Protesty wstrząsnęły Ukrainą
Treść
Falę protestów i demonstracji wywołało wczoraj na Ukrainie ogłoszenie przez Centralną Komisję Wyborczą zwycięstwa kandydata obozu władzy, obecnego premiera Wiktora Janukowycza w niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich. Całkowicie odmienny wynik przedstawia opozycja, twierdząc, że wygrał je popierany przez nią kandydat Wiktor Juszczenko. Przeciwnicy rządzącej administracji, określanej przez nich mianem reżimu, oskarżają ją o sfałszowanie wyników. Do takiej oceny przychylają się obserwatorzy zagraniczni, a także - niespodziewanie - władze trzech dużych miast ukraińskich, które uznały wygraną Juszczenki, co jeszcze bardziej zaostrza sytuację, ale także podział Ukrainy.
Ukraińska Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła tym razem bardzo szybko zwycięstwo premiera Wiktora Janukowycza w niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich. Najpierw już w nocy z niedzieli na poniedziałek ogłoszono jego wygraną na podstawie częściowych wyników, a wczoraj podano oficjalnie ostateczne dane, potwierdzające ją. Tymczasem po pierwszej turze wyborów komisja aż 2 tygodnie liczyła głosy.
Z ogłoszonych wczoraj rano przez CKW danych wynika, że popierany przez administrację prezydenta Leonida Kuczmy i Rosję Wiktor Janukowycz otrzymał 49,42 proc. głosów, podczas gdy jego rywala, przywódcę opozycji Wiktora Juszczenkę, po cichu wspieranego m.in. przez USA i Kanadę, poparło 46,70 proc. wyborców.
Opozycja natychmiast oskarżyła władze o sfałszowanie rezultatów wyborów. Jej przedstawiciele stwierdzili, że scenariusz zawierający takie właśnie dane o minimalnej wygranej Janukowycza władze przyjęły po pierwszej turze wyborów. Te wyniki CKW podała na "rozkaz" z góry - protestują niektórzy opozycjoniści.
Opozycja twierdzi tymczasem, opierając się na danych z równoległego liczenia głosów przez swych przedstawicieli przy komisjach wyborczych, że wybory wygrał Wiktor Juszczenko różnicą ok. 10 proc. Wyniki te pochodzą z opracowania protokołów z 57,2 proc. regionalnych komisji wyborczych. Wynika z nich, że na Juszczenkę głosowało 52,84 proc. wyborców, a na Janukowycza - 42,32 proc.
Opozycja podjęła natychmiast organizowanie masowych akcji nacisku na władze. W Kijowie 150 deputowanych do Rady Najwyższej Ukrainy zwołało wczoraj nadzwyczajne posiedzenie parlamentu. Jego celem ma być ogłoszenie wotum nieufności do prac Centralnej Komisji Wyborczej. Kandydat na prezydenta Wiktor Juszczenko oświadczył zebranym demonstrantom, których było wówczas ok. 100 tys., że "woli narodu nie wolno łamać". - Aby władza uszanowała nareszcie wolę narodu, musimy zademonstrować naszą solidarność. Tylko konsolidacja zdrowych sił narodu ukraińskiego może zmienić sytuację - powiedział na wiecu Juszczenko.
Opozycja ogłosiła na razie akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa. W śródmieściu Kijowa ma powstać miasteczko namiotowe liczące 1,5 tys. namiotów. Ta akcja ma obronić zwycięstwo opozycji, która jest przekonana, że należy ono do niej. Jej politycy wezwali wczoraj obywateli do organizowania protestów w całym kraju. Władze, obawiając się ich, zablokowały komunikację w zachodnich regionach Ukrainy, żeby opozycja nie mogła przedostać się do Kijowa. Przeciwnicy władz zapowiadają, że akcja protestu będzie trwać dopóty, dopóki rządzący reżim nie uzna zwycięstwa Juszczenki.
Wczoraj wbrew stanowisku władz centralnych jego wygraną uznały władze miejskie Lwowa, Iwano-Frankowska (dawny Stanisławów), Tarnopola, a nawet stolicy kraju, Kijowa.
W trzech zachodnich obwodach Ukrainy: lwowskim, tarnopolskim i iwano-frankowskim, rozpoczęto już akcję wsparcia Wiktora Juszczenki. Jej organizatorzy zastrzegają, że nie zamierzają prowokować wojny domowej. Radny z obwodu iwano-frankowskiego Roman Postolaniuk zwrócił się wczoraj do demonstrantów, w większości młodych ludzi: "Nie apelujemy, żeby wywołać wojnę domową, bo jesteśmy zwolennikami pokojowego przekazania władzy".
W akcjach protestacyjnych przeprowadzanych w pozostałych regionach kraju - oprócz wschodnich - pojawiają się pomarańczowe transparenty, czyli w kolorze, którym Juszczenko posługuje się jako swoim symbolem. Stąd też rozszerzającą się w kraju akcję protestu zaczęto już określać mianem pomarańczowej rewolucji przeciwko polityce władz oskarżonych o sfałszowanie wyników wyborów. Pojawiły się nawet doniesienia, że w Doniecku, bastionie zwolenników Janukowycza, już w niedzielę wieczorem świętowano jego zwycięstwo. Według niektórych ocen poparła go również wschodnia część kraju, podczas gdy zachodnia głosowała na Juszczenkę.
