Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przedsiębiorstwa w wędzidle

Treść

Na dzień przed podpisaniem w Atenach traktatu akcesyjnego okazuje się, że do dokumentu dołączono listę usług, których polskie firmy nie będą mogły świadczyć w niektórych państwach europejskich. I tak po ewentualnej integracji z Unią Europejską rynki najbardziej interesujące polskich przedsiębiorców, chociażby ze względu na bliskie sąsiedztwo - niemiecki i austriacki, mogą pozostać zamknięte m.in. dla naszych firm budowlanych i kamieniarskich. Stanie się tak, jeśli rządy tych państw zastosują - a wszystko wskazuje na to, że tak - klauzule ochronne wynikające z traktatu akcesyjnego.
Lektura tekstu traktatu akcesyjnego dostarcza coraz więcej niespodzianek. Okazuje się, że na przekór obowiązującej w Unii Europejskiej zasadzie swobody świadczenia usług dwaj nasi najbliżsi sąsiedzi: Niemcy i Austria, wynegocjowali klauzule ochronne, które pozwalają im zamknąć swój rynek na usługi polskich firm nawet na siedem lat po ewentualnej akcesji naszego kraju do Unii Europejskiej. Uruchomienie klauzul następuje z inicjatywy rządów tych państw, wystarczy jeśli powiadomią o tej decyzji Komisję Europejską. Mogą one być zastosowane w przypadku "poważnych zakłóceń lub zagrożeń na rynku pracy", powstałych w określonych regionach w wyniku transgranicznego świadczenia usług przez firmy zarejestrowane w Polsce.
Lista usług, których może dotyczyć powyższy zakaz, dołączona została do traktatu akcesyjnego - twierdzi ekspert Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Marcin Gancarz. W przypadku Austrii obejmuje ona m.in. budownictwo i branże pokrewne, usługi kamieniarskie (cięcie, obróbka i wykańczanie kamienia), wytwarzanie konstrukcji metalowych i ich części, usługi ogrodnicze, czyszczenie przemysłowe, usługi socjalne niewymagające zamieszkania w miejscu ich świadczenia oraz usługi ochroniarskie. Niemcy zaś zastrzegły sobie maksymalnie siedmioletnią ochronę własnego rynku w dziedzinie budownictwa i branż pokrewnych, czyszczenia chemicznego oraz dekoracji wnętrz.
Ewentualne skorzystanie przez Niemcy i Austrię z klauzul ochronnych jest wielce prawdopodobne z uwagi na kryzys gospodarczy i rosnące w całej niemal Europie bezrobocie. Ubiegły rok był rekordowy pod względem liczby bankructw niemieckich firm budowlanych. Uruchomienie klauzul oznaczać będzie przekreślenie na wiele lat nadziei polskich firm na swobodny dostęp do rynku tych państw.
Wśród przedsiębiorstw zainteresowanych świadczeniem usług za granicą szczególne miejsce zajmują firmy budowlane. One to stanowią ogromną większość spośród 20 tysięcy polskich podmiotów gospodarczych działających na niemieckim rynku. W świetle dotychczasowych przepisów mogą pracować wyłącznie jako podwykonawcy na podstawie umów o dzieło z niemieckimi partnerami. Muszą też starać się o limitowane zezwolenia na pracę oraz ponosić uciążliwe opłaty administracyjne. W Austrii z kolei firma budowlana ma szanse na wygranie przetargu tylko wtedy, gdy jest zarejestrowana w tym kraju, co automatycznie eliminuje polską konkurencję. Zapisy traktatu akcesyjnego pozwalają twierdzić, że bariery te nie znikną po akcesji, a zasada swobodnego przepływu usług pozostanie tylko na papierze.
Małgorzata Goss



