Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przemilczana twórczość

Treść

O niedawno zmarłym w Londynie Jerzym Pietrkiewiczu, nieodkrytym jeszcze w kraju wybitnym poecie, prozaiku, profesorze Uniwersytetu Londyńskiego oraz tłumaczu poezji Karola Wojtyły, później Jana Pawła II, z krytykiem literackim Waldemarem Smaszczem rozmawia Adam Białous

Jerzy Pietrkiewicz nie należał do pisarzy w Polsce szerzej znanych. Pan zaś wielokrotnie pisał o jego twórczości, a nawet wydał wybór jego wierszy "Słowa są bez poręczy". Skąd to zainteresowanie?
- Samo nazwisko znałem, oczywiście, wcześniej, ale twórczością zacząłem interesować się od czasu moich rozmów z ks. Janem Twardowskim, który uważał Jerzego Pietrkiewicza za swego najbliższego przyjaciela. Wiejska tematyka jego wierszy, poetycki światopogląd, bliski widzeniu dziecka, a także urok osobisty i... kult Józefa Piłsudskiego, którego kiedyś spotkali podczas spaceru w Łazienkach i ukłonili mu się, a Marszałek odpowiedział, salutując, wszystko to bardzo zbliżyło obu twórców. Chociaż, jak mi napisał prof. Pietrkiewicz w jednym z ostatnich listów z Londynu, różnili się w wyborach formalnych - on preferował formę poematu, jego przyjaciel - lirykę. I o to potrafili się spierać podczas nocnych "odprowadzań" po Warszawie do białego rana. Nie wpłynęło to w żaden sposób na ich przyjaźń, która przetrwała do końca. Ciekawe, że obaj żyli tak samo długo - 91 lat.

Jak zaczęła się kariera Jerzego Pietrkiewicza?
- Urodził się w roku 1916 w niewielkiej wsi Fabianki, niedaleko Włocławka, gdzie potem ukończył Gimnazjum im. Jana Długosza. Pierwsze swoje teksty, pisane jeszcze w wieku szkolnym, publikował w warszawskim piśmie "Kuźnia Młodych", którą współredagował Jan Twardowski, wówczas uczeń Gimnazjum im. Tadeusza Czackiego. Po maturze przyjechał do Warszawy, niemal bez środków do życia, ale za to z ogromnym optymizmem i niezmienną pogodą ducha. Ksiądz mówił mi o swojej wręcz fascynacji nowym przyjacielem, który miał już wydany pierwszy tomik poetycki "Wiersze o dzieciństwie", a debiut w szkolnej ławie należał do rzadkości. Do roku 1939 zdążył wydać jeszcze dwa zbiory poetyckie. Miał wówczas zaledwie 23 lata!

Co może Pan powiedzieć o poezji Jerzego Pietrkiewicza?
- Jerzy Pietrkiewicz był bardzo samodzielny w swoich wyborach artystycznych, zupełnie odrzucał np. poezję Skamandrytów, nie miał potrzeby czytania ich utworów, ponieważ była to dla niego sztuczna, napuszona poezja miasta. On natomiast w swoich wierszach starał się ukazać piękno i wielkość prowincji. Pierwszy jego poemat, drukowany w sześciu numerach pisma "Prosto z mostu", z którym się związał w Warszawie, zatytułowany był właśnie "Prowincja". Najbliższe relacje miał z grupą autorów drukujących swoje teksty w "Okolicy Poetów" Stanisława Czernika, czyli autentystami. Chociaż mówiąc o związkach Pietrkiewicza z tym kręgiem, trzeba podkreślić, że różnił się od nich, był przeciwny utrwalaniu surowych realiów życia na wsi, wskazując na wagę artystycznej wizji nadającej codziennym doświadczeniom walory uniwersalne. To właśnie jest tajemnica Pietrkiewicza: wiejską codzienność odbierał niemal jak liturgię w Kościele. Rok liturgiczny wszak jest ściśle związany z porządkiem agrarnym. Dlatego na wsi wszystko ocierało się o sacrum. Choćby wypiek chleba, mający w sobie coś z misterium, czy czynienie znaku krzyża na upieczonym bochenku. Pietrkiewicz potrafił pokazać w swoich wierszach codzienne życie wiejskie jako coś niezwykłego. Przy tym nie był poetą łatwym, gdyż posługiwał się niebywale nowoczesnym, głęboko zmetaforyzowanym językiem poetyckim.
Próbując określić poetycki światopogląd Jerzego Pietrkiewicza, można powiedzieć, iż jest to widzenie wrażliwego wiejskiego dziecka, które, oglądając rytuały dnia powszedniego, przetwarza je w swojej wyobraźni w metafizyczne obrazy. Ta wrażliwość polega na nieustannym dziwieniu się Bożym dziełem stworzenia.

