte dzieci, mają syndrom poaborcyjny. Czy dotyka on także lekarzy?
- Oczywiście że tak. Myślę, iż kobiety łatwiej przyznają się do tego, że dokonały aborcji. Na pewno bardziej dociera do nich przekaz medialny w tej kwestii i łatwiej mogą poszukać pomocy, by leczyć ten zespół. Ewidentnie stwierdzam, że ten zespół istnieje i dotyczy wszystkich kobiet poaborcyjnych wcześniej czy później. On dotyczy wszystkich przerwanych ciąż, niezależnie od tego, ile ich było - a w tamtych czasach (lata 70., 80.) kobiety nieraz wielokrotnie usuwały ciążę. Ten zespół wystąpi zawsze.
Jeśli chodzi o lekarzy, to ja ten okres życia bardzo ciężko przeżywam. Próbowałam to sobie tłumaczyć tym, że to tak wtedy było, że tak nas uczyli na studiach - bo faktycznie tak uczyli, że tak postępowali nasi mistrzowie. Jednak żadne tłumaczenia nie pomogły. Wina mnie przytłoczyła. Musiałam wiele lat poświęcić na to, żeby uwierzyć, że jest jednak na świecie miłosierdzie. W ten sposób odnalazłam Pana Boga. W moim przypadku odnalezienie Boga wiązało się z koniecznością odnalezienia miłosierdzia.
Czy teraz w pracy spotyka Pani kobiety, które chcą zabić swoje nienarodzone dziecko?
- Przyznam, że w tej chwili wśród młodych kobiet ten temat wyciszył się zupełnie. W mojej poradni jest tak wyjątkowo sporadyczny, że praktycznie nie istnieje. Młode, zdrowe kobiety wiedzą i są przekonane, że ciąża - od pierwszych dni, to jest poczęcie ich dziecka. Naprawdę bardzo rzadko kobiety proszą o wskazówki w sprawie aborcji. Pracuję w społecznościach miast mniejszych - pracowałam w Tarnowie, Grudziądzu, teraz w Nowym Sączu. Myślę, że w małych i średnich miastach czy na wsiach temat ten jest rzadziej spotykany i dotyczy przede wszystkim społeczności wielkomiejskich. Na pewno ludzie z mniejszych aglomeracji zdecydowanie wiedzą, kiedy zaczyna się życie człowieka. Jednak edukacja, choćby informacje w mediach dotyczące zmiany Konstytucji, sprawia, że młode kobiety mówią - to przecież już jest moje dziecko. I to od pierwszych dni. W tej chwili jest zdecydowanie inna świadomość. Ogromna większość kobiet zdaje sobie sprawę, że aborcja to trauma i że własnych dzieci nie wyrzuca się do kubła.
Czy w takim razie powinniśmy wzmocnić prawne gwarancje dla życia człowieka?
- Jestem absolutnie za ochroną życia. Niezależnie od tego, czy badanie wykazuje, że dziecko jest chore, czy nie, ono powinno żyć.
A lekarze, którzy obecnie przeprowadzają aborcje - to margines?
- Myślę, że nie do końca to jest margines. Dla pieniędzy ludzie robią różne rzeczy. Jeśli można coś zrobić "legalnie", to znajdują się ludzie bez serca i bez sumienia, zwłaszcza wśród moich kolegów ginekologów. Nie chcę, by to tak zabrzmiało, że dotyczy to większości, ale wiem, że moi koledzy niejednokrotnie wybrali tę drogę, by zarabiać na aborcji pieniądze.
Dziękuję za rozmowę., " Nasz Dziennik" 2007-04-13
Autor: wa