Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przecież wszystko dostaliście

Treść

Z senatorem Andriejem Klimowem, wiceprzewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Rady Federacji i członkiem rosyjskiej delegacji do Komisji Współpracy Międzyparlamentarnej UE – Rosja, rozmawia Piotr Falkowski

Jakie znaczenie mają słowa apelu o przyspieszenie zakończenia śledztwa smoleńskiego i zwrot wraku?

– W rzeczy samej strona rosyjska już nieraz mówiła, że nie widzimy jakichkolwiek politycznych podstaw, żeby cokolwiek przetrzymywać. Jest po prostu określona procedura, którą trzeba wypełniać. To nie jest łatwe i taka jest przyczyna, że Polacy nie mogą ciągle otrzymać pozostałości tego samolotu.

Ale Pan sam głosował za tym, żeby przyspieszyć zwrot wraku.

– Kiedy nasi polscy koledzy, deputowani Parlamentu Europejskiego, poprosili, żeby jeszcze raz to potwierdzić, zgodziliśmy się. Potwierdzić to, co stwierdzali już wielokrotnie także inni przedstawiciele kierownictwa naszego państwa – jego władzy wykonawczej. To był znak naszej otwartości na prośby naszych polskich kolegów. Podobało mi się u naszych polskich przyjaciół to, że kiedy pewien eurodeputowany z jednego z państw bałtyckich niezbyt przyjaźnie nastawiony do Rosji [mowa o litewskim konserwatyście Vytautasie Landsbergisie, byłym prezydencie] chciał wprowadzić poprawki, wszyscy polscy deputowani – ze wszystkich partii – powiedzieli: „Nie rób tego, my już się z Rosjanami dogadaliśmy”. Tym mi zaimponowali. A on chciał sobie robić PR…

Chciał tylko apelu o zwrot wraku bez wezwania do przyspieszenia zakończenia śledztwa.

– Czyli proponował nam, żeby łamać rosyjskie prawo, które uzależnia zwrot dowodów od zakończenia śledztwa. I Polacy się temu sprzeciwili.

W Polsce już nikt nie wierzy, że nie ma politycznego tła dla przetrzymywania wraku. Nawet premier Tusk, który stara się utrzymywać jak najlepsze stosunki z Rosją.

– Wypowiem teraz moją osobistą opinię. W tej historii cała polityka rozgrywa się w Polsce i nie gdzie indziej. W Rosji z pewnością nie ma w niej dokładnie niczego politycznego. Naprawdę nie chcemy, żeby ta tragedia była powodem jakichkolwiek rozgrywek politycznych w Polsce. Nie jesteśmy ani za, ani przeciw jakiejkolwiek partii politycznej w Polsce. Nie wiem, jak inni, ale ja mówię to zupełnie szczerze. Nie ma polityki i politycznego tła w całej tej historii, tym tragicznym zdarzeniu, do którego doszło. Naprawdę bardzo żałujemy, że tak się stało, ale jest praktyka międzynarodowa, jest ustawodawstwo rosyjskie, są pewne obowiązki z tym związane. Tak się dzieje i wtedy, kiedy rosyjski samolot gdzieś się rozbije. To się zdarza od czasu do czasu bez żadnej polityki i czasem w ogóle wrak nie wraca, bo inne państwo mówi: „Zdarzyło na naszym terytorium, prowadziliśmy dochodzenie i to jest u nas dowód”. A my, kiedy kończymy dochodzenie, wszystko oddajemy. Zasadnicze nastawienie śledczych jest znane: wydano wszystkie konieczne materiały, strona polska we wszystkich etapach uczestniczyła. Nam to wydaje się zupełnie jasne.

Wiemy, że strona rosyjska powtarza deklaracje o współpracy i uczestniczeniu Polaków we wszystkim, ale w praktyce nic z tego nie wychodzi, polskie organy nie mają dostępu do podstawowych informacji i dokumentów.

