Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prześladowanie Kościoła w Indiach

Treść

W Indiach nie ustają antychrześcijańskie pogromy, które będą tematem szczytu Unia Europejska - Indie, który dziś rozpoczyna się w Paryżu. W ostatnich dniach hinduscy ekstremiści zniszczyli kilka kolejnych kościołów, klasztor Misjonarek Miłości i ponad sto domów wyznawców Chrystusa. W ostatnią sobotę Konferencja Episkopatu Indii wystąpiła z memorandum podsumowującym dramatyczne wydarzenia.

W dokumencie podpisanym przez stojącego na czele Konferencji ks. kard. Varkeya Vithayathila biskupi oskarżyli ekstremistyczne ugrupowania hinduistyczne o zorganizowanie pogromów. Wezwali też władze do podjęcia stanowczych kroków dla ukrócenia rozruchów i ukarania ich sprawców, w tym delegalizacji ugrupowań odwołujących się do ideologii nacjonalistyczno-religijnych. Biskupi zażądali również otoczenia opieką osób poszkodowanych podczas antychrześcijańskich zamieszek. W dokumencie przypomnieli też obowiązujące w Indiach zasady konstytucyjne dotyczące swobód obywatelskich oraz rolę Kościoła we wspieraniu dialogu narodowego, w tym również w odniesieniu do różnych wspólnot religijnych.

W Indiach hinduscy ekstremiści niszczą chrześcijańskie ośrodki i kościoły. Często wdzierają się do świątyń podczas nabożeństw i na oczach wiernych profanują ołtarze i tabernakula. Chrześcijanie są nie tylko brutalnie bici. Wielu z nich, podpalonych żywcem, zginęło męczeńską śmiercią. W licznych przypadkach radykałom nie wystarcza już tylko zabicie chrześcijan. Profanują również ich ciała, ćwiartując je i wyrzucając do okolicznych stawów. Ofiarami ataków coraz częściej padają księża i zakonnice. Wśród tych ostatnich są też Misjonarki Miłości ze zgromadzenia założonego przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty, które posługują w Indiach najuboższym z ubogich. Wiele sióstr, które schroniły się w obozach dla uchodźców, w obawie o życie zmuszonych zostało do zdjęcia habitu i przywdziania tradycyjnego sari. Policja zaś pilnuje, by nie prowadziły żadnych "rozmów religijnych". Już ta sytuacja dowodzi, że stróżom prawa bardziej zależy na tym, by nie głoszono Ewangelii niż na trosce o bezpieczeństwo chrześcijan.
Jak stwierdził ks. Babu Joseph, rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Indii, skala pogromów świadczy o tym, że nie były to odosobnione incydenty, lecz dobrze zorganizowana akcja. Coraz częściej podnoszona jest również kwestia odpowiedzialności władz państwowych, które były jedynie "milczącym świadkiem" pogromów. W miniony piątek specjalny monit w tej sprawie wystosowały do rządu stanowego w Orissie władze federalne, żądając położenia kresu pogromom. Antychrześcijańskie rozruchy uznano za działania "w najwyższym stopniu przemyślane", a panującą sytuację określono mianem "bezprawia". Do Orissy skierowano dodatkowe oddziały paramilitarne, jako że miejscowe władze, w tym także policyjne, podejrzewane są o milczącą albo wręcz jawną współpracę z napastnikami.
Mordowaniu i prześladowaniu chrześcijan w Indiach od miesiąca biernie przygląda się wspólnota międzynarodowa. Poza Departamentem Stanu USA, który zwrócił się do rządu Indii z apelem "o poszanowanie wolności religijnej i przerwanie spirali przemocy", żadne z państw nie podjęło jakichkolwiek konkretnych kroków dyplomatycznych, które mogłyby wpłynąć na poprawę losu indyjskich chrześcijan.
Temat prześladowania chrześcijan w Indiach nie interesuje też komercyjnych mediów, które, jeśli w ogóle zauważają kolejne mordy czy zniszczenie następnych świątyń, to informacje na ten temat kwitują zazwyczaj kilkoma lakonicznymi zdaniami. Słusznie zauważył dziennik włoskiego Episkopatu "Avvenire", że na świecie szerzy się chrystianofobia. Zwrócono uwagę, że o ile z antysemityzmem czy islamofobią walczy tak wiele międzynarodowych organizacji, to za chrześcijanami, poza Kościołem, nie wstawia się nikt. Zdaniem "Avvenire", nienawiść do chrześcijaństwa globalizuje się i przybiera formy "nowego antysemityzmu", a Europa - jako kontynent wyrosły na gruncie chrześcijaństwa - zachowuje w tej kwestii karygodne milczenie.

