Przejadanie własności
Treść
W ciągu trzech najbliższych lat rząd zamierza zakończyć zasadnicze procesy prywatyzacyjne. Niemal rekordowe tempo prywatyzacji nie może być jednak powodem do dumy. Pieniądze za już sprzedane przedsiębiorstwa zostały skonsumowane, a władza nad strategicznymi sferami naszej gospodarki trafiła w ręce zagranicznych inwestorów. Same przekształcenia własnościowe, zamiast uporządkowanego i stopniowego procesu zwiększania własności prywatnej w gospodarce, przypominały raczej wielką improwizację.
Jeszcze tylko sprzedaż pozostałych w gestii państwa strategicznych przedsiębiorstw reprezentujących m.in. branżę energetyczną, paliwową oraz gazownictwo i będzie po wszystkim. Do 2006 r. rząd planuje zakończenie zasadniczych procesów prywatyzacyjnych. W ciągu 16 lat transformacji dokonamy przekształceń własnościowych, które w innych krajach rozwiniętych ciągnęły się przez kilkadziesiąt lat i trwają nadal. W europejskich państwach kapitalistycznych zwiększanie się sfery prywatnej w gospodarce następowało stopniowo. W krajach, gdzie zarząd państwa nad gospodarką był słabszy, mieszkańcy mieli możliwość wykazania się przedsiębiorczością, tworząc własne firmy od podstaw. Przez dziesiątki lat funkcjonowania mogły one okrzepnąć, zgromadzić kapitał i znaleźć swoje miejsce na rynku. Możliwości takiej zostali jednak pozbawieni Polacy. Doświadczeni podyktowaną przez Sowietów gospodarką nakazowo-rozdzielczą nie byliśmy w stanie wykształcić silnego, prywatnego kapitału. Funkcjonowała jedynie niewielka grupa drobnych przedsiębiorców, szykanowana często przez władzę, której nie udało się usunąć. Na początku lat 90., w obliczu odzyskania suwerenności, stało się jasne, że należy odejść od gospodarki centralnie planowanej. Budowanie systemu gospodarczego opartego o prywatną własność realizowano jednak w iście ekspresowym tempie. Przy tak błyskawicznym wypuszczaniu na prywatyzacyjny rynek wielu firm nie można było uzyskać za nie dobrej ceny. Olbrzymia podaż niemal z definicji stawia bowiem sprzedawcę w niekorzystnej sytuacji w aspekcie uzyskania za sprzedany towar zadowalającej zapłaty. Mało kto jednak zawracał sobie tym głowę. Tempo prywatyzacji podporządkowane zostało potrzebom finansowania niedoboru w kolejnych budżetach państwa. Pospiesznie wydawane decyzje pociągały za sobą szereg zaniedbań i nadużyć, stwarzając okazję do popełniania przestępstw. Pogoń za realizacją przychodów prywatyzacyjnych prowadziła niekiedy do patologicznych sytuacji, kiedy to "prywatyzowano" przedsiębiorstwa, sprzedając je państwowym firmom z innych krajów.
Nie stworzono też sprawnego mechanizmu nadzoru właścicielskiego nad przedsiębiorstwami przygotowywanymi do prywatyzacji. W efekcie, posady w radach nadzorczych i zarządach tych firm przypadały ludziom zasłużonym dla rządzących partii lub koleżków, którzy chcieli "sprawdzić się w biznesie".
Charakterystyczną cechą przekształceń własnościowych w Polsce jest sposób rozdysponowania środków pochodzących z prywatyzacji. Nie zostały one bowiem przeznaczone na cele inwestycyjne. Nie skierowano ich na modernizację przedsiębiorstw państwowych czy wspieranie przedsiębiorczości, lecz trafiły do budżetu państwa. Z rządowych danych wynika, że aż 97 proc. środków zasiliło budżet państwa, a jedynie 3 proc. zostało przeznaczone na cele rozwojowe. Fundusze ze sprzedaży państwowych przedsiębiorstw szły więc de facto na pokrycie deficytu w państwowej kasie, a tym samym na plan pierwszy wysunął się budżetowy cel prywatyzacji. Chociaż, by zadowolić zwłaszcza gospodarczych liberałów, jako podstawowy powód przekształceń własnościowych podano oddanie własności w bardziej efektywne, prywatne zarządzanie.
Charakterystyczne nie tylko dla polskiej prywatyzacji, lecz również dla przekształceń własnościowych w innych państwach byłego bloku socjalistycznego, jest ukierunkowanie prywatyzacji na zasobne w kapitał firmy zachodnioeuropejskie. Wyjątkiem może być jedynie przypadek rosyjski, gdzie majątek państwowy trafił w ręce miejscowych oligarchów. W efekcie takiego stanu rzeczy prywatyzacja w Polsce utożsamiana jest ze sprzedażą przedsiębiorstw zagranicznym firmom.
