Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przez cztery miesiące rząd nie kiwnął palcem

Treść

Z dr. hab. Adamem Bieńkiem, adiunktem na Wydziale Filologii Orientalnej Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Anna Wiejak

Jak wygląda obecnie sytuacja wewnętrzna w Pakistanie?
- Pakistan jest bardzo niejednorodnym państwem. Teoretycznie utrzymywana jest władza centralna, natomiast północno-zachodnią częścią Pakistanu, tzw. dawną Prowincją Północno-Zachodnią, rządzą plemiona i przywódcy plemienni, którzy mają odrębne układy z rządem pakistańskim. Te ostatnie były dotąd utrzymywane, jednakże po znanych nam wydarzeniach w Indiach (zamachy w Bombaju) armia pakistańska przepuściła atak na pozycje wodzów plemiennych oraz ukrywających się wśród nich talibów, czyli zlikwidowano dawne porozumienie o zawieszeniu broni. Dzieliło ono Pakistan na część rządzoną centralnie i z prawodawstwem centralnym oraz część plemienną opierającą swoje prawodawstwo na prawie muzułmańskim oraz prawie zwyczajowym pusztuńskim (Pasztunwali).

Jak tłumaczyć decyzję o wykonaniu egzekucji na polskim zakładniku, skoro - jak miał argumentować w trakcie kłótni jeden z porywaczy - zabicie geologa byłoby pozbawione sensu?
- Porywacze prawdopodobnie zaczęli panikować, dlatego że armia pakistańska odnosi spore sukcesy w walkach z talibami, więc działali pod wpływem chwili.

Jest możliwe, że wbrew dotychczasowym doniesieniom porwany Polak żyje?
- Mam taką nadzieję. Zdarzało się już, że porywacze, aby podbić stawkę, aby zmusić rządy państw do działania, udawali, że już zgładzili zakładnika. Jeżeli taki był ich zamiar, to im się to powiodło, i taką mam nadzieję.

Jak ocenia Pan działania polskiego rządu podjęte w celu uwolnienia Polaka?
- Od czterech miesięcy polski rząd nie kiwnął palcem. Wiadomo było od początku, że była pilna potrzeba oddelegowania dobrego negocjatora, co zrobiono dopiero przy ostatecznym ultimatum talibów. W momencie kiedy przybywa na miejsce dobry negocjator, potrzebuje czasu, dużo czasu, żeby się wczuć w sytuację, żeby wzbudzić zaufanie ekstremistów. Tymczasem w tym dniu słyszymy deklarację, że nie będzie żadnego okupu, chociaż żądania nie dotyczyły okupu, tylko kwestii politycznych. Myślę, że rząd polski czekał do ostatniej chwili, absolutnie nic nie robiąc, a w czasie bardzo beztroskiej deklaracji pan premier zaprzepaścił ostatnią szansę, żeby negocjator mógł cokolwiek zrobić. Bardzo jestem natomiast zbudowany postawą firmy, w której zatrudniony był geolog, ponieważ na wszelkie pytania o to, czy myślą o dalszych pracach w Pakistanie, odpowiadają, że w tej chwili najważniejsze jest to, czy ich pracownik żyje.

Polskie władze tłumaczą, że porywacze skierowali żądania do rządu pakistańskiego. Czy rzeczywiście powinny w takiej sytuacji jedynie monitować posunięcia władz Pakistanu?
- Wydaje mi się, że jeżeli jesteśmy stroną konfliktu, ponieważ plemiona pasztuńskie stanowią większość, przynajmniej polityczną w Afganistanie, w którym są obecnie polskie oddziały, należało natychmiast wysłać negocjatora. My nie jesteśmy zupełnie bezstronni w tym konflikcie. Talibowie walczą również z naszymi żołnierzami w samym Afganistanie. Jeżeli jednak rząd uznał, że nie jesteśmy stroną w negocjacjach, to po co wysłano w ostatniej chwili negocjatora, który - kiedy przybył na miejsce - dowiedział się, że nie ma już nic do zrobienia, ponieważ pan premier już podjął za niego decyzję.

Porwanie polskiego inżyniera wpłynie na dalszą obecność polskich wojsk w Afganistanie?
- Obawiam się, że nie. Tutaj są pewne zobowiązania sojusznicze. Chyba że rzeczywiście rozpocznie się jakaś większa nagonka medialna. Obecny rząd jest niezwykle wrażliwy nie na opinię publiczną, ale na opinię mediów, na to, jaki wizerunek w mediach jest kształtowany, prawdopodobnie zatem zgodzi się na jakieś ustępstwa, na kalendarium wycofania się z Afganistanu wyłącznie po to, żeby zyskać w sondażach.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-09

Autor: wa