Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Próżne" słowa Sisoesa

Treść

Pewien brat prosił abba Sisoesa: „Powiedz mi słowo”. On zaś odrzekł: „Po co żądasz ode mnie próżnych słów? Oto rób to, co widzisz” (Apoftegmaty Ojców Pustyni, t. I, Sisoes 45[848]).

Kiedy Jan Chrzciciel głosił chrzest nawrócenia, znajdował wielu chętnych słuchaczy, którzy tłumnie za nim podążali. Jego słowa musiały mieć szczególną siłę oddziaływania, skoro zgromadził wokół siebie grono wiernych uczniów; oni zatroszczyli się o jego pochówek po śmierci w więzieniu Heroda (Mk 6,29). Nawet w Efezie Paweł spotyka dawnych słuchaczy Poprzednika Chrystusa, którzy sami mówią o sobie: „przyjęliśmy chrzest Janowy” (zob. Dz 19,1–7). Bez wątpienia, głoszenie św. Jana dotknęło wielu serc.

Także Herod nie mógł do końca oprzeć się jego nauce: Herod czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego […]. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał (por. Mk 6,20). Co za wartość niósł ze sobą ów „niepokój”, że tetrarcha Galilei był skory, by go doświadczać? Możemy gdybać, ale wolno nam chyba sądzić, że nawet ten Herod, który potem skazał Jana na ścięcie, nie zatracił zdolności rozpoznawania prawdy, i to szczególnego rodzaju: prawdy Bożej. Gdy Jan głosił mu: „nie wolno ci mieć żony twego brata”, docierał do głębokich pokładów jego sumienia, którego Herod nie był wszak pozbawiony. Stanął przed wyborem: być posłusznym prawu Bożemu czy własnej żądzy? Wybrał to ostatnie, i tak ów „Boży niepokój” nie wydał owocu.

Ewangeliczna przypowieść o siewcy uświadamia nam, że słowo, które przekazuje nam Bóg, pozostanie bezpłodne, jeśli nie przyjmiemy go we właściwy sposób. Dzisiejszy człowiek cierpi raczej z nadmiaru treści niż z jej niedoboru: zewsząd otacza nas reklama, godzinami przeglądamy media społecznościowe, gromadząc w głowie absurdalnie nieistotne wiadomości z życia naszych „znajomych” (o ile rzeczywiście ich znamy!), a dzięki ogromnej sile przebicia środków przekazu nie omijają nas ani debaty polityczne, ani afery obyczajowe.

Dużo się dziś dyskutuje i każdy ma niedopartą potrzebę wyrażenia swojej opinii: to rodzi wiele konfliktów, bo równolegle dotyka nas kryzys słuchania i otwarcia na drugą osobę.

Tego rodzaju kryzysem nie był porażony uczeń z dzisiejszego apoftegmatu, który z nadzieją pyta Sisoesa, co ma czynić: jakim „słowem” ma się kierować. Abba w tym momencie objawia zaskakującą dziś dla nas wolność od pokusy celebrowania swego autorytetu: ucieka od wyrażania wzniosłych poglądów, nie chce wypowiadać „słów”, a jednocześnie, dość paradoksalnie, obdarowuje swego towarzysza słowem bardzo cennym: naśladuj dobry przykład. To jedyna treść, jakiej ci teraz potrzeba.

Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je (Łk 8,21b) — Chrystus nie pozostawia nam wątpliwości. Bóg chętnie przyzna się do bliskości z tymi, którzy Jego nakazy wcielili w życie. To, czego zabrakło Herodowi, staje się zadaniem dla każdego chrześcijanina: by dar łaski, jaki otrzymaliśmy we chrzcie świętym, nie uległ zapomnieniu, lecz stał się początkiem zażyłości i współpracy ze Stwórcą.

Ostatecznie abba Sisoes może spokojnie milczeć, bo najważniejsze „słowo” zostało wypowiedziane już przed stworzeniem świata: jest nim Jezus, Syn Boży, odwieczne Słowo Ojca. Wobec Niego, który jest obecny i w Piśmie, i w Eucharystii, który naucza poprzez swój Kościół i przemawia w głębi serca każdego z nas, mamy przyjąć postawę ucznia. Chrystus jest wzorem, od którego nigdy nie wolno nam oderwać wzroku: skoro przez chrzest z Nim umarliśmy, skoro z Nim mamy powstać do wiecznego życia i w Nim odnaleźć swe dopełnienie na wieczność, do Niego musimy stać się podobni.

Materiały dodatkowe:

Grzegorz Hawryłeczko OSB

Źródło: ps-po.pl, 26 września 2016

Autor: mj

Tagi: Próżne słowa Sisoesa