Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przedwyborcze przepychanki

Treść

Na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w Niemczech coraz bardziej komplikuje się układ sił politycznych. Z sondaży wynika, że jeśli obecna chadecka opozycja wygra wyścig do Bundestagu, to nawet tworząc koalicję z liberałami, może zabraknąć jej mandatów wystarczających do zapewnienia sobie większości w parlamencie. Niemieckie media spekulują też na temat przyszłych stosunków między nowymi władzami w Niemczech i w Polsce.
Najnowsze wyniki badań opinii publicznej wskazują na spadek popularności szefowej niemieckich chadeków Angeli Merkel oraz wzrost notowań SPD i kanclerza Gerharda Schroedera. Na Unię CDU/CSU zamierza głosować obecnie 40,5 proc. badanych, natomiast na SPD - 34,5 proc. Na trzecim miejscu - z 9-procentowym poparciem - uplasowała się nowa partia lewicowa, stworzona przez byłego socjaldemokratę Oskara Lafontaina i postkomunistę Gregora Gysiego. Zieloni i FDP według sondaży otrzymają po 7 procent. Oznacza to, iż ewentualna koalicja CDU/CSU i FDP nie będzie miała większości w przyszłym niemieckim parlamencie, więc albo powstanie wielka koalicja CDU/CSU i SPD..., albo przy pomocy postkomunistów Schroeder ponownie zostanie kanclerzem.
Według niektórych komentatorów, popularność obecnego kanclerza jeszcze wzrosła po tym, jak w niewybrednych słowach odniósł się on do zarzutów Kwaśniewskiego na temat podpisanej umowy pomiędzy Niemcami a Rosją. Kanclerz Schroeder stwierdził na wiecu przedwyborczym w Dortmundzie, że polski prezydent miesza się w wewnętrzne sprawy Niemiec. Decyzje o polityce energetycznej zapadają w Berlinie i nigdzie indziej - stwierdził niemiecki kanclerz.
W prasie niemieckiej pojawiają się zresztą także analizy dotyczące stosunków przyszłych nowych rządów w Polsce i Niemczech po zbliżających się w obu krajach wyborach.
Poczytny niemiecki dziennik "Frankfurter Algemeine Zeitung" w jednym z komentarzy straszy swoich czytelników dojściem do władzy w Polsce formacji postrzeganych jako prawicowe - LPR, PiS i PO. Dziennik, spodziewając się przegranej postkomunistów, twierdzi, że po wyborach nastąpi znaczne obciążenie stosunków Polski z Europą. Gazeta uznała, że pomimo wielu skandali korupcyjnych, postkomuniści byli gwarantem poprawnych stosunków z Unią Europejską. Natomiast przejęcie władzy przez prawicę prowadzi - zdaniem "FAZ" - do zmiany nastrojów w społeczeństwie na "autorytarne, narodowe i klerykalne". Takie tendencje, zdaniem gazety, widać w "podszytym katolicyzmem antyeuropejskim polskim sceptycyzmie" oraz obawach przed niemiecko-rosyjskim okrążeniem, podobnym do tego z 1939 roku, które zawarł Hitler ze Stalinem.
Jednocześnie gazeta straszy Polaków konsekwencjami związanymi z tą sytuacją (które brzmią trochę jak szantaż). "FAZ" wymienia trzy negatywne dla Polski następstwa konfliktu z Niemcami: ograniczenie szans na uchwalenie korzystnego dla Polski budżetu Unii Europejskiej na lata 2007-2013, utratę niemieckiego poparcia dla planów przyjęcia Ukrainy do UE, zmniejszenie szans na spójną politykę zagraniczną UE, która uwzględniałaby interesy Polski. Berlin - zdaniem niemieckiego dziennika - dysponuje kilkoma sposobami na ustabilizowanie stosunków z Polską. "Najdroższe wyjście" to spełnienie postulatów Warszawy dotyczące unijnego budżetu, następnie rozwianie polskich obaw w sprawie Centrum przeciwko Wypędzeniom, czyli nadanie mu takiego kształtu, by widoczna była odpowiedzialność Niemiec za wywołanie wojny. Trzecia możliwość to wprowadzenie widocznej korekty niemieckiej polityki wobec Moskwy, która uspokoi Polaków.
Waldemar Maszewski, Hamburg

"Nasz Dziennik" 2005-09-12

Autor: ab