Kolejny atak na Misjonarki Miłości
Tymczasem pogromy antychrześcijańskie w Indiach nie ustają. W ostatnich dniach hinduscy ekstremiści wystąpili przeciw wyznawcom Chrystusa w okręgu Kadhamala w stanie Orisa, niszcząc kilka kolejnych kościołów, klasztor Misjonarek Miłości i ponad sto domów wyznawców Chrystusa. W wyniku ataków uzbrojonych w maczety i miecze hinduskich radykałów jedna osoba straciła życie, a wiele odniosło obrażenia.
W wypowiedzi dla agencji UCAN siostra Suma, przełożona zgromadzenia Misjonarek Miłości w regionie Bhubaneswar, stwierdziła, że w nocy, 25 września, bandyci kompletnie zniszczyli klasztor we wsi Sukananda. Zakonnica stwierdziła, iż do miejscowości przybyło ciężarówkami ok. 700 uzbrojonych ludzi. Najpierw zburzyli kościół, potem zaś doszczętnie zdemolowali klasztor należący do założonego przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty zgromadzenia. Tym razem odbyło się bez ofiar, gdyż uprzedzone o ataku siostry wraz z będącymi pod ich opieką biedakami schroniły się w bezpiecznym miejscu poza wsią.
Wszystkie te wydarzenia miały miejsce podczas obowiązującej godziny policyjnej. Mimo tego policja nie uchroniła chrześcijan przed atakiem. Być może przyczyną był fakt, że w ostatnim czasie hinduistyczni radykałowie blokują drogi dojazdowe do miejsc pogromów, by utrudnić ewentualne działania policji, która i tak nie kwapi się z interwencją. Po tym, jak w związku z antychrześcijańskimi atakami aresztowano kilku hinduskich ekstremistów, tłum bandytów zaatakował komisariat policji w Kandhamal, domagając się ich wypuszczenia. Policjanci zmuszeni byli otworzyć ogień do tłumu, zabijając przy tym dwie osoby i kilka raniąc.

Motyw polityczny
Antychrześcijańskie pogromy w Indiach rozpoczęły się po zamordowaniu 23 sierpnia br. 85-letniego lidera hinduskich radykałów Laxmanananda Saraswatiego, znanego z postawy wrogiej chrześcijanom. Choć zabójstwa dokonali maoiści, hinduscy ekstremiści obwinili o nie chrześcijan, co stało się sygnałem do rozpętania antychrześcijańskich ataków. Obserwatorzy zauważają jednak, że fala pogromów rozpoczęła się po krajowym zjeździe nacjonalistycznej Partii Ludowej, którego celem było wypracowanie strategii przed marcowymi wyborami do parlamentu. John Hanford, odpowiedzialny w amerykańskim Departamencie Stanu za kwestie wolności religijnej, wskazał wprost, że fala antychrześcijańskich zamieszek w Indiach ma charakter polityczny, a stoi za nimi właśnie wspomniana wyżej Partia Ludowa.
Według agencji UCAN, w ciągu miesiąca zamieszek śmierć poniosły przynajmniej 33 osoby, a kilkaset zostało rannych. Zniszczono kilkaset kościołów, klasztorów i innych ośrodków chrześcijańskich, a także kilka tysięcy domów wyznawców Chrystusa. Przedstawiciele Kościoła katolickiego w Indiach oceniają, że w wyniku tego ostatniego faktu ponad 50 tys. ludzi stało się bezdomnymi. Część z nich przebywa w specjalnych obozach dla uchodźców. Tutaj jednak brakuje żywności. Jej dostarczanie jest utrudnione, gdyż hinduscy ekstremiści powalają drzewa na drogi, blokując w ten sposób dojazd do obozów.
Wielu chrześcijan przed pogromami schroniło się w lasach, gdzie przebywają do dziś. O ich losie jest bardzo mało informacji. Wielu z nich nie ma na razie prawa powrotu do rodzimych miejscowości, których strzeże policja. Zdaniem rzecznika prasowego Episkopatu Indii, większość chrześcijan nie chce wracać na pogorzeliska, gdyż boją się kolejnych prześladowań.

