Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przemyt - przestępstwo, którego nikt nie ściga

Treść

Polska jest już jednym z nielicznych krajów w Unii Europejskiej, gdzie jeszcze istnieje branża obuwnicza. Od lat sektor ten boryka się z konkurencją azjatycką, skąd pochodzi już większość sprzedawanych w Polsce butów. Ale choć legalny import tanich butów z Chin, Wietnamu czy Pakistanu jest opłacalny, to znaczną część rynku opanowały jeszcze tańsze produkty z przemytu. Niestety, polskie służby celne niewiele lub prawie nic nie robią, aby przeciwdziałać temu procederowi, choć znane są miejsca, gdzie przemycany towar sprzedaje się w ilościach hurtowych, znane są także nazwiska osób organizujących przemyt.

Łódź, Radom, Częstochowa - do niedawna jeszcze były to stolice największych centrów przemysłu skórzanego w Polsce. Nawet po upadku największych producentów, którymi były ogromne państwowe kombinaty garbarsko-obuwnicze, jak Radoskór, branża ta w latach 90. miała silną pozycję w polskim przemyśle. Pracowały na nią setki małych i średnich firm prywatnych.
Od kilkunastu lat przemysł obuwniczy coraz bardziej się kurczy na skutek rosnącego importu obuwia z Azji, głównie z Chin, ale także z Wietnamu, Pakistanu, Indii, Bangladeszu czy innych krajów. Na Daleki i Środkowy Wschód przeniosła się większość europejskich i amerykańskich koncernów, tam mają swoje fabryki, które produkują buty z ich logo, a przemysł obuwniczy w większości państw UE został praktyczne zlikwidowany. Ostatnim z przykładów mogą być Czechy, gdzie przez całe dziesięciolecia symbolem tamtejszego obuwnictwa była Bata - teraz w zasadzie u naszych południowych sąsiadów nie ma ani jednej swojej fabryki, choć buty z tym logo są obecne na rynku, ale wytwarza się je gdzie indziej. O ile jednak legalny import obuwia azjatyckiego, które opanowało i Polskę, można potraktować jako skutek m.in. procesów globalizacyjnych, o tyle skandalem jest to, że polskie służby nie potrafią od lat skutecznie walczyć z przemytem butów.
To, jak sprawnie funkcjonuje przemyt, najlepiej widać w Łodzi, gdzie bez problemu można kupić buty czy tekstylia w wielu miejscach miasta, i to wcale nie na targowiskach. Stoiska ustawiane są praktycznie wszędzie i klientów nie brakuje, bo towar jest bardzo tani. Parę butów skórzanych można kupić już od 20-30 złotych, a za całkiem eleganckie obuwie trzeba zapłacić około 100 złotych. W sklepach ceny są nawet kilka razy większe. Od kilku handlujących próbowaliśmy się dowiedzieć, skąd pochodzi towar, gdyż na pudełkach nie było często żadnych oznaczeń, ale sprzedający są nieufni. - Z naszego, polskiego zakładu - twierdzili sprzedawcy, ale jego nazwy nie podawali. Choć byli i tacy, którzy przyznawali się, że sprzedają towar z importu z Chin. Na wszelkie pytania o to, skąd mają towar, odpowiadali, że z hurtowni albo z targowiska w Tuszynie. Sprawdzić tego jednak nie sposób i prawda jest jednak taka, że w zdecydowanej większości był to towar z przemytu, a cały proceder jest dobrze zorganizowany.
- W Łodzi za przemyt tekstyliów i obuwia odpowiada czterech panów, których nazwiska są dobrze znane odpowiednim służbom. Oni ten towar nielegalnie ściągają przez Hamburg i inne zagraniczne porty do Polski - mówi poseł Hanna Zdanowska (PO) z Łodzi, która od dawna bezskutecznie interweniuje u władz państwowych w sprawie ukrócenia przemytu. - Handel pudełkowy w Łodzi jest prawdziwą plagą. To są dziesiątki, może nawet setki miejsc, gdzie codziennie osoby handlujące towarami nielegalnego pochodzenia rozstawiają swoje stoiska. Ale nawet nie potrafimy określić w liczbach skali tego ogromnego zjawiska - tłumaczy Zdanowska.
Szacuje się, że co najmniej 25 proc. całego rynku może stanowić szara strefa, czyli głównie przemyt. Oznaczałoby to, że co roku kilkanaście milionów par obuwia jest zbywane poza wszelką ewidencją podatkową. A z każdej pary butów tylko podatek VAT to 22 proc. dla budżetu, czyli państwo traci tylko z tego tytułu co najmniej kilkaset milionów złotych rocznie. Poza tym przemyt przyczynia się do likwidacji miejsc pracy i wzrostu bezrobocia.
