Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przebudzenie niemieckiego społeczeństwa?

Treść

Tysiące Niemców, wychodząc na ulice, uniemożliwiło w sobotę przemarsz neonazistom. W dniu narodowej żałoby członkowie NPD postanowili zorganizować marsz (tak zwany marsz pamięci bohaterów) w miejscu największego cmentarza wojennego w Niemczech - w miejscowości Halbe. Jednak na kilkuset neonazistów czekało tam już około 10 tys. przeciwników i ponad 1700 policjantów. Protestujący utworzyli łańcuch ze 170 transparentów, na których wypisane były antynazistowskie hasła: "Nie odwracaj się - zobacz, co się tutaj dzieje", "Naziści byli naszym nieszczęściem i nie możemy dopuścić do powtórzenia takiej sytuacji".
Narodowy Dzień Żałoby obchodzony jest w Niemczech od 1919 r. w przedostatnią niedzielę przed Adwentem. Początkowo poświęcony był pamięci ofiar I wojny światowej. Obecnie podczas uroczystości w Bundestagu hołd składany jest wszystkim ofiarom wojen. W tym roku prezydent Horst Koehler uczcił także pamięć niemieckich żołnierzy poległych na misjach pokojowych.
W okolicach Halbe i Seelow pod koniec II wojny światowej doszło do jednej z ostatnich wielkich bitew Niemców z armią sowiecką. W dniach 16-20 kwietnia 1945 r. toczyły się tam zacięte walki podczas forsowania przez oddziały sowieckie i polskie Odry oraz natarcia na Berlin. W bitwie poległo po obu stronach 60 tys. żołnierzy (niektóre źródła podają większe liczby), w tym również ok. 2 tys. Polaków. W Halbe znajduje się największy w Niemczech leśny cmentarz wojenny, na którym spoczywa około 28 tys. żołnierzy. Na leżącym nieopodal cmentarzu w Seelow pochowano 649 niemieckich żołnierzy z II wojny światowej.
Marsz neonazistów zwołał na sobotę znany hamburski neonazista Christian Worch, współorganizator pochodów ku "czci" hitlerowskiego zbrodniarza Rudolfa Hessa. Jednak reakcja przeciwników neonazizmu zaskoczyła ich. Wśród demonstrantów obecni byli m.in.: premier Brandenburgii - Matthias Platzeck (SPD), szefowa Zielonych - Claudia Roth, były prezydent - Richard von Weizsaecker, i wiceprzewodnicząca Bundestagu - Petra Pau z Partii Lewicy.
- Nie oddamy nazistom w Halbe i gdzie indziej ani piędzi ziemi - powiedział podczas okolicznościowego nabożeństwa obecny na demonstracji Matthias Platzeck. - Marsze neonazistów zakłócają spokój zmarłych i są szyderstwem z ofiar - dodał. Platzeck stwierdził też, że do walki z neonazizmem powinni zaangażować się wszyscy obywatele Niemiec. - Tam, gdzie sprawnie funkcjonuje społeczeństwo, gdzie kościoły, organizacje pozarządowe i urzędy są aktywne, tam ekstremiści nie mają żądnych szans - podkreślił polityk SPD.
Rzeczywiście, kilkuset neonazistowskich ekstremistów, widząc tysiące przeciwników i nie mając zgody na oficjalny marsz przez cmentarz, zrezygnowało z przemarszu i demonstracji w Halbe. Postanowili przenieść się do pobliskiego Seelow. Ale tutaj również czekała na nich liczna grupa przeciwników, a także kordony policji.
Tym razem niemieckie społeczeństwo się obudziło i pokazało, że razem można skutecznie przeciwstawić się nazistowskiej i faszystowskiej propagandzie, tylko trzeba chcieć. Neonaziści są silni tylko wtedy, gdy jest ich dużo więcej niż przeciwników, natomiast gdy widzą, że są w zdecydowanej mniejszości, tracą pewność siebie i ustępują, czego dali dowód w sobotę. Gdyby Niemcy okazali więcej odwagi i więcej zaangażowania, to NPD i DVU (Niemiecka Unia Ludowa - inne neonazistowskie ugrupowanie) miałyby marginalne znaczenie w tutejszym życiu publicznym. Jednak tutejsze elity tylko dużo mówią o ewentualnej delegalizacji partii neonazistowskich, lecz nie przekształcają tego w konkretne działanie.
Na swój sposób próbuje to robić młodzież, która nie daje posłuchu neonazistom. Jan Hambura z jednej z berlińskich szkół w liście do władz (publikacja w gazecie "Der Tagesspiegel") zaapelował o bardziej skuteczne działania zmierzające do ograniczenia działalności neonazistów w Niemczech. Przypomniał niedawny przypadek ze szkoły w Parey, gdzie neonaziści zmusili jednego z uczniów do noszenia tabliczki z antysemickim napisem. - To nie był pojedynczy incydent - twierdzi Hambura. - Od dłuższego czasu wiadomo, że w naszym kraju istnieją obszary, które są kontrolowane przez radykałów, tak zwane "No-go-Areas" - dodał. Członek młodzieżowego parlamentu Berlina proponuje, aby działania przeciwko neonazizmowi rozpocząć w szkołach poprzez edukowanie młodzieży. - Zadaję sobie pytanie, dlaczego do szkół nie przyprowadza się naocznych świadków, którzy mogliby nam opowiedzieć o prawdziwym i groźnym nazizmie. Ja przynajmniej w mojej szkole nigdy nie spotkałem się z nikim, kto przeżyłby II wojnę światową, dlaczego? - pytał uczeń jednej z berlińskich szkół.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2006-11-20

Autor: wa