O Pietrkiewiczu mówi się też jako o twórcy poezji religijnej...
- Z całą pewnością można powiedzieć, że jego wiersze są religijne. Szczególna była cześć, jaką Pietrkiewicz miał dla wizerunku Matki Bożej ze Skępego, Patronki jego domowej ojczyzny, ziemi dobrzyńskiej. Maryja ze skępskiego sanktuarium jest wyjątkowa, ponieważ została przedstawiona jako 10-, 12-letnia dziewczynka. Do Pietrkiewicza mocno to przemawiało, bo on zawsze najwyżej cenił czyste i proste widzenie świata, jakie ma tylko dziecko. Na odpust do sanktuarium w Skępem Jerzy Pietrkiewicz przyjeżdżał zawsze razem ze swoim przyjacielem ks. Janem Twardowskim, który również bardzo cenił ten wizerunek Matki Bożej. Poświęcił mu nawet dwa wiersze.
Jerzy Pietrkiewicz zaś, kończąc swoją twórczość poetycką w Anglii, napisał "Modlitwę do Matki Boskiej Skępskiej na dzień 8 września", czyli na odpust w Skępem, do której muzykę skomponował jego londyński przyjaciel, nasz wybitny kompozytor Andrzej Panufnik. Wiersz został wyryty na kamiennej płycie umieszczonej w krużgankach klasztornych. Wymowny jest tu fakt, że ostatnią wolą Jerzego Pietrkiewicza było, by pochowano go w klasztorze w Skępem.

W jakich okolicznościach Jerzy Pietrkiewicz wyemigrował do Anglii i jak tam sobie radził?
- Udało mu się, podobnie jak niemałej liczbie Polaków, w pierwszych miesiącach wojny opuścić okupowany kraj i przez Rumunię, Francję przedostać się do Anglii. Oczywiście, jak każdy patriota, zgłosił się tam do wojska, jednak nie został przyjęty ze względu na stan zdrowia. Wtedy odezwała się w nim chłopska zawziętość, w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie dał się zepchnąć na margines życia w zupełnie obcym dla siebie środowisku. Podjął studia na najstarszym szkockim Uniwersytecie St. Andrews, prawie nie znając języka. Dzięki ogromnemu wysiłkowi, w wyjątkowo niesprzyjających warunkach, ukończył studia. Wskutek intryg rodaków - "wywleczono" jego współpracę z prawicowym pismem w Warszawie, utracił niewielkie stypendium. Musiał więc dorabiać publicystyką literacką, ponadto - co szczególnie wzruszające - nasi żołnierze uzbierali pewną sumę, by go wspomóc. Następnie przeniósł się do Londynu, gdzie na Kings College zdobył doktorat z anglistyki, a później tytuł profesorski na Uniwersytecie Londyńskim, na którym przez wiele lat wykładał literaturę polską. Trzeba tu zauważyć, że musiał cieszyć się wielkim zaufaniem na tym znanym w całym świecie uniwersytecie, skoro pozwolono mu tam utworzyć i prowadzić kierunek literatury polskiej, prawie nieznanej przecież na Zachodzie. Innym Polakom, którzy wykładali na zagranicznych uczelniach, powierzano najwyżej slawistykę, którą równie dobrze można by nazwać rusycystyką, bo obejmowała ona z reguły przede wszystkim literaturę rosyjską. Warto wspomnieć, że Pietrkiewicz zajął się wówczas również twórczością naukową i krytycznoliteracką oraz przekładową. Napisał m.in. szereg ważnych dla polskiej kultury studiów, które złożyły się na książkę "Literatura polska w perspektywie europejskiej" wydaną po latach w kraju.