– Rozumiem, że w ramach politycznego porządku w Polsce – powtarzam: w Polsce – tę sprawę ciągle się podnosi. I żeby nie było odczucia, że mamy jakąś własną preferencję, my – w szczególności jako członkowie komisji międzyparlamentarnej – potwierdziliśmy jeszcze raz, że nie widzimy jakiejś wielkiej przyczyny, żeby leżał w Rosji jeszcze 50 lat. A w ogóle, to gdyby polscy piloci posłuchali naszego dyspozytora i wylądowali na innym lotnisku, wszyscy byliby zdrowi i wszyscy szanowni polscy panowie wróciliby do domu.

Ale co pan opowiada! Nie było przecież żadnego wezwania dyspozytora do lądowania na innym lotnisku!

– Ja wiem, jak było. Mam krewnych znających się na lotnictwie i kontroli lotów. I stąd trochę wiem, tak prywatnie, że tam nie było niczego nadzwyczajnego. Ale przecież nie można też ludziom zakazać fantazjowania.

Ale to Pan fantazjuje z teorią o dyspozytorze. Nie niepokoi Pana, że ta kwestia szkodzi relacjom rosyjsko-polskim, a może wkrótce i rosyjsko-unijnym?

– A na terytorium Federacji Rosyjskiej zginęli ludzie. Rozumie pan? Zginęli ludzie! Wrak jest dowodem tego, co się stało. Szczątki przechowują dokładne ślady wydarzeń. My jesteśmy zainteresowani jak największą przejrzystością dochodzenia. Jasno rozumiemy, że gdyby nie było w Polsce politycznego konfliktu wokół tego tematu, to pozostałyby kwestie techniczne, które nie są niedostępne. Trzeba dokładnie stwierdzić, co zaszło sekunda po sekundzie, ze szczegółami.

W środę minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow stwierdził, że śledztwo znajduje się pod osobistym nadzorem prezydenta Władimira Putina. Jak to rozumieć?

– To znaczy tyle, że prezydent Putin rzeczywiście bardzo silnie to przeżywał po ludzku, tę tragedię. Ja pamiętam, jak to w Rosji przyjęliśmy. On przecież udał się od razu na miejsce. To oczekiwane spotkanie w Katyniu miało być demonstracją rosyjsko-polskich relacji. Chcieliśmy wspólnie pokłonić się przed pamięcią tych, którzy zginęli w wyniku zbrodni reżimu stalinowskiego. A przyszło to tragiczne zdarzenie. Robiliśmy wszystko, a szczególnie nasze kierownictwo, i Putin, który był wtedy premierem, aby Polacy otrzymali jak największą pomoc i wsparcie. Dlatego i to dochodzenie rzeczywiście znajduje się pod osobistym nadzorem prezydenta, aby wszystko było maksymalnie jasne, bez jakiś teorii czy zagadek. Ile jest ciągle teorii i zagadek na temat zatonięcia Titanica albo zabójstwa Kennedy’ego? My chcemy maksymalnego odpolitycznienia. Niech wszystko odbywa się tylko z punktu widzenia prawa i kryminalistyki. Wrak niczego nie może powiedzieć poza tym, co w nim naprawdę jest.

Ale zaledwie miesiąc temu prezydent pytany o to samo stwierdził, że nie jest zorientowany i musi porozmawiać z kierownictwem Komitetu Śledczego.

– To znaczy, że już porozmawiał. Putin jest prezydentem wielkiego państwa i nie może wiedzieć wszystkiego. Ale organy śledcze mają kodeks postępowania karnego, w którym jest napisane, co mają robić, i nie mogą tego kodeksu zmienić, dlatego że w Polsce dwie partie polityczne mówią do siebie różne nieprzyjazne rzeczy. Gdyby to nie był polski, a rosyjski samolot, wszystko byłoby tak samo. I niekoniecznie samolot. To mógłby być traktor, spadochron, cokolwiek.

 

Dziekuję za rozmowę.

Nasz Dziennik Czwartek, 31 stycznia 2013

Autor: jc