Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przedwyborcza zwłoka

Treść

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Prawo i Sprawiedliwość zmierza do tego, by Sejm dopiero w przyszły piątek, a nie jak planowano we wtorek, zajął się debatą i głosowaniem nad samorozwiązaniem. Prawdopodobnie powodem jest możliwość przekonania do poparcia wniosku Platformy Obywatelskiej. Wszystko wskazuje jednak na to, że wyborów w maju nie będzie. Samoobrona zajmuje się dziś odpieraniem medialnych ataków, związanych głównie z jej finansowaniem w kampanii wyborczej, a Liga Polskich Rodzin - deprecjonowaniem doniesień o swoim rychłym rozpadzie. Ale wydaje się, że gdy dojdzie do rozmów, obie partie szybko dogadają się z PiS.

Wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu posłowie mieli się zająć w pierwszym dniu najbliższego posiedzenia, czyli już w najbliższy wtorek. Ale nieoczekiwanie PiS zaczął zabiegać, by przełożyć je na ostatni dzień - na piątek. Argumentów praktycznie nie ma, prócz wiązania tego terminu z obchodami rocznicy śmierci Ojca Świętego. Faktycznie, już wczoraj wielu posłów wyjechało do Rzymu. Wielu wyjedzie także dzisiaj. Ale wydarzenia ostatnich dni pozwalają sądzić, że PiS nie zrezygnował z ambitnego planu przekonania Platformy Obywatelskiej do majowych wyborów.
- Wiem, że cuda zdarzają się bardzo, bardzo rzadko, ale wierzę, że politycy nieracjonalni czasem stają się racjonalni - powrót do rozumu się zdarza i nie jest cudem - komentował to wczoraj prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Zdaniem szefa Samoobrony Andrzeja Leppera, o tym, że PiS nadal chce przekonać PO, świadczy seria ataków na jego partię. Wczorajsza "Gazeta Wyborcza" napisała o prawdopodobieństwie nielegalnego finansowania kampanii wyborczej tej partii. Wiedza pochodzi z poznańskiej prokuratury, która posiada zapisy podsłuchów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z telefonów obecnego posła Samoobrony Zenona Wiśniewskiego. Nie tylko miał on czołowym politykom partii przekazywać duże sumy pieniędzy w gotówce (zabrania tego ordynacja), ale także namawiać płockich biznesmenów do wpłat, bo "zdobędziemy władzę, a już dziś mamy dużo do powiedzenia".
- Wszystko to jest wyciągane po to, by Samoobrona do rządu nie weszła - mówi Lepper, który przedstawia dokumenty na to, że poseł Wiśniewski finansował kampanię legalnie. Jak sam mówi "prowokację" przewidział już dzień wcześniej. Ma ich być więcej. Kto za nimi stoi? Czy Lepper oskarża tę część PiS, która nie ukrywa niechęci do wejścia do rządu Samoobrony?
- Czy to nie dziwne, że ABW ma stenogramy od pół roku i cisza? Dopiero teraz to wycieka? - snuje domysły wicemarszałek Lepper.
Minister koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann powiedział, że "nieuprawnione" jest twierdzenie, iż za przeciekiem tych informacji do mediów mogła stać nadzorowana przez niego ABW. Dodał, że służby zakończyły postępowanie w tej sprawie na długo przed tym, jak PiS wygrało wybory.
Ale Lepper nie chce nikogo oskarżać. Spodziewa się kolejnych ataków. Jednym z nich ma być sprawa hodowli bizonów amerykańskich, należącej do jego syna. Minister środowiska Jan Szyszko, choć kilka miesięcy temu żadnych zastrzeżeń nie było, teraz nie wyklucza nawet skierowania sprawy do prokuratury.
- Może minister nie wie, co podpisuje? - skomentował pismo z ministerstwa Lepper.
Samoobrona zamierza dzisiaj przedstawić warunki ewentualnego udziału w rządzie. Mają to być głównie sprawy programowe. Personalne to właściwie tylko jeden postulat: teka wicepremiera dla Leppera. Plus dwa lub trzy resorty dla ekspertów partii. Najlepiej te, które najbardziej wiążą się z jej programem. Wśród nich resort środowiska. Po południu w audycji Aktualności Dnia w Radiu Maryja Andrzej Lepper powiedział, że musi dojść do powstania koalicji z PiS.
Jeśli jednak ma dojść do koalicji z Samoobroną, to wciąż istnieje problem "tego trzeciego". Mimo wielu spekulacji prasowych wydaje się, że najmniejsze szanse ma tutaj PSL. Lepper jest zdecydowanie przeciwny, a i politycy PiS mówią, że byłby to kłopot, bo przecież w poprzedniej kadencji ludowcy byli w rządzie Leszka Millera.
- Z punktu widzenia PiS powinny być wybory, bo popełniłem błąd, prosząc prezydenta, by nie rozwiązywał w lutym parlamentu - odpowiadał wczoraj w Lublinie na pytania o ludowców w rządzie Jarosław Kaczyński.
- PiS chce samorozwiązania Sejmu i uważa, że to jest najlepsze, a jeśli Sejm nie zostanie rozwiązany, to będziemy myśleli, co zrobić, żeby Polską rządzić - dodaje. Prezes PiS zaznacza, że nie chodzi o "żadne pakty, tylko o koalicję".

