Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przemoc pokazała siłę wiary

Treść

Wielomiesięczna przemoc wobec chrześcijan w indyjskim stanie Orisa pokazała siłę wiary wyznawców Jezusa. Zapewnia o tym ojciec Thomas Chellan, który był jednym z pierwszych zaatakowanych przez hinduistycznych ekstremistów 25 sierpnia 2008 roku. W rozmowie z agencją UCAN podkreśla, że choć miał wiele propozycji, by opuścić Orisę, pragnie tam pozostać i kontynuować pracę, którą zaczął.

Pogromy chrześcijan wybuchły po śmierci hinduistycznego nauczyciela Laxamananady Saraswatiego 23 sierpnia 2008 roku. Choć do zabójstwa Saraswatiego kilkakrotnie przyznawali się maoiści, o morderstwo oskarżono wtedy wyznawców Chrystusa, którzy stali się celem ataków hinduistycznych ekstremistów i musieli uciekać do lasów lub chronić się w obozach dla uchodźców. Część z nich została już zamknięta. Jak do tej pory nikt nie został ukarany, a świadkowie w toczących się procesach są zastraszani. Jak wyjaśnia o. Chellan, według tamtejszego prawa skazanie winnych zależy od naocznych świadków, którym prawo nie zapewni żadnej ochrony, jeżeli będą zeznawać przeciwko napastnikom. Podkreśla także, że w sprawie ataków nie można się koncentrować tylko na jego przypadku, bo on przeżył, ale przypomina, że w czasie trwających kilka miesięcy pogromów w Indiach setki osób straciło najbliższych, kobiety mężów, dzieci ojców, jednak media i samorządy lokalne zdają się o tym nie pamiętać. - Ale te biedne kobiety i dzieci trzymają się swej chrześcijańskiej wiary pomimo przemocy, śmierci i innych zagrożeń, których doświadczyły, kiedy zmuszano je do przejścia na hinduizm - zauważa kapłan. Sam podkreśla, że udało się mu przezwyciężyć traumę po ataku i nie ma żadnych koszmarów związanych z tym wydarzeniem. Jednak dokładnie pamięta, jak przyszli do niego ludzie uzbrojeni w "siekiery, pręty żelazne i drewniane kije i połamali drzwi", i jest gotowy zeznawać w sądzie przeciwko winnym. Jak wspomina, policja była blisko, gdy go zaatakowali, i mimo jego próśb o pomoc nie uczyniła nic. Policjanci bowiem sami obawiali się o swoje życie.
Mówiąc o przyczynach przemocy wobec chrześcijan w Orisie, o. Chellan zauważa, że nie dotyczy ona tylko prowincji Kandhamal, jednak tu była najsilniejsza, bo to bardzo zacofany region. Od 25 lat Kościół jest tam mocno zaangażowany w edukację i pomoc ludziom w najniższych kastach społeczeństwa, by stali się samowystarczalni. Problemem dla wielu jest to, że ci najbiedniejsi teraz mówią głośno o swoich prawach socjalnych i politycznych. A do tego przyczyniło się właśnie chrześcijaństwo i to wielu oburza. Jednak - jak podkreśla - jest to problem społeczny, a Kościół niepotrzebnie jest w to mieszany.
Kilkumiesięczne pogromy zniszczyły parafie i instytucje kościelne, których odbudowa jest teraz priorytetem, ale - jak zaznacza kapłan - "Kościół to ludzie". Teraz powoli wracają do swoich domów i parafii. Ojciec Chellan uważa, że rząd powinien się wymiernie włączyć w odbudowę zniszczonego mienia, bo ludzie chcą wracać. - Ataki tylko wzmocniły ich wiarę - podkreśla. - Jeśli kobiety i dzieci, które straciły ojca, wytrwały w wierze, mimo przerażenia i groźby ataku, tym bardziej teraz pozostaną wierne Bogu - zauważa.
Ojciec Chellan wyjaśnia także to, o czym nie mówiły media, że księża nie byli wpuszczani do obozów dla uchodźców "ze względów bezpieczeństwa" i wierni przez pewien czas pozostawali bez opieki duszpasterskiej. Teraz większość kapłanów powróciła do swoich parafii, choć często będzie ich mniej niż przed pogromami ze względu na administracyjne ograniczenia.
Na koniec o. Chellan stwierdza, że nie można jeszcze powiedzieć, iż przemoc się skończyła. Ataki na chrześcijan w Orisie zaczęły się już 10 lat temu i jest to bardzo głęboki, złożony problem. Sam zapewnił, że ma misję do wypełnienia w Orisie, że chce w niej pracować i pozostać z wiernymi, którzy tam pragną żyć.
Maria Popielewicz
"Nasz Dziennik" 2009-06-24

Autor: wa