Topniejący traktat
Informacje na temat treści zawartych w traktacie akcesyjnym rząd dozuje po kropelce, za to agitację na rzecz akcesji wylewa na nas pełnym strumieniem. Wygląda to tak: premier mówi w Kopenhadze o 55-procentowych dopłatach dla rolników, a "zapomina" dodać, że połowa pieniędzy ma pochodzić z własnego budżetu; szef dyplomacji "informuje" o 19 mld euro dla Polski na 3 lata, a zapomina dodać, że realne płatności z UE zaplanowano w tym czasie na 2,3 mld euro; broszurki Nikolskiego "trąbią" o swobodnym dostępie naszych producentów do unijnego rynku, ale nie wspominają, że przepustką na rynek (także polski) będą unijne certyfikaty, na które naszych firm nie stać; propaganda utrzymuje, że młodzież będzie się mogła kształcić za granicą, ale nie dodaje, że nie będzie jej na to stać.
Gdzie by nie sięgnąć - domniemane korzyści z akcesji topnieją w ręku jak śniegowe kule. Taki sam schemat powtarza się w opisanym przypadku klauzul ochronnych - niby jest w Unii swoboda przepływu usług, ale nie na tych rynkach, które nas interesują. Możemy świadczyć usługi pralnicze Portugalczykom i Grekom, ale nie sąsiadom zza miedzy.
Na koniec, gdy premier Miller ceremonialnie podpisze traktat akcesyjny, a prezydent go ratyfikuje, okaże się pewnie, że z tego półtorametrowego słupa papierów pozostanie nam tylko kałuża brudnej wody. I utracona niepodległość.
Małgorzata Goss

Polski rynek wymaga ochrony



Z Tadeuszem Modlińskim, właścicielem przedsiębiorstwa "Kamieniarz", jednej z większych polskich firm kamieniarskich, wykonującej też prace w Niemczech, rozmawia Zenon Baranowski

Jak traktowane są polskie firmy działające na rynku niemieckim.
- Każdy urzędnik w Niemczech traktuje prawo inaczej. Najgorzej jest z przedłużaniem wiz, które dostaje się na czas trwania kontraktu. Jest to plaga. Są urzędy, które robią to dobrze, ale są i takie, które uniemożliwiają skierowanie pracowników do innego zajęcia, np. na inną budowę, bo zbliża się termin wygaśnięcia wizy. Jeśli chodzi o współpracę między firmami, to jak ma się dobrych kontrahentów niemieckich, to jest się dobrze traktowanym. Pracuję na rynku niemieckim trzynaście lat, znam go, wiem, która firma płaci, a która nie. Oczywiście "wpadki" są zawsze.

W jaki sposób Niemcy chronią swój rynek?
- W tej chwili obowiązuje zasada działalności pośredniej w trybie kontyngentów. Jest to umowa z 1973 r. Dostajemy kontyngent z Warszawy, z ministerstwa gospodarki na realizację umów o dzieło. Później składamy stosowny wniosek w urzędzie pracy w Niemczech. Zezwolenie na pracę możemy dostać tylko w landach nieobjętych bezrobociem. Jeśli stopa ta przekracza 30 proc., nie dostaniemy zgody na pracę. We wschodnich landach zezwoleń na roboty budowlane w zasadzie się nie daje. Można dostać tylko zezwolenie specjalne.

Czy łatwo jest dostać pracę w Niemczech?
- Kiedyś było bardzo trudno. W tej chwili jest łatwiej, dlatego że wiele firm, szczególnie dużych, nie wykorzystuje w pełni kontyngentu - ponieważ nie mają pracy. Każda firma może zatrudnić w Niemczech połowę swoich pracowników. Istnieje dużo utrudnień, np. 13 proc. od zarobków należy odprowadzić do kasy urlopowej. Do tego dochodzą określone stawki płacone pracownikom, m.in. za rozłąkę. Jakby polski rząd dołożył starań, można by dużo rzeczy wywalczyć.

Czy nasz rynek jest dostatecznie chroniony przed konkurencją zagraniczną?
- Uważam, że polski rynek w og óle nie jest chroniony. O ochronie tu nie ma mowy. Każdy, kto pracuje na rynku danego kraju, powinien mieć zezwolenie - inną sprawą jest, czy jest to przestrzegane czy nie.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik 15-04-2003

Autor: DW