LPR jako monolit
Jeśli tak, to z kim? Większość zdolną do rządzenia daje i układ z PSL i LPR. Po wczorajszej publikacji "Naszego Dziennika" o możliwym rozłamie w Lidze trwały wczoraj działania zmierzające do pokazania, że wszystko jest w najlepszym porządku. Został przygotowany tekst oświadczenia. Posłowie LPR wyjaśniają w nim obecną sytuację polityczną, która "nie jest łatwa do zrozumienia". W konkluzji stwierdzają, iż "ani oszczerstwa, ani manipulacje, ani ataki personalne wymierzone w LPR" nie zmieniają sytuacji, że w okresie obowiązywania paktu stabilizacyjnego nie było ani jednego głosowania, w którym PiS mógłby zarzucić Lidze nielojalność. W odpowiedzi na artykuły w "Naszym Dzienniku" piszą, że zarzuty o "nieumiejętności współpracy i atakowaniu prawicowego rządu, marnowaniu niepowtarzalnej szansy" tylko "rzekomo" pochodzą od posłów LPR, choć w artykule pod własnym nazwiskiem wypowiadają je posłanki Gabriela Masłowska i Anna Sobecka. Żaden zarząd wojewódzki LPR nic nie wie o "sugerowanym rozłamie w Lidze" i nikt z grona posłów nie zamierza opuszczać klubu LPR. Wiceszef Ligi Wojciech Wierzejski zapewnił nas, że list podpisze każdy z 32 posłów.
- No, może bez posłanki Sobeckiej - dodał.
Nasz rozmówca - proszący o anonimowość polityk LPR z terenu północno-zachodniej Polski - potwierdził nam już rano, że rozpoczęła się akcja, która ma na celu wymuszenie swoistych "lojalek" jako dowodu na rzekomy "monolit", za jaki chce uchodzić LPR. Tymczasem coraz więcej polityków i działaczy tego ugrupowania mówi głośno o problemach wewnątrz partii i krytycznej ocenie polityki jej władz.
- Pytanie tylko, kto chwyci miotłę, wywietrzy zatęchłą chałupę, pogoni bałaganiarzy i uporządkuje ten bajzel - mówi dosadnie Maciej Eckardt, bydgoski działacz LPR, od lat związany z ruchem narodowym.
Jak się dowiedzieliśmy, Roman Giertych i Wojciech Wierzejski wczoraj dzwonili osobiście do niektórych polityków LPR, próbując ustalić, czy to właśnie oni byli informatorami "Naszego Dziennika".

