Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prokuratura się nie spieszy

Treść

Wrocławski prokurator okręgowy Robert Mielczarek po raz kolejny nie zgodził się na zwolnienie za kaucją prezesów "Bestcomu": Jacka Karabana i Roberta Nowaka, przetrzymywanych od prawie sześciu miesięcy w areszcie. Mimo długotrwałego śledztwa prokuratura nie jest w stanie przedstawić im aktu oskarżenia. Łamanie praw człowieka przez prokuraturę badają rzecznik praw obywatelskich i Prokuratura Krajowa.
O losie aresztowanych zdecyduje teraz sąd, który prawdopodobnie na początku grudnia rozważy konieczność dalszego przedłużenia aresztu.
Choć śledztwo w sprawie rzekomego "prania brudnych pieniędzy", w które zdaniem prokuratury mają być zamieszani obaj młodzi właściciele firmy "Bestcom", trwa od 2005 roku, prokuratura nie potrafi przygotować przeciwko nim aktu oskarżenia. I nic dziwnego śledztwo prowadzone jest powolnie, aresztowani nie mogą widzieć się z najbliższymi. Interwencje w tej sprawie podjęli już prokurator krajowy Janusz Kaczmarek oraz rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski.
W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o psychicznych szykanach, jakie spotkały narzeczone Karabana i Nowaka. Okazuje się, że dotknęło to również innych zatrzymanych w ramach tego samego śledztwa.
Ograniczanie czy też uniemożliwienie widzeń zatrzymanych z najbliższymi im osobami jest - zarówno w świetle Konwencji Praw Człowieka, jak i rezolucji Parlamentu Europejskiego - ewidentnym przypadkiem łamania praw człowieka. Tę sprawę wyjaśnia już rzecznik praw obywatelskich.
- Prawdą jest, że narzeczone osadzonych takich zezwoleń nie otrzymały, natomiast prawa tego nie odmówiono osobom najbliższym, choć wnioski przez nie składane były sporadyczne - stwierdził rzecznik prasowy wrocławskiej prokuratury okręgowej Leszek Karpina.
Zapewnienie prokuratora brzmi absurdalnie. W ciągu sześciu miesięcy Robert Nowak i Jacek Karaban otrzymali zgodę tylko na jedno widzenie z matkami. Narzeczona innego z zatrzymanych w sprawie "Bestcomu" mężczyzny, choć niezwiązanego z tym przedsiębiorstwem, mimo przedstawienia prokuratorowi Mielczarkowi zaświadczenia z parafii potwierdzającego zamiar wzięcia ślubu również nie otrzymała zgody na widzenie.
"Jedynym, który widział się z bratem, z ograniczoną możliwością kontaktu - przez szybę, był nasz ojciec. To, co zobaczył i usłyszał, przeraziło go. Brat schudł ponad 20 kg, skarżył się na brak leków, na bóle" - napisała do nas Aneta K.
Postępowaniem prokuratora Roberta Mielczarka oburzeni są parlamentarzyści i senatorowie zaangażowani w obronę praw człowieka. Wskazują oni na fakt, że przedłużające się śledztwo nie może być powodem szykan i łamania praw człowieka.
Niewykluczone jednak, że marazm w śledztwie i przeciąganie postępowania to efekt nieudolności prokuratury. Prowadzący to postępowanie Robert Mielczarek skompromitował się już wcześniej podczas "sprawy Ryszarda Maraszka" - byłego posła SLD i dyrektora lubińskiego oddziału banku PKO BP podejrzanego o udzielanie protekcyjnych kredytów i narażenie banku na straty. Maraszek nie zasiadł jesienią 2003 roku na ławie oskarżonych razem z dwójką swoich współpracowników: Elżbietą S. i Wojciechem M., bo nie przedstawiono mu zarzutów. Jego proces rozpoczął się wiele miesięcy później.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-11-27

Autor: wa