Przez Świsłocz pełznie kult Stalina
Treść
Nieopodal Wołkowyska, gdzie w sobotę dopełniał się dramat Związku Polaków na Białorusi, w miasteczku Świsłocz postkomunistyczne władze niepostrzeżenie odbudowują kult Stalina. W położonym przy granicy z Polską miasteczku wywlekły one ze śmietnika historii dawno wyrzucone symbole, tworząc swoją "aleję sławy", gloryfikującą upiory przeszłości.
Chociaż do niedawna Józef Stalin nie był w Świsłoczy wspominany, obecnie jego imię 15-krotnie powtarza się na gmachu szkoły kadetów. Do przedstawienia na fasadzie trzech twórców komunizmu: Marksa, Engelsa i Lenina, dołączył także Stalin, którego imię wypisano tak, by zbytnio nie rzucało się w oczy. Również przy alei Bohaterów przy centrum rejonowym, obok pomnika Lenina stoi popiersie kata narodów. Na małej tabliczce skromnie wyryto "Generalissimus Stalin" i lata życia tyrana. Jego podobizna na alei Bohaterów straszy także na fasadach gmachów i pomnikach. Jak podała wczoraj rosyjska telewizja NTV, w Świsłoczy obraz "Wodza" "odradza się cicho i prawie niepostrzeżenie". - Historię należy pamiętać - usprawiedliwia lokalizację pomnika Stalina w parku burmistrz Świsłoczy.
W miasteczku nikt nie ma wątpliwości, że za odbudową pełzającego kultu jednego z największych zbrodniarzy w historii świata stoi Iwan Krupica, szef administracji miasteczka. W gabinecie rejonowego naczelnika zatknięto aż trzy sztandary: państwowy, przechodni (jako zachęta do pracy) oraz pamiętający czasy ZSRS. - Urzędnik ma więc wyrazistą bazę ideologiczną - ironizował dziennikarz NTV.
Obserwatorzy zwracają uwagę, że prezentuje on graniczącą z infantylizmem postawę polityczną, za którą kryje się długotrwała indoktrynacja komunistyczna. - Nie będzie istnieć taki kraj, który nie ma dzisiaj symboli - twierdzi z przekonaniem Krupica, chociaż na symbolach, do których się odwołuje, można co najwyżej zbudować organizację przestępczą. - Obecne ataki czy to na Lenina, czy to na Stalina są po to, aby nasz naród pozostawić jakby z niczym, żeby nie pozostało u nas nic świętego - stwierdził Krupica.
Dla burmistrza Świsłoczy, jako typowego "produktu" minionej epoki, historia zaczyna się w 1917 r. Tymczasem - jak na ironię - historia Świsłoczy jest o wiele dłuższa i wyjątkowo obfituje w rzeczywistych bohaterów. Niegdyś działające tu na wysokim poziomie gimnazjum wychowało co najmniej trzy wielkie i godne upamiętnienia postacie. W latach 1827-1829 pobierał tu naukę Józef Ignacy Kraszewski, gdzie zdał egzamin dojrzałości. W latach 1836-1842 uczył się tu kandydat na ołtarze Romuald Traugutt, kończąc szkołę z wyróżnieniem. W 1855 r. absolwentem świsłockiego gimnazjum został Konstanty Kalinowski - bohater narodowy Polski, Białorusi i Litwy, uczestnik Powstania Styczniowego, w czasie którego pełnił funkcję komisarza rządu polskiego na województwo grodzieńskie. Kalinowski, jako jeden z przedstawicieli XIX-wiecznego białoruskiego odrodzenia narodowego, opowiadał się za jednością Polski i Białorusi.
W Świsłoczy prężnie działa społeczność polska, posiadająca własny chór i orkiestrę dętą. Mieści się tu rejonowy oddział Związku Polaków na Białorusi. W miasteczku działają dwie parafie katolickie: Miłosierdzia Bożego i św. Franciszka z Asyżu. Wszyscy mieszkający w Świsłoczy Polacy wspieranie przez władze pełzającego kultu Stalina odbierają jako potwarz. Dobrze pamiętają, że pierwsze spotkanie mieszkańców Grodzieńszczyzny ze stalinizmem wiązało się z deportacjami tysięcy ludzi w głąb Związku Sowieckiego, gdzie wielu z nich zmarło z głodu, zimna i przemęczenia. Ksiądz Albin Horba wspominał, że tylko podczas pierwszej masowej wywózki dokonanej w lutym 1940 r. z parafii Świsłocz wywieziono około 1000 osób. Jednak to nie pamięć o ofiarach Stalina jest "świętością" dla władz Świsłoczy, lecz ich oprawca. Mimo to polska dyplomacja milczy w tej sprawie.
Waldemar Moszkowski
"Nasz Dziennik" 2005-08-29
Autor: ab