Propaganda już nie wystarcza
Treść
Za kilka miesięcy czekają nas wybory parlamentarne. Patrząc na  niektóre sondaże, rządząca Platforma Obywatelska może tylko zacierać  ręce. 48 proc. poparcia społecznego po ponad trzech latach rządów  wskazywałoby, iż Polacy są szczęśliwi pod rządami Donalda Tuska, a  Platforma wygra w cuglach jesienne wybory. W takie sondaże nie wierzą  już jednak sami politycy partii rządzącej. Na ekipę Donalda Tuska z  szefem PO na czele padł blady strach. Trzy lata wciskania ludziom do  głowy propagandy może nie wystarczyć, aby na jesieni zdobyć najwięcej  głosów.
"Chcę spróbować państwa przekonać, że mój rząd takie  reformy przeprowadza. Być może jednym z podstawowych grzechów mojej  ekipy jest to, że nie potrafimy o tym mówić, by przebić się do opinii  publicznej z konkretnymi przykładami" - to wcale nie jest archiwalna  wypowiedź premiera Jarosława Kaczyńskiego skarżącego się, że nie może  dotrzeć do opinii publicznej, gdyż media nie mówią o osiągnięciach jego  rządu, lecz zajmują się atakami na polityków Prawa i Sprawiedliwości. Na  taki oto "żarcik" na łamach "Gazety Wyborczej" w sobotę pozwolił sobie  premier Donald Tusk. Problem jednak w tym, iż szef Platformy  Obywatelskiej napisał to na poważnie. Premier przez trzy lata mydlący  społeczeństwu oczy i mogący zawsze liczyć na przychylność  mainstreamowych mediów dostrzegł, że wciskana nam propaganda nie daje  gwarancji zwycięstwa w zbliżających się wielkimi krokami wyborach  parlamentarnych. A coraz większa rzesza wyborców - patrząc chociażby na  ceny na sklepowych półkach - zdążyła już się zorientować, na czym  naprawdę polega "zielona wyspa" Donalda Tuska. Do ustawiającego się w  roli niezrozumianego, a tym samym pokrzywdzonego rękę wyciągnęli  "przyjaciele".
W sobotę na łamach "Gazety Wyborczej" premier  opublikował duży artykuł o tym, czego dokonał jego rząd - a redakcja  zapowiedziała już ciąg dalszy, w którym premier przedstawi plany na  kolejne lata. Na to z niecierpliwością czekamy, gdyż składanie obietnic  jest tym, co Donaldowi Tuskowi zawsze wychodziło najlepiej. Nazajutrz po  publikacji w "Wyborczej" swój godzinny program w Radiu Zet premierowi  Tuskowi poświęciła Monika Olejnik.
Przedstawiony przez premiera obraz  rzeczywistości w Polsce pod rządami Platformy mógłby tylko zadowalać.  Ponownie usłyszeliśmy i przeczytaliśmy, że "Polska wyszła z kryzysu z  najlepszym wzrostem gospodarczym", "najlepiej wykorzystujemy środki  unijne", "jesteśmy największym placem budowy", "Polska jest liderem  regionu", "jesteśmy europejskim liderem", a do tego na potęgę budujemy  autostrady i modernizujemy drogi, w polityce zagranicznej mamy same  sukcesy, a dzięki ograniczeniu biurokracji lżej mają przedsiębiorcy.
Do  coraz większej liczby osób zaczyna docierać, że rzeczywistość kreślona  przez ponad trzy lata w przemówieniach rządzących jest wirtualna. Jaka  jest "zielona wyspa" Donalda Tuska? To kraj podwyżki podatku VAT, która  pociągnęła za sobą wzrost cen żywności i kosztów utrzymania, kraj  rosnącego zadłużenia, afery hazardowej, rezygnacji z budowy kolejnych  odcinków dróg planowanych na Euro 2012 itd.
Premier Tusk, który  zachwala realizowane przez rząd zmiany w systemie emerytalnym, poza  dokonaniem księgowych manewrów w celu obniżenia na papierze naszego  zadłużenia przez ograniczenie wielkości składki emerytalnej kierowanej  do otwartych funduszy emerytalnych, nie zrobił jednocześnie nic, aby  pieniądze, które pozostaną w OFE, były przez fundusze inwestowane  efektywniej niż do tej pory.
Nawet najwyższym wzrostem PKB w Europie  przeciętny obywatel nie zapłaci za drożejące paliwo, energię elektryczną  czy żywność. Dziś już nawet wyborcy Platformy sprzed czterech lat,  powtarzający do tej pory bezrefleksyjnie, jak to rząd Donalda Tuska  świetnie poradził sobie z kryzysem, milkną zmuszeni tankować swoje auta  benzyną za ponad 5 złotych albo obserwując, jak rząd, na który  głosowali, dokonuje skoku na ich emerytury.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-03-15
Autor: jc
 
                    