Jerzy Pietrkiewicz, oprócz wielu innych talentów, posiadał szczególną umiejętność doskonałego tłumaczenia utworów polskich na język angielski i angielskich na polski. To dzięki niemu Zachód zna poezję Karola Wojtyły, a później Jana Pawła II...
- Trzeba wiedzieć, że Jerzy Pietrkiewcz był jedynym uznanym przez Watykan tłumaczem poezji wielkiego Papieża i Polaka na język angielski, tę współczesną łacinę. Słusznie więc pan zauważył, że cały świat zachodni zna poezję Jana Pawła II - by tak powiedzieć - w wersji Jerzego Pietrkiewicza. Ma też ogromne zasługi, jeśli chodzi o przybliżenie literatury polskiej czytelnikom zachodnim. Znawcy twierdzą, że posiadł nawet szczególną sztukę tłumaczenia literatury staropolskiej na staroangielski. Musiał rzeczywiście perfekcyjnie przeniknąć ducha języka Szekspira, skoro z powodzeniem przekładał tak dawne dzieła polskie, jak np. XV-wieczny "Lament świętokrzyski". Jerzy Pietrkiewicz wydał w Anglii antologię "Pięć wieków poezji polskiej", w której są tłumaczenia utworów naszych poetów od wieku XV do XX. Z kolei nam, Polakom, dał zbiór poezji angielskiej "Antologia liryki angielskiej 1300-1950".

Jak to się stało, że mieliśmy tak wielkiego twórcę i Polaka, a prawie nic o nim w Polsce nie wiadomo?
- Pierwszym powodem tego smutnego stanu rzeczy jest, oczywiście, to, że był on twórcą emigracyjnym. Wiadomo, iż w czasach PRL o takich poetach głośno się nie mówiło. Inny powód to jego wybory artystyczne. Odrzucając poetykę skamandrycką, znalazł się w cieniu tak wybitnych liryków, jak Kazimierz Wierzyński czy Jan Lechoń. Oni, także poprzez ataki w kraju na ich postawę polityczną, byli uważani za czołowych przedstawicieli literatury emigracyjnej. Pozostał do końca samotnikiem, wielkim samotnikiem, powiedziałbym, zbyt mało znanym zarówno na emigracji, jak i w kraju.
Ale był jeszcze jeden powód, kto wie, czy nie najważniejszy. Otóż młody Jerzy Pietrkiewicz jako autor związany z pismem "Prosto z mostu", uważanym za prawicowo-radykalne, opublikował kilka tekstów, jak to się dziś mówi, "antysemickich". Trzeba jednak spojrzeć na kontekst historyczny tych publikacji, przypomnieć, co się wówczas działo w Polsce i na świecie. Była połowa lat 30. ubiegłego wieku. Polska była zagrożona zarówno od strony Niemiec, gdzie doszedł do władzy Hitler, jak i Rosji sowieckiej, którą rządził Stalin. A tymczasem niektórzy poeci - tak się złożyło, że zwłaszcza pochodzenia żydowskiego - głosili w swoich wierszach hasła pacyfistyczne. Przykładem może tu być wiersz Juliana Tuwima "Do prostego człowieka", w którym autor napisał m.in. "Rżnij karabinem w bruk ulicy!". Nawoływanie to w przededniu wojny odebrano jako zdradę narodową. Wówczas to m.in. Pietrkiewicz w ostrych słowach skrytykował taką postawę Tuwima.
Pewne środowiska nigdy mu tego nie zapomniały. Niemal każda próba przypomnienia Pietrkiewicza w Polsce powodowała ich gwałtowny sprzeciw. I nie zmienił tego chociażby fakt, że na emigracji najbliższym przyjacielem pisarza był wybitny polski kompozytor Andrzej Panufnik, którego żoną była Żydówka, co zupełnie nie przeszkadzało jak najlepszym ich relacjom. Wiem, że w latach 90. ukazał się wywiad z tą panią, w którym mówiła o Pietrkiewiczu bardzo serdecznie. Ale, oczywiście, nieprzekonanych nic nie zdoła przekonać.

