Prowadzić do Boga na obczyźnie
Treść
Z ks. Tomaszem Sielickim, przełożonym generalnym Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, rozmawia Maria Popielewicz Założycielem Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej jest Sługa Boży ks. kard. August Hlond. Wyznaczył on Wam za zadanie sprawowanie troski duszpasterskiej nad polską emigracją. Czy w związku z nową falą emigracji wzrosło zapotrzebowanie na duszpasterstwo Polaków w takich krajach jak Wielka Brytania, Irlandia czy Norwegia? Gdzie są największe potrzeby? - W Norwegii, gdzie oficjalną zgodę na pracę ma podobno ponad 40 tysięcy Polaków, jeszcze Towarzystwa Chrystusowego nie ma, lecz bacznie śledzimy rozwój sytuacji. Posługują tam inne polskie zakony, m.in. Misjonarze Świętej Rodziny. Natomiast na Wyspach Brytyjskich nadal bardzo odczuwany jest brak polskich kapłanów. Nawet jeśli słyszymy o licznych powrotach Polaków do Ojczyzny, to rzesze tych, którzy tam zostają, pracują, dojeżdżają, liczone są w setkach tysięcy. Wbrew głośnym zapowiedziom medialnym liczba polskich kapłanów, zamiast wzrosnąć, zmniejszyła się o pięciu - do 107: oficjalnie do pracy polonijnej wyjechało w minionym roku dwunastu duszpasterzy (w tym sześciu chrystusowców), ale ubyło siedemnastu, którzy odeszli na emeryturę bądź też wrócili do swoich rodzimych diecezji w Polsce. A więc jest wielki powód do troski o duchowe dobro naszych rodaków. W jakich obecnie krajach posługują członkowie Waszej wspólnoty zakonnej? - Kapłani i bracia Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej pracują obecnie wśród Polaków i Polonii w Niemczech, Holandii, Włoszech, na Węgrzech, we Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii z Irlandią Północną, Republice Południowej Afryki, Islandii, na Białorusi, Ukrainie, w Kazachstanie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Brazylii, Australii i Nowej Zelandii. Jakie są obecnie największe trudności, wyzwania związane z posługą wśród Polonii? - Największym wyzwaniem jest chyba zmiana dotychczasowego modelu duszpasterstwa polonijnego w niektórych krajach - z prężnych, ale trochę zamkniętych i wyizolowanych ośrodków Polskich Misji Katolickich, na parafie oparte na infrastrukturze Kościoła miejscowego, łączące i integrujące wspólnoty lokalne (często bardzo osłabione ilościowo i wiekowo) z imigrantami. Wiąże się to w przypadku kapłanów z potrzebą biegłego posługiwania się drugim językiem, a w praktyce różnie z tym bywa. Rozważamy bardzo daleko idące zmiany w naszej formacji seminaryjnej, by temu wyzwaniu sprostać. Czy ta nowa emigracja wymaga innej pracy, innego zaangażowania? - Wcześniej mówiłem o nowych wyzwaniach organizacyjnych - a obok nich są oczywiście także te, które wynikają ze zmiany świadomości współczesnych społeczeństw, zmiany postaw, zmiany hierarchii wartości. Głoszenie Dobrej Nowiny napotyka konkretne nowe trudności. Zakłócenie harmonii między sferą duchową a materialną jest faktem. Spłaszczenie i spłycenie wizji życia ludzkiego, utrata wymiaru pionowego, odniesienia do Boga, do życia wiecznego, zagubienie się w pogoni za karierą, za urządzeniem sobie życia jedynie w sensie materialnym lub dla statusu społecznego - to wszystko składa się na zjawisko, które nazywamy laicyzacją. Bardzo ona człowieka ogranicza, okalecza, pozbawia poczucia własnej godności i przeznaczenia. Odczuwamy to już w Polsce, lecz znacznie bardziej objawy tej choroby cywilizacyjnej są nasilone w pluralistycznych ideologicznie