Przez chwilę wierzyliśmy...
Treść
W Polskim Związku Piłki Nożnej żadnych zmian na lepsze nie będzie, mimo odtrąbionego przez rząd i ministra sportu sukcesu w "trzeciej wojnie futbolowej". Bo niby co: miał się przyznać do klęski, upokorzenia, katastrofy? Gdy Mirosław Drzewiecki niespodziewanie "wypalił" i wprowadził do związku kuratora, jakoś nie mogłem pojąć, czemu zrobił to teraz, w tym akurat momencie i z takich, a nie innych powodów (będę szczery: logiki w tym nie widziałem), ale stanąłem za nim. Jak większość, ogromna większość sympatyków futbolu nad Wisłą. Gdy FIFA i UEFA zaczęły nas szantażować i grozić zawieszeniem i odebraniem Euro 2012, spodobała mi się postawa rządu, który zajął twarde stanowisko i odpowiedział, że czasem trzeba podjąć ryzyko i oczyścić futbolowe stanowisko nawet za dużą cenę. Taki krok wydawał mi się właściwy. Wiem, wiem, mogliśmy (teoretycznie niby) stracić mistrzostwa Europy, ale z jednej strony w to kompletnie nie wierzyłem, z drugiej wychodziłem z założenia, że najwyższy czas zachować twarz, honor i szacunek dla siebie. Przecież gdy ktoś na moim podwórku bruździ i śmieci, to chyba mam prawo je uporządkować? No ale potem potoczyło się, jak potoczyło. Jeszcze w niedzielę przedstawiciele władz przekonywali, iż nigdy się nie ugną pod szantażem, ale już wtedy wiedzieli, że padną na kolana i posypią pokornie głowę popiołem. W poniedziałek tak zrobili i nawet rozbawiło mnie posłyszane zdanie, że "rząd się nie ugiął, bo miał odwołać kuratora do południa, a obiecał to zrobić kilka godzin później". Ha, ha, nawet śmieszne - i tragiczne zarazem. Odtrąbiony sukces jest żałosną próbą ratowania twarzy, oczywiście skazaną na porażkę. Zmian w PZPN nie będzie, stary zarząd wrócił, nowy prezes, wybrany pod koniec października, będzie kontynuatorem dotychczasowej linii albo przedstawicielem umocnionego przez ostatnie wydarzenia betonu. Na pewno przyjacielem i zwolennikiem Michała Listkiewicza i przeciwnikiem zdecydowanej walki z korupcją i patologiami. Rząd, przez ostatni tydzień, leciutko nawet nie skruszył fundamentów, na których trwa futbolowa centrala, jest ona bezpieczna i ma się doskonale. I bezkarnie - to ważne. Bo czy coś zmienią prace, jakie PZPN będzie prowadził pod nadzorem Niezależnej Komisji Wyborczej, usuwając i zmieniając - tak naprawdę mało znaczące - zapisy statutowe, prawne itd.? Nic. Znaczenia dla reform mieć nie będą żadnego. Tak sobie myślę, na koniec już, że Drzewiecki mógł, wiedząc o uchybieniach w statucie związku, spokojnie poczekać do wyborów, a potem je zaskarżyć jako nieważne z mocy prawa, zawiesić zarząd, niezdolny do wyboru nowych władz, i wtedy pójść na całość - udowadniając, że nie potrafi skutecznie funkcjonować. A tak spowodował, że wygrana Laty lub Kręciny odbędzie się w majestacie prawa, dzięki... takiej, a nie innej decyzji ministra sportu i polskiego rządu. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że coś było nie tak, jak trzeba. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-10-08
Autor: wa