Zmieniać od środka
Liga zaapelowała do PiS o "zaniechanie nieczystych ataków". Jeden z polityków tej partii nie ukrywa, że wolałby koalicję z całą Ligą, a nie jej częścią.
- Ale wygląda na to, że coraz bliżej jest ta druga możliwość - twierdzi.
PiS i Samoobrona mają w Sejmie 210 posłów. Praktyka pokazuje, że - przy dyscyplinie koalicji rządzącej - da się skutecznie rządzić, posiadając nie 231, a kilkanaście głosów mniej. Wówczas potrzebne byłoby wsparcie ok. 10 posłów. Mimo deklaracji liderów LPR nie można wykluczyć, że taka grupa z tego klubu mogłaby wystąpić.
- Roman Giertych staje teraz przed dylematem - albo stracić wiele dzisiaj, ale odwlekając wybory, zyskać czas na budowę nowych struktur, albo wejść do koalicji mimo osobistej niechęci do umowy z PiS - mówi jeden z posłów Ligi. Oświadczenie obiecał podpisać.
- Jeszcze nie czas na decyzje, kiedy można jeszcze zmieniać Ligę od środka - dodaje.
Oświadczenie związane z decyzją władz Ligi wydało pięciu senatorów tej partii, m.in. Adam Biela i Jan Szafraniec. "Apelujemy zarówno do kierownictwa Ligi Polskich Rodzin, jak i Prawa i Sprawiedliwości o współpracę ponad partykularnymi interesami partyjnymi. My dajemy przykład takiej współpracy w Senacie RP i zachęcamy również do podobnego współdziałania tych, którym bliski jest los IV Rzeczypospolitej" - napisali m.in. parlamentarzyści.
Wydaje się, że czasu jest coraz mniej i w ciągu dziesięciu dni LPR będzie musiała podjąć ważną decyzję, czy wchodzić do rządu, czy pozostać w opozycji, licząc się z dużymi stratami. Choć przecież, jak mówi Andrzej Lepper, to PiS szuka koalicjantów. Na razie jednak PiS szuka kompletu przynajmniej 307 posłów zdolnych rozwiązać Sejm.
Mikołaj Wójcik

Nie wiedzieli, co podpisują
Wczoraj oświadczenie z nazwiskami niemal wszystkich posłów Ligi Polskich Rodzin dotarło do naszej redakcji w formie prośby o sprostowanie czwartkowego artykułu, w którym opisaliśmy rozłamowe tendencje w LPR. Wieczorem okazało się, że przynajmniej część parlamentarzystów, których nazwiska widniały pod oświadczeniem, została zmanipulowana przez liderów tego ugrupowania.

- Przedstawiono nam przez telefon (sic!) treść oświadczenia z sugestią, że jest to pismo bardzo ogólne, kierowane do wszystkich mediów, mówiące o solidarności, jedności klubu i o tym, że nie ma mowy o rozłamie. Z przykrością stwierdzam, że w rzeczywistości okazało się ono inne. Nie identyfikuję się z atakami na "Nasz Dziennik", uważam, że ta gazeta ma pełne prawo komentować i analizować wydarzenia polityczne, również te dotyczące naszego klubu - powiedział nam Andrzej Mańka, poseł LPR.
Zaskoczony żądaniami kierownictwa klubu LPR pod adresem naszej redakcji jest również poseł Robert Strąk, który konstatuje, że także stał się przedmiotem pewnej manipulacji. Do oświadczenia podpisanego przez posłów dołączono później jeszcze jedno pismo - z żądaniem sprostowania.
- To, co ja i inni koledzy podpisywaliśmy, dotyczyło tylko i wyłącznie jedności klubu, tego, że na chwilę obecną nie ma mowy o jakimś wychodzeniu z klubu. Nie było mowy o jakimś żądaniu sprostowania od "Naszego Dziennika", powoływania się na prawo prasowe. "Nasz Dziennik" ma pełne prawo komentować to, co dzieje się na scenie politycznej - powiedział nam poseł Robert Strąk.
WW

"Nasz Dziennik" 2006-03-31

Autor: ab