Przejmującym polskie firmy zagranicznym inwestorom stwarzano często lepsze warunki funkcjonowania, niż mieli rodzimi przedsiębiorcy. W przeszłości zachęcano więc potencjalnych nabywców polskich firm różnego rodzaju ulgami i zwolnieniami od płacenia podatków. Jako argument uprzywilejowania zagranicznych inwestorów podawano głównie potrzebę poniesienia przez nich wysokich nakładów na restrukturyzację polskich przedsiębiorstw i konieczność wdrożenia nowych technologii, która miała przyjść właśnie z zagranicznymi inwestorami. Czy był to jednak wystarczający argument? Bez wątpienia można uznać, że nasze przedsiębiorstwa były technologicznie zapóźnione. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że tak naprawdę inwestorzy kupowali nie tylko sam budynek fabryki czy zakładu z linią produkcyjną, którą trzeba zmodernizować. Dużo ważniejszy, z punktu widzenia przyszłych zysków, jest dostęp do rynku zbytu. A ten w blisko 40-milionowym kraju, goniącym bogatsze i bardziej zaawansowane w rozwoju gospodarki, jest naprawdę ogromny.
Problem przeniesienia za granicę centrum zarządczo-decyzyjnego w strategicznych dla całej gospodarki działach jest niezwykle istotny. Szczególnie niepokojące, a nawet groźne, jest zdominowanie przez kapitał zagraniczny kluczowego dla gospodarki sektora bankowego. Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, iż fundusze banków komercyjnych kontrolowanych przez inwestorów zagranicznych stanowiły na koniec pierwszego półrocza br. aż 76,3 proc. funduszy sektora bankowego. Banki z przewagą kapitału zagranicznego zgromadziły ponad 60 proc. depozytów. Jeszcze większy, bo ponad 70-procentowy udział miały w rynku kredytów. Dominująca rola banków kontrolowanych przez inwestorów zagranicznych w rynku kredytowym staje się już obserwowaną barierą pozyskania środków na rozwój przez łaknące kapitału polskie firmy.
Zdobywanie kapitału
Trudno też będzie zachęcić zagraniczny kapitał do kredytowania restrukturyzacji trudnych branż, jak choćby górnictwo i rolnictwo, czy pożyczania kapitału na różnego rodzaju mniej dochodowe, lecz użyteczne społecznie przedsięwzięcia. Można się natomiast spodziewać, że będą one raczej promowały pochodzących z ich kraju usługodawców i producentów, z którymi wiąże je wieloletnia współpraca i udzielone już tym firmom kredyty znacznej wartości.
Trudności ze zdobyciem kapitału przez nasze firmy w bankach zarządzanych przez zagranicznych udziałowców niekoniecznie jednak muszą być spowodowane wyłącznie odmienną strategią nowego właściciela czy względami politycznymi. Z punktu widzenia centrum decyzyjnego zlokalizowanego w Londynie czy Frankfurcie ocena wiarygodności kredytowej polskich firm może wyglądać bowiem zupełnie inaczej niż ta widziana z kraju. Podobnej sytuacji doświadczyły już polskie firmy, wpadając niejako w pułapkę globalizacji przy okazji konsolidacji sektora bankowego w Polsce, gdy banki regionalne były przejmowane przez większe podmioty. Działające w mniejszych ośrodkach banki doskonale znały gospodarczą specyfikę regionu i funkcjonujące tam firmy. Dlatego nawet przedsiębiorstwa działające na granicy wypłacalności mogły liczyć na skredytowanie inwestycji. Z punktu widzenia nowej centrali w Warszawie, gdzie rozeznanie to nie było już tak wielkie, firma taka stawała się automatycznie niewiarygodnym kredytobiorcą. Po oddaniu zarządu nad polskimi bankami zagranicznym inwestorom te centra decyzyjne jeszcze bardziej oddalą się od potencjalnych klientów. Po kilkunastu latach przekształceń własnościowych zafundowaliśmy więc sobie znacznie utrudniony dostęp do kapitału.
Błędne postrzeganie prywatyzacji jako uzupełniającej niedobory w budżecie państwa sprawi natomiast, że wkrótce po zakończeniu procesu przekształceń własnościowych zostaniemy zarówno bez pieniędzy za sprzedane przedsiębiorstwa, jak i z zarządem nad strategicznymi sektorami gospodarki przeniesionym poza granice naszego kraju. A rządzącym politykom najtrudniej będzie chyba jednak przeboleć, że wyschnie łatwe do czerpania źródło środków, którymi można by łatać kolejne dziury budżetowe.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 25-11-2003
Autor: DW