Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przeraźliwie boją się prawdy

Treść

Oficjalne informacje podawane przez środki masowego przekazu Amerykanów i ich sojuszników głoszą, iż walczące w Iraku siły inwazyjne odnoszą niemal wyłącznie sukcesy. Jednocześnie wszelkie próby kwestionowania tej propagandy i rzetelnego ukazywania wojennej rzeczywistości spotykają się z coraz surowszymi represjami ze strony rządów państw, które dokonały agresji na Irak.

Władze USA chcą ograniczyć prawa obywatelskie przeciwników wojny. Antywojennym manifestacjom towarzyszą zwykle liczne zastępy, z reguły wrogich manifestantom, policjantów. Bardzo negatywnie o antywojennych protestach w USA wyrażają się opanowane przez zwolenników agresji na Irak tamtejsze media, które np. bezczelnie zaniżają liczbę uczestników protestów. Pod naciskiem Białego Domu zwalniani są kolejni dziennikarze, zaś osobom uczestniczącym w antywojennych protestach grozi się więzieniem.
Wrogą wobec przeciwników wojny atmosferę starają się wykorzystywać politycy. Ustawodawcy amerykańskiego stanu Oregon domagają się sądzenia osób występujących przeciw wojnie w Iraku jako terrorystów. Gdyby ich zamierzenia zostały wcielone w życie, groziłaby im za to kara minimum 25 lat pozbawienia wolności.
Władze Oregonu chcą dokonać korekty prawnej definicji pojęcia "terroryzm". Senator partii republikańskiej, John Minnis, szef komisji prawnej senatu stanu Oregon, zaproponował, aby terrorystą określać każdego, kto "bierze lub planuje wziąć udział w akcji, którą w skrajnym przypadku jeden z jej uczestników wykorzystuje dla wprowadzenia zakłócenia normalnej pracy" biznesu, transportu, szkół, władzy czy wolności społeczeństwa. Zwolennicy projektu nowego "prawa" argumentują, że władza musi dysponować instrumentami mogącymi "efektywnie" wpływać na protestujących przeciwników wojny.
O tym, że prawa obywatelskie w USA są zagrożone, alarmował w piątek belgijski dziennik "Le Soir". Gazeta pisze, że władze amerykańskie nadużywają patriotycznych haseł dla uzasadnienia wojennej awantury w Iraku. "W najbliższym czasie sytuacja w USA jeszcze bardziej się zaostrzy, kiedy zostanie przyjęty nowy dokument, który pozwoli rozszerzyć na wszystkich stan prawny, który do tej pory dotyczył jedynie obcokrajowców" - alarmuje gazeta. Chodzi szczególnie o prawo zezwalające na zatrzymanie pod strażą osób podejrzanych o terroryzm bez przedłożenia im oskarżenia. Projekt nowego prawa zakłada też wprowadzenie ograniczonego nadzoru nad działalnością instytucji religijnych i politycznych. Przewiduje on też, że niektóre przejawy obywatelskiego nieposłuszeństwa mieszkańców USA mogą być karane pozbawieniem amerykańskiego obywatelstwa.
Władze USA walczą także z niezależnymi dziennikarzami, którzy bardzo negatywnie oceniają obiektywność sterowanych przez armię amerykańską przekazów informacyjnych o wojnie w Iraku. Podkreślają oni, że rzetelne i krytyczne informowanie o wojnie irackiej stało się niezwykle trudne, a czasem wręcz niemożliwe.
Najbrutalniej zostali potraktowani przez umundurowanych stróżów porządku dziennikarze portugalskiej stacji telewizyjnej RTP. Zostali oni bez jakiegokolwiek powodu pobici przez funkcjonariuszy amerykańskiej żandarmerii wojskowej. Według agencji RIA "Nowosti", żandarmi przez cztery dni przetrzymywali ich w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie nie dawali im wody ani jedzenia, po czym odprawili ich do Kuwejtu.
Jak pisała w czwartek gazeta "Arab News", korespondent i operator portugalskiego kanału telewizyjnego RTP Luis Castro i Victor Silva zostali zatrzymani w pobliżu Nadżafu, pomimo iż posiadali akredytację dowództwa sił inwazyjnych. - Amerykanie w Iraku zachowują się zupełnie nienormalnie, boją się wszystkiego, co się rusza. Najpierw strzelają, a potem pytają - wyznał gazecie Castro.
Jedną z pierwszych ofiar negatywnej selekcji korespondentów wojennych został dziennikarz telewizji NBC Peter Arnett, którego zwolniono z pracy po tym, gdy w niedzielę, 30 marca przed kamerami irackiej telewizji państwowej stwierdził, iż "ci, którzy odpowiadali za planowanie kampanii wojskowej, jawnie nie docenili determinacji wojsk irackich".
Arnett wyraził też pogląd, że w samych Stanach Zjednoczonych rośnie opozycja wobec prezydenta Busha w ocenie zarówno metod prowadzenia wojny, jak i samej wojny. Zauważył także, że kierowane z Iraku do USA informacje o ofiarach wśród irackiej ludności cywilnej "pomagają tym, którzy występują przeciw wojnie wyrobić sobie własne argumenty".
Telewizja NBC początkowo broniła swojego reportera, jednak szybko uległa naciskom waszyngtońskiej administracji i Arnetta zwolniono, zarzucając mu, że wypowiedzenie przez niego własnego punktu widzenia było "nieprawidłowe". Zaatakowała go również stacja telewizyjna "Fox News", zarzucając mu "sprzedajność".
W ubiegły wtorek pracę Arnettowi zaproponował dziennik "Daily Mirror" - jedyna popularna gazeta angielska, która występuje przeciw wojnie w Iraku, zaś w czwartek Peter Arnett rozpoczął pracę w działającej od 18 lutego telewizji Zjednoczonych Emiratów Arabskich - Al-Arabija.
- Ciągle jeszcze odczuwam szok i dreszcze po zwolnieniu. Przekazywałem prawdę o tym, co się dzieje w Bagdadzie i nie będę za to przepraszać - pisał Arnett w "Daily Mirror".
Z powodu wyemitowania reportażu o ruchach wojsk amerykańsko-brytyjskich w czasie działań wojennych został wydalony z Iraku korespondent telewizji "Fox News" Geraldo Rivera. Komendant jednostki, w której się znajdował, uznał, że dziennikarz "ujawnił tajną informację operacyjną, podając na falach eteru dane o pozycjach i przemieszczeniach wojsk amerykańskich". Do opuszczenia Iraku został również zmuszony korespondent gazety "Christian Science Monitor" Phil Smaker, obwiniany przez Pentagon o naruszanie przepisów informowania o wojnie ustanowionych przez władze wojskowe USA.
Przygotowując się do wojny, agresorzy opracowali system bezpośredniego umieszczania dziennikarzy w składzie frontowych pododdziałów i przekazywaniu stamtąd informacji. System ten opracowano w oparciu o założenie, że wojna potrwa krótko, a Irakijczycy będą masowo się poddawać i witać najeźdźców jak wyzwolicieli. System ten określany pogardliwie "wmontowanym dziennikarstwem" załamał się z chwilą, gdy agresorzy spotkali się ze zdecydowanym oporem irackiej armii i milicji.
Waldemar Moszkowski
Nasz Dziennik 7-04-2003

Autor: DW