Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przez chwilę mieliśmy medal

Treść

Sporo emocji przeżyliśmy wczoraj podczas biatlonowego biegu sztafetowego 4x7,5 km. Po dwóch zmianach nasi reprezentanci zajmowali bowiem rewelacyjne trzecie miejsce i przez chwilę mogli marzyć o medalu. Niestety, druga połowa zawodów już tak dobra nie była. Nie dość, że Polacy stracili swą pozycję, to jeszcze spadli na trzynaste miejsce. Wygrali Niemcy. Dziś z dużym zainteresowaniem spoglądać będziemy na biegowe trasy w Pragelato oraz Oval Lingotto w Turynie, gdzie rywalizują panczeniści.

A było tak pięknie...
Wczorajsze zmagania sztafet biatlonowych rozpoczęły się dla nas wspaniale. Wiesław Ziemianin, który wyruszył na trasę jako pierwszy, przez chwilę był nawet liderem, potem kilku świetnych rywali go wyprzedziło, ale i tak zakończył swą zmianę na bardzo wysokiej, piątej pozycji. Zawodnik BKS Kościelisko nie tylko znakomicie biegł, ale i strzelał, co zaowocowało zaledwie 15-sekundową stratą do prowadzących Amerykanów. Potem było jeszcze lepiej. Za Ziemianinem wyruszył nasz najlepszy i najbardziej utytułowany biatlonista Tomasz Sikora, i nie zawiódł. Nie pomylił się na strzelnicy, dobierał tylko jeden nabój i wyprowadził polską drużynę na trzecie miejsce, z zaledwie 4-sekundową stratą do znajdujących się na drugiej pozycji Włochów! W tym momencie było świetnie, marzyciele zaczęli nawet śnić o medalu. Sztafeta ma jednak to do siebie, że sukces zależy od postawy wszystkich czterech zawodników. Nawet jeden słabszy zazwyczaj pozbawia szans na dobry wynik. Nasz zespół wyrównany, niestety, nie jest...
Michał Piecha na trzeciej zmianie całkiem nieźle strzelał w pozycji leżącej, ale już w stojącej - kompletnie się pogubił. Nerwy zrobiły swoje, mimo kompletu doładowań zarobił dwie rundy karne. To wszystko drogo kosztowało, Polacy wypadli z czołowej dziesiątki. Krzysztof Pływaczyk nie był w stanie tego zmienić. Biało-Czerwoni ukończyli zmagania na trzynastej pozycji, patrząc realnie - będącej odzwierciedleniem ich możliwości jako drużyny. A że przez chwilę mogliśmy marzyć i się łudzić...
Złoty medal zdobyli Niemcy (Ricco Gross, Michael Roesch, Sven Fischer, Michael Greis) i ich wygrana ani przez moment nie podlegała dyskusji. Prawie 21 s za nimi metę minęli Rosjanie, na trzeciej pozycji finiszowali Francuzi (43,6 s straty). Dosłownie centymetry za nimi przybiegli Szwedzi (o kolejności decydowała fotokomórka). Znów zawiedli faworyzowani Norwegowie - zajęli piąte miejsce, co jest ich ogromną porażką.

Oczy na sprinterów i Wójcicką
Dziś w sprintach wystartuje troje naszych biegaczy narciarskich: Justyna Kowalczyk, Janusz Krężelok i Maciej Kreczmer. Ze szczególną uwagą będziemy przyglądać się występowi pierwszych dwojga, wszak zarówno Kowalczyk, jak i Krężelok mają realne szanse na miejsca w czołowej dziesiątce, może ósemce. Pani Justyna, na ile potrafiła, zapomniała o dramatycznym biegu na 10 km klasykiem, podczas którego zasłabła i straciła przytomność. Czuje się dobrze, jest w wysokiej formie i bardzo chce zrekompensować czwartkowe niepowodzenie. Jak przyznaje, nie boi się powtórki sprzed kilku dni, nie zamierza oszczędzać się i kalkulować. Po prostu wyruszy na trasę, da z siebie wszystko i postara się o jak najlepsze miejsce. Dziesiątka - to cel realny.
Z nadziejami będziemy przyglądać się startowi Krężeloka, bo to wybitny specjalista od sprintu, w którym czuje się wręcz znakomicie. W piątek był zadowolony z biegu na 15 km klasykiem, który traktował jako trening i przetarcie przed dzisiejszym występem. Polak nie ukrywa, że czuje się mocny i choć zdaje sobie sprawę, iż na medal nie ma szans - będzie walczył o jak najwyższą pozycję w pierwszej dziesiątce. Stać go na to.
Sprint jest emocjonujący, ale i szalenie loteryjny. Można być świetnie przygotowanym, ale wystarczy, że zawodnik się potknie, złamie kijek (o co naprawdę nie jest trudno) - i już może zapomnieć o sukcesie. Dlatego reprezentantom Polski życzmy tego niezbędnego łutu szczęścia, a jeśli go nie zabraknie - może być dobrze.
Oprócz sprinterów w swej koronnej konkurencji - biegu na 1500 m - wystąpi nasza łyżwiarka szybka Katarzyna Wójcicka. Postawa panczenistki spod Giewontu jest jak na razie jedną z największych i najmilszych dla nas niespodzianek. Zawodniczka w Turynie zyskała życiową formę, zajęła bardzo dobre dziesiąte miejsce na 3000 m i ósme na 1000 m. Na tym drugim dystansie ustanowiła przy okazji rekord kraju. Dziś jest w stanie powtórzyć te lokaty, a może nawet trochę je poprawić.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2006-02-22

Autor: ab