Obserwatorzy zagraniczni, m.in. z OBWE i Kanady, uznali, że również II tura wyborów prezydenckich znacznie odbiegała od norm demokratycznych. Oprócz stwierdzenia licznych przypadków łamania prawa wyborczego zwrócili uwagę na nieprzejrzystość działań CKW. Obserwator z Kanady zapowiedział, że po powrocie do kraju będzie wnioskował do rządu o nałożenie sankcji na Ukrainę.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
Ostrzeżenia przed przemocą
Przywódca ukraińskiej opozycji Wiktor Juszczenko ostrzegł wczoraj, że władze usiłują siłą rozbić 100-tysięczny wiec jego zwolenników w centrum Kijowa. Juszczenko spodziewał się ataku milicji na demonstrantów w nocy z poniedziałku na wtorek. Wśród protestujących pojawiła się też informacja, że do stolicy dotarły autokary z "kryminalistami" z popierającego Janukowycza rejonu Donbasu, którzy mogą wzniecać zamieszki.
Władzom dałoby to pretekst do interwencji i spacyfikowania demonstracji. Mniej więcej w tym samym czasie szefowie ukraińskiego MSW i Służby Bezpieczeństwa oraz Prokuratury Generalnej oświadczyli, że opozycja dąży do siłowego przejęcia władzy w kraju i zagrozili, że państwo dysponuje dostatecznymi siłami, by "szybko i zdecydowanie" położyć kres "bezprawiu".
Juszczenko ogłosił też w poniedziałek wieczorem, że w wielu miejscach wschodniej Ukrainy w czasie wyborów dochodziło do wyrzucania z komisji wyborczych obserwatorów i dziennikarzy. Zarzucił też władzom sfałszowanie 30 proc. głosów w obwodzie donieckim. Według Juszczenki, łącznie w całym kraju dokonano fałszerstw 3 mln głosów.
BM, PAP
Prof. Mieczysław Smoleń, Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Katedra Rosjoznawstwa:
Takich wyników wyborów należało się spodziewać przede wszystkim dlatego, że Federacja Rosyjska ma jednak ogromny wpływ na to, co dzieje się na Ukrainie. Choćby poprzez różne powiązania nie tyle polityczne, ile przede wszystkim gospodarcze. Istnieje bardzo wiele ukraińskich grup biznesowych, powiązanych bardziej z Rosją niż z Zachodem. Wydaje mi się, że to miało decydujące znaczenie. Faktem jest, że - myślę, że można tak powiedzieć - wybory zostały sfałszowane. Istnieje jednak kwestia, jak udowodnić to ewidentne fałszerstwo. Poza tym mieliśmy do czynienia z wyraźnymi naciskami politycznymi, jak chociażby wizyta Władimira Putina w Kijowie przed wyborami. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że Ukraina licząca ponad 50 mln mieszkańców nadal ma mentalność i inklinacje prorosyjskie.
To, co dzieje się w Kijowie, raczej nie będzie miało większego znaczenia. Nie wpłynie zasadniczo na stosunki polsko-ukraińskie, czy pomiędzy Ukrainą a Unią Europejską. Gdyby nawet wygrał Juszczenko, to natrafiając na opór materii, musiałby prowadzić politykę także związaną z Rosją.
Adam Bielan, rzecznik PiS, poseł do Parlamentu Europejskiego, obserwował przebieg drugiej tury wyborów na Ukrainie:
Nie wierzę w oficjalne wyniki wyborów ogłoszone przez Centralną Komisję Wyborczą. Mieliśmy w ciągu naszego krótkiego pobytu na Ukrainie liczne sygnały o nieprawidłowościach zarówno związanych z fałszowaniem wyborów, jak i wcześniej dotyczących przebiegu kampanii oraz dostępu Juszczenki do środków przekazu. Dawno nie czułem takiej atmosfery jak w ostatnich dniach kampanii na Ukrainie. Można z całą pewnością stwierdzić, że naród ukraiński się obudził. Myślę, że opozycja przewidywała taki scenariusz. Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałem, również prości ludzie, twierdziły, że nie pogodzą się z fałszerstwem. Z całą pewnością można się spodziewać licznych demonstracji. Trudno powiedzieć, czy dojdzie do jakiejś konfrontacji z siłami porządkowymi. Mam nadzieję, że nie, że władze Ukrainy zmienią swoje postępowanie, gdyż w przeciwnym wypadku można się spodziewać najgorszego. Rosja potrzebowała prezydenta, któremu nikt w Europie nie poda ręki, tak jak prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence. Janukowycz jako prezydent jest więc na rękę Rosji.
not. JS
"Nasz Dziennik" 2004-11-23
Autor: kl