O skali przemytu może świadczyć fakt, że jest on już odczuwalny na podłódzkich targowiskach, które od lat były źródłem zakupu towarów przez sklepy odzieżowe i obuwnicze. Teraz legalnie działający przedsiębiorcy skarżą się, że przemyt odbiera im znaczną część rynku. - Każdy oficjalnie działający sklep musi zapłacić czynsz, różne podatki, w tym VAT, których przemytnik nie odprowadza do budżetu - podkreśla Kazimierz Klepaczewski, prezes Polskiej Izby Branży Skórzanej. - Zresztą przemyt dotyczy nie tylko butów, ale także innych produktów skórzanych i tekstyliów.
Co ciekawe, duże centrum handlu przemycanym obuwiem działa niemal pod nosem wszystkich służb państwowych - mowa o azjatyckim centrum handlowym w Wólce Kosowskiej koło Warszawy. Zdaniem poseł Zdanowskiej, o tym, iż na wielką skalę obraca się tam przemycanym towarem, świadczy fakt, że sprzedawcy... nie wystawiają faktur.
Sprawa przemytu obuwia i tekstyliów stała się na tyle poważa, że dyskutowano o niej także podczas posiedzenia sejmowej komisji "Przyjazne państwo". Posłowie i przedsiębiorcy liczyli na to, że otrzymają od służb celnych konkretne informacje na temat działań, jakie planują podjąć celnicy, aby ograniczyć ten proceder, bo każdy ma świadomość, iż przemytu nigdy nie uda się w pełni zlikwidować. Piotr Pogorzelski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Celnej Ministerstwa Finansów, wyjaśnił posłom, że nasze służby celne pilnują tylko granicy wschodniej, bo granice celne między państwami unijnymi nie istnieją. - Większość towarów odprawiana jest w innych krajach i już powtórnej kontroli celnej nie ma - podkreślił dyrektor Pogorzelski. I podał przykład Izby Celnej w Rzepinie, która zaczęła kontrolować faktury z zaniżoną zawartością towaru i wówczas importerzy zaczęli dokonywać odpraw w Hamburgu. - Jeżeli my tutaj chcielibyśmy się wykazać większą skutecznością, to podmioty będą szukać miejsc w całej Europie, gdzie będą bardziej liberalne służby celne - dowodził Piotr Pogorzelski i zapewniał, że służby celne prowadzą szereg szczegółowych kontroli, ale nie są w stanie sprawdzić wszystkich przesyłek. To jednak nie przekonało posłów. Hanna Zdanowska bezskutecznie próbowała się dowiedzieć, dlaczego celnicy lub policja nie przeprowadzą np. w Wólce Kosowskiej zakupu kontrolowanego, aby udowodnić handlowcom, którzy nie wystawiają faktur, łamanie prawa. - Skoro te kontrole są tak złożone, proszę mi powiedzieć, dlaczego egzystuje jeszcze Wólka Kosowska? Jeżeli pani poseł mówi o czterech nazwiskach ludzi, którzy zalewają rynek, jeżeli wskazuje konkretną miejscowość i konkretny obiekt, gdzie zachodzi wielkie prawdopodobieństwo omijania unijnych przepisów celnych, to co robi 15 tys. polskich celników, którzy mają w tym roku dostać 15-procentowe, najwyższe w administracji państwowej, podwyżki? - pytał dyrektora Pogorzelskiego wyraźnie poirytowany poseł Marek Wikiński (Lewica), wiceprzewodniczący komisji "Przyjazne państwo", i zapowiedział wystąpienie do premiera w sprawie kontroli celnych.
Kazimierz Klepaczewski podkreśla, że przedsiębiorcy już od dawna postulują wprowadzenie przepisów, które w znacznym stopniu pomogłyby w walce z przemytem obuwia. Chodzi o to, aby wszyscy importerzy mieli obowiązek składania deklaracji dotyczących bezpieczeństwa swoich produktów. Takie deklaracje są np. wymagane przez Niemców i polskie firmy, choć też jesteśmy w UE, muszą te dokumenty wypełniać. Udałoby się wtedy częściowo ograniczyć nie tylko przywóz towarów niebezpiecznych do Polski, ale i wyeliminować znaczny procent nieuczciwych handlowców. Wreszcie moglibyśmy rzetelnie przynajmniej oszacować skalę importu. Kolejne rządy nie podejmowały jednak tej kwestii.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-03-07

Autor: wa