"Jestem gotów wrócić, by służyć tym, którzy mnie zranili"
Świadkowie najtragiczniejszych wydarzeń zwracają uwagę na okrucieństwo ataków. Warto w tym miejscu przypomnieć choćby przykład doświadczeń o. Thomasa Chellana, który cudem uniknął spalenia żywcem przez hinduskich ekstremistów. 57-
-letni duchowny po raz pierwszy od zamachu na życie zgodził się opowiedzieć swoją historię Niemali Carvalho z agencji AsiaNews.
24 sierpnia br. około 16.30 przed bramami prowadzonego przez o. Cherllana Centrum Duszpasterskiego w Divyajyoti w diecezji Cuttack-Bhubaneshwar pojawił się ogromny tłum ludzi wykrzykujących antykatolickie hasła. Z lęku o życie o. Thomas, wraz z pracującą w ośrodku siostrą zakonną, schronili się za ogrodzeniem na tyłach budynku. Tam dotarł do nich przeraźliwy krzyk ludzi wyłamujących drzwi i rozbijających szyby w oknach. Po krótkiej chwili zobaczyli dym i płomienie...
Przeczuwając niebezpieczeństwo, o. Thomas z siostrą zakonną schronili się w lesie, pozostając tam przez kilka godzin. Wieczorem dotarli do wioski Nuagaon, gdzie w jednym z domów otrzymali posiłek i schronienie. Jednak wczesnym rankiem następnego dnia przed domem tym pojawił się wściekły tłum hinduskich radykałów. Kilkudziesięciu z nich wdało się do jego wnętrza. Gdy wyprowadzili o. Thomasa na zewnątrz, zobaczył on towarzyszącą mu siostrę zakonną pochwyconą przez tłum. Przed budynkiem zdarli z niego koszulę i zaczęli bić. "Dlaczego zabiłeś Swamiji? Ile pieniędzy dałeś zabójcom? Dlaczego prowadzisz tyle spotkań w Centrum Duszpasterskim?" - wykrzykiwali oprawcy. Po tym "wstępie" zaciągnęli swe ofiary do innego budynku. "Bili nas siekierami, łopatami, łomami; jak byśmy nie byli ludźmi. Jestem pewien, że ci napastnicy byli opłaceni przez innych, by nas bić i torturować" - wyznał o. Thomas.
Gdy zdarli z zakonnicy bluzkę, o. Thomas próbował stanąć w jej obronie. Wtedy wściekły tłum rzucił się na niego. "Oblali mnie benzyną i zabrani się energicznie do zapalania zapałek, by mnie podpalić. Wtedy jeden z nich zasugerował, żeby wziąć mnie na środek drogi i tam spalić. Zaciągnęli nas na drogę, gdzie klęczeliśmy dziesięć minut. Tymczasem ktoś szukał sznura, by nas związać i spalić żywcem. Wtedy oni zdecydowali się przeprowadzić nas do Nuagaon, blisko pół kilometra. Byliśmy prowadzeni półnadzy. (...) Próbowali pozbawić nas pozostałych części ubrania, ale mieliśmy jeszcze tyle sił, by się oprzeć" - mówi o. Thomas.
Do Nuagaon dotarli ok. 14.30. Tam, na poboczu drogi, o. Thomas dostrzegł kilku funkcjonariuszy policji stanowej (OSAP). Żaden z nich nie zareagował.
Po przyjściu na miejsce posadzono ofiary na ziemi, wiążąc im uprzednio ręce. "Ktoś kopnął mnie w twarz. W tym czasie ktoś inny, kogo bardzo dobrze znałem, kupiec w Nuagaon, poszedł po opony potrzebne do spalenia nas" - wspomina o. Thomas. Wtedy pojawiła się policja...
"Jestem gotów wrócić, by służyć tym, którzy mnie zranili" - mówi dziś o. Thomas Chellan. "Wraz z moimi fizycznymi ranami Chrystus leczy moje rany emocjonalne. Nie czuję żadnej goryczy albo gniewu; jestem nawet przygotowany, by nas zaatakowali. (...) Jestem szczęśliwy z bycia częścią bogatej historii prześladowania Kościoła katolickiego w Indiach" - dodaje duchowny, którego jedynym zmartwieniem - jak wyznał - jest teraz los tysięcy chrześcijan, którzy przed atakami schronili się w lasach...


Sebastian Karczewski, RW, UCAN
"Nasz Dziennik" 2008-09-29

Autor: wa