i liberalizujących społeczeństwach Zachodu. Potrzeba wielu Jonaszów, którzy dzisiejsze Niniwy - a wśród nich przybyszów z Polski - będą wzywali do ocknięcia się i nawrócenia, by uratować je od zguby. Przy tym wszystkim wierzę, że zapotrzebowanie na wartości transcendentne, na samego Boga jest tak głęboko wpisane w serce człowieka, że nie wytrwa on długo na tej płyciźnie, że szybko się znudzi złudami świata, atrapami i falsyfikatami, i powróci do szukania tego, co jest autentyczne, trwałe, prawdziwe - a to wszystko można odnaleźć jedynie w Bogu. Obyśmy wtedy my sami - chrześcijanie, uczniowie Chrystusa, w tym Jego kapłani - stanęli na wysokości zadania i poszukującym pomagali Go odnaleźć. Być może Polacy - na ile sami pozostaną wierni swemu duchowemu dziedzictwu - mają tutaj jakąś szczególną rolę do odegrania. Na jakim etapie jest proces beatyfikacyjny ks. kard. Hlonda? Czy jest już wybrany cud do procesu? - 22 października br., a więc w samą 60. rocznicę śmierci Sługi Bożego ks. kard. Augusta Hlonda, opublikowano w Rzymie tzw. Positio super virtutibus. Jest to szerokie opracowanie dokumentów zgromadzonych w trakcie procesu wykazujące heroiczność cnót w życiu Sługi Bożego. Dokument jest napisany w języku włoskim i został przekazany specjalnej komisji działającej w ramach Kongregacji ds. Świętych. Wydanie drukiem "Positio" jest znaczącym krokiem w procesie i niewątpliwie przybliża nas do dnia beatyfikacji ks. kard. Hlonda. Trwa też badanie dokumentacji związanej z wydarzeniem, które potencjalnie może być uznane za cud, lecz jest zbyt wcześnie, by w tej materii się wypowiadać. Jakie znaczenie ma przypominanie o postaci Sługi Bożego? Jakie najważniejsze przesłanie kieruje on dzisiaj do ludzi? - Każdy, kto zapoznaje się z życiem i dziełami powstałymi z inicjatywy ks. kard. Augusta Hlonda, jest uderzony ich rozmachem, aktualnością, zarówno w przeszłości, jak i na czasy dzisiejsze, zmysłem proroczym, głębią zawierzenia Bogu i umiłowaniem bosko-ludzkiej instytucji, jaką jest Kościół. Życie Sługi Bożego da się podzielić na wyraźne etapy wyznaczone przez losy Ojczyzny: czas zaborów, czas odbudowy Polski i polskiego Kościoła w dwudziestoleciu międzywojennym, tragiczną noc II wojny światowej, początki komunistycznego systemu totalitarnego po roku 1945. Świętość i wielkość ks. kard. Augusta polegała m.in. na tym, że w każdym z tych okresów odczytywał "znaki czasu", określał je w swoim nauczaniu, odważnie wychodził naprzeciw zadaniom i wyzwaniom. Dzisiaj, gdy niedawno skończył się Synod Biskupów w Rzymie poświęcony Słowu Bożemu, możemy stwierdzić: Sługa Boży ks. kard. August Hlond, salezjanin, administrator apostolski Śląska, Prymas Polski, protektor Polonii, założyciel Towarzystwa Chrystusowego, założyciel wielu organizacji i instytucji kościelnych, w tym Akcji Katolickiej, w każdej swej roli w wierny i często genialny sposób odpowiadał na skierowane do niego Słowo Boże. Przypomina pod tym względem św. Karola Boromeusza, którego wspominamy (także jako patrona Jana Pawła II) każdego roku 4 listopada, a który w burzliwym wieku XVI z podobnym zaangażowaniem reformował i organizował instytucje kościelne. Całkowite zawierzenie przez nich obu swego życia Bogu zrodziło w Kościele tak wspaniałe i trwałe owoce. Ich życie jest pięknym świadectwem prawdziwości słów św. Pawła: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4, 13). Dziękuję bardzo za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-11-15
Autor: wa