Dlaczego Jerzy Pietrkiewicz na emigracji przestał tworzyć w języku polskim?
- Ponieważ uświadomił sobie dramat poety oderwanego od żywego języka, a tym samym skazanego, jego zdaniem, na wyjałowienie. Dla niego język musiał być żywy. Dlatego w roku 1953 podjął dramatyczną dla siebie decyzję - zamilkł jako polski poeta. W tym samym czasie narodził się... angielski prozaik Jerzy Peterkiewicz. Niektórzy mogą uznać to za zdradę, ale co wtedy powiedzieć o Józefie Korzeniowskim, który pisząc w języku angielskim pod pseudonimem Joseph Conrad, stworzył dzieła klasy światowej. Jerzy Pietrkiewicz był drugim od czasów Conrada Polakiem, któremu udało się na stałe zadomowić w literaturze angielskiej. Wszystkie jego powieści napisane w tym języku, a było ich osiem, zostały świetnie przyjęte przez angielską krytykę. To wielki sukces, zważywszy, że Brytyjczycy rzadko akceptują obcych autorów. Jego natomiast bardzo cenili. Świadczy o tym chociażby pełnostronicowy artykuł, jaki ukazał się po jego śmierci w renomowanym piśmie "The Times". Ponadto brytyjskie "Who's Who" odnotowuje trzydzieści publikacji Jerzego Peterkiewicza. Natomiast w prasie krajowej o śmierci tego ostatniego wielkiego pisarza emigracji pojawiły się tylko krótkie wzmianki.

Czy twórczość któregoś polskiego artysty była Pietrkiewiczowi szczególnie bliska?
- Na pewno bliski był mu Fryderyk Chopin ze swoim umiłowaniem muzyki ludowej, w której szukał inspiracji, a tajemnicą talentu nadawał jej wymiar uniwersalny. Było to dla niego ważne i bardzo bliskie zarazem. Jeśli zaś chodzi o polskich poetów, to największym autorytetem był niewątpliwie Cyprian Norwid. Jego wiersze jako pierwsze tłumaczył na język angielski. Dodam, że i w tym przypadku wybór mógł być konsekwencją umiłowania przez Pietrkiewicza wsi polskiej. Przecież Norwid pisał w jednym ze swoich wczesnych wierszy, że nie lubi miasta - "bo ja chłop jestem" - mówił tam o sobie. Również w znakomitym liryku "Moja ojczyzna" poeta ten ujawnił swoje głębokie doświadczenie wsi, podkreślając, że chociaż stamtąd wyrasta, to pełnię człowieczeństwa osiągnął w historii i kulturze, zwieńczonych uniwersalizmem chrześcijańskim, co musiało przemawiać do Jerzego Pietrkiewicza, który wyszedł z maleńkich Fabianek, by zostać profesorem w Londynie. Jego drogę można porównać jedynie do biografii staropolskiego poety Klemensa Janickiego, który, pochodząc z rodziny chłopskiej, uzyskał europejską sławę i uznanie, czy w naszych czasach do profesora Pigonia, urodzonego w maleńkiej wsi Komborni, a piastującego najwyższe godności w polskiej nauce, w tym urząd rektora najstarszej uczelni - Uniwersytetu Jagiellońskiego. To są ci synowie chłopscy, może nieliczni, ale jakże wiele znaczący w naszej i europejskiej kulturze.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-11-17

Autor: wa

Tagi: Jerzy Pietrkiewicz