Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przed mistrzostwami Europy siatkarek

Treść

W rozpoczynających się dziś w Belgii i Luksemburgu mistrzostwach Europy siatkarek reprezentantki Polski bronić będą wywalczonego przed dwoma laty tytułu. Jutro w pierwszym spotkaniu nasze panie zmierzą się z Hiszpanią, powinny bez większego problemu rozstrzygnąć je na swoją korzyść. Choć po niedawnym, fatalnym występie panów na ME, optymiści brzmią nieco ciszej, ich głos nadal jest słyszalny. Także w powszechnej opinii "Złotka" powinny walczyć o najwyższe cele. Podium jest w ich zasięgu.

Tym razem o szansach naszych reprezentantek wszyscy wypowiadają się z wyczuwalną ostrożnością i pokorą. Inaczej niż przez mistrzostwami Europy mężczyzn, na których Polacy mieli rywalizować nawet o złoto. Panowie zostali bowiem mocno sprowadzeni na ziemię (lepiej nawet byłoby napisać, że na nią runęli z całym impetem), dlatego teraz nikt nawet nie próbuje podbijać bębenka. Może i dobrze. Dzięki temu panie mogą przystępować do turnieju bez dodatkowego balastu wielkiej presji i oczekiwań. Same jednak mają świadomość na co je stać. Wiedzą dobrze, że każdy rywal, z którym przyjdzie im się zmierzyć, postawi wysoko poprzeczkę, ale będzie w ich zasięgu.
O ile w męskiej siatkówce w ciągu ostatnich dwóch lat działo się sporo dobrego (poza oczywiście moskiewskimi ME) i panowała spokojna stagnacja, o tyle w drużynie pań wydarzyło się wiele - nie zawsze pozytywnego. Przede wszystkim z zespołem nie pracuje już architekt sukcesu sprzed dwóch i czterech lat (jak pamiętamy, Polki były najlepsze na dwóch ostatnich mistrzostwach Europy), Andrzej Niemczyk. Trener pożegnał się z kadrą w nie najlepszej atmosferze, skonfliktowany z kilkoma zawodniczkami, m.in. Małgorzatą Glinką - największą gwiazdą naszej siatkówki. Następcą Niemczyka został jego asystent, Ireneusz Kłos, ale jego przygoda z narodowym zespołem była tyle krótka, co nieudana. Po tym wydarzeniu władze Polskiego Związku Piłki Siatkowej postanowiły powierzyć reprezentację w ręce obcokrajowca z uznanym nazwiskiem. Wybór padł na Marco Bonittę. Początki Włocha nie były najłatwiejsze, ekipa pod jego wodzą prezentowała się tak sobie, ale z każdym miesiącem było już lepiej. Prawdziwy błysk nastąpił podczas cyklu Grand Prix, gdy "Złotka" w błyskotliwym stylu wygrywały pojedynki z Rosją, Włochami i przede wszystkim z Chinami. Wówczas okazało się, że Bonitta dokonał wręcz niemożliwego - w krótkim czasie odbudował zespół, nadał mu charakter i polot. I co ważne - namówił do powrotu do kadry Glinkę, która powinna być jedną z naszych najsilniejszych broni na mistrzostwach.
Polki wyleciały na najważniejszą imprezę roku pełne optymizmu i nadziei. Wiedzą dobrze, że w Belgii i Holandii walka odbywać się będzie nie tylko o medale, ale i - w dalszej perspektywie - o olimpijskie paszporty. W ostatnich tygodniach pokazały, że wciąż mogą grać pięknie i z polotem, że nie straszny im żaden rywal. To pozwala patrzeć na ich występy z wiarą. Optymizm buduje także fakt, że Bonitta wziął ze sobą najmocniejszą aktualnie drużynę. Są w niej m.in. bohaterki mistrzostw sprzed dwóch lat, czyli Glinka, Dorota Świeniewicz, Katarzyna Skowrońska-Dolata i Joanna Mirek oraz "odkryta" przez Włocha rewelacyjna Eleonora Dziękiewicz. Polki stać na świetny wynik: podium, może nawet obronę tytułu. Pierwszą fazę mistrzostw powinny przejść bez problemów, schody pojawią się później, ale i one są do pokonania.
Faworytki? Obok "Złotek" wśród kandydatek do tytułu wymienia się przede wszystkim Holenderki, które dość niespodziewanie, ale w wielkim stylu, triumfowały w Grand Prix. Bardzo mocne jak zawsze będą Rosjanki, Włoszki, na dużo stać Niemki i Serbki. Walka zapowiada się niezwykle zacięta.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-09-20

Autor: wa