Przetrącone obeliski
Treść
Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik
Z dr. Mirosławem Borutą, socjologiem z krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego, rozmawia Marcin Austyn
Dekomunizacja przestrzeni publicznej w Polsce idzie dość ślamazarnie. Można pokusić się o twierdzenie, że ludzie przyzwyczaili się do widoku czerwonej gwiazdy?
– Oczywiście, że tak. Przecież dla człowieka, który ledwo wiąże koniec z końcem, bo już nie żyje „od pierwszego do pierwszego”, tylko „od debetu do debetu”, ważniejsze jest przetrwać. Ta polityka 25-lecia przyzwyczajania nas do nędzy i codziennej walki o byt musi rzutować na priorytety. Jeśli musimy wybierać pomiędzy bochenkiem chleba a gazetą i musimy wybierać to pierwsze, to nie znajdziemy powodu, by wydawać pieniądze na wartości duchowe. A dekomunizacja należy do tych właśnie wartości.
Zabrakło odpowiedniej edukacji czy może chęci, by posprzątać po sowieckim okupancie?
– Zabrakło elit. Arystokracja, ziemiaństwo, inteligencja polska lat międzywojennych, ta, dla której los każdego człowieka nie był obojętny i starała się każdego dowartościowywać, edukować do polskości, została zastąpiona przez lumpenelity (termin niezapomnianej śp. prof. Anny Pawełczyńskiej). A one, osiągnąwszy pozycje wiernych sług obcych panów, gardzą pozostałą, wielomilionową częścią społeczeństwa. Tę pogardę widać codziennie w ich języku, w ich mediach. To ogromny problem, który musimy my, Polacy, w kraju i za granicą czym prędzej rozwiązać.
W kolejnych miastach wciąż toczą się boje o likwidację posowieckich upamiętnień. Dlaczego dzieje się to dopiero teraz?
– Zwróćmy się teraz ku tym, którzy zapoczątkowali proces przywracania nas ku polskości, ku śp. prezydentowi RP Lechowi Kaczyńskiemu czy śp. prof. Januszowi Kurtyce. Doceńmy ich walkę o godne miejsce Polski w Europie (także tej bliskiej, Środkowo-Wschodniej), o Żołnierzy Niezłomnych (tu wspomnę choćby o Fundacji Łączka), o patriotyczną narrację przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To procentuje. I znalazły się środowiska, różnorodne, ale połączone myślą, że nadszedł czas ukazania prawdy o tym, kto bronił Ojczyzny, a kto strzelał do obrońców. Że nadszedł czas, by upamiętnić bohaterów, a znieść obeliski katów i morderców.
Jednak kiedy w uroczystość Wszystkich Świętych TVP wspomina Wojciecha Jaruzelskiego, to zasadne zdaje się też pytanie o to, jaka dziś jest ta wolność.
– To środowisko coraz mniej zasługuje na nazwę Telewizja Polska. Oni nie rozumieją podstawowych kwestii. Polska to ofiary Jaruzelskiego czy Krzyżanowskiego, Polska to zabici i zmuszeni do emigracji, Polska to Danuta Siedzikówna „Inka”, a nie jej morderca. Paranoi relatywizmu trzeba położyć tamę. Pomnik może mieć święty, ten, który cierpiał bądź był prześladowany, a nie ten, który zadawał ból, najechał, zabijał.
W Nowym Sączu sprawa pomnika Armii Czerwonej ciągnie się od dwóch dekad. Doszło tam już do szarpaniny protestujących z policją, a decyzja o zdjęciu sowieckich symboli zapadła dopiero wtedy, gdy pojawiła się realna groźba społecznej rozbiórki. Dlaczego dochodzi do takich sytuacji?
– Jak zwykle przez głupotę rządzących i mądry opór, nacisk społeczny rządzonych. Znów musimy borykać się z problemami „niepotrzebnymi”, znów jesteśmy uwikłani w działania, których nie powinno być. Takich obelisków, miejsc „antypolskiej pamięci” czy nazw jest mnóstwo. Myślę, że dlatego warto zajmować się polityką, „iść do polityki”, by rozwiązywać te kwestie szybko i sprawnie. A ludziom pozwolić zająć się swoimi codziennymi sprawami, rodziną, pracą, wypoczynkiem, jeśli są już w wieku emerytalnym. Tak funkcjonują normalne państwa. Państwo Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego z pewnością na miano normalnego nie zasługuje. To państwo propagandy i zaostrzania podziałów społecznych.
Sprawy odwlekane przez lata muszą stanąć na ostrzu noża, by znalazło się rozwiązanie? Czy tego rodzaju przypadki świadczą o tym, że ludzie tracą cierpliwość, czy też że zaczynamy rozumieć, co to jest społeczeństwo obywatelskie?
– Dodam tylko jedno słowo, zaczynamy wracać do Polski, to jest coraz bardziej polskie społeczeństwo obywatelskie, to ważny wyróżnik. Polskość to wolność, polskość to praca i walka, walka z oprawcą, czy to niemieckim, czy rosyjskim, czy jakimkolwiek innym. Po latach komunistycznej propagandy i pedagogiki wstydu ostatnich dwudziestu pięciu lat Polacy wracają do Polski, ich Polski, nie rosyjskiej i nie niemieckiej.
Można powiedzieć, że dorastamy do demokracji? To będzie z czasem przekładało się np. na frekwencję przy urnach? Czy jednak wciąż wygrywać będzie przekonanie, że i tak nic się nie zmieni?
– Namawiam szczerze i serdecznie do angażowania się w politykę, nie tylko by iść wybrać, by dać się wybrać samemu. Działania dla wspólnego dobra, tak jak pisał o tym Jan PawełII, tak jak namawia nas do tego Ojciec Święty Franciszek, to największa misja i powołanie chrześcijanina. Pamiętajmy, że ci, którzy odstręczają nas od polityki, którzy mówią: „nie róbmy polityki”, chcą zapewnić sobie monopol na władzę. Ale w Polsce nie uda się to nigdy. Nie ma i nie będzie zgody na niczyją dominację w Polsce, bo tysiąc pięćdziesiąt lat Wielkiego Projektu Polska trwa w nas.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin AustynNasz Dziennik, 6 listopada 2014
Autor: mj