Prokuratura nierychliwa
Treść
Rząd Jerzego Buzka, w którym byłem ministrem sprawiedliwości, nie był szczególnie zainteresowany wyjaśnieniem inwigilacji opozycji przez UOP - zeznał prezydent Lech Kaczyński w procesie płk. Jana Lesiaka oskarżonego w sprawie inwigilacji opozycji przez UOP. Prezydent potwierdził wcześniejsze zeznania, że UOP interesował się nim, i to, że grożono jego bratu.
Zeznania prezydenta Lecha Kaczyńskiego w procesie płk. Jana Lesiaka, byłego oficera SB i UOP, jako pierwszego świadka były jawne. Prezydent powiedział, że w okresie rządów Jerzego Buzka nie było większego zainteresowania wyjaśnieniem sprawy inwigilacji prawicy. Co więcej, Kaczyński jako ówczesny minister sprawiedliwości dowiedział się, że w zamian za umorzenie śledztwa miano prokuratorom oferować wysokie stanowiska w Prokuraturze Krajowej. W ocenie głowy państwa, interesując się tym śledztwem jako minister, naraziłby się na zarzut "sterowania sprawą, która mnie dotyczy". UOP także zabiegał o to, żeby tej sprawie nie nadawano szczególnego znaczenia. Do Lecha Kaczyńskiego i jego brata docierały sygnały, że "przesadzają", a UOP nie jest "organizacją morderców".
Prezydent potwierdził zeznania z rozmów z Mieczysławem Wachowskim, który przechwalał się przed nim doskonałymi kontaktami z oficerami WSI i przemożnym wpływem na te służby oraz ich wykorzystywaniem do kontrolowania życia politycznego. Powiedział także o liście - pokazanej mu przez ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego - osób publicznych mogących mieć związki ze służbami specjalnymi PRL. - Przeanalizowałem teczkę jednej z osób, którą znałem - ujawnił prezydent.
Kaczyński zeznał także, że próbujący go zwerbować oficer UOP przekazywał mu informacje o powiązaniach byłych esbeków z biznesem, że liczące się postacie w polskim biznesie były powiązane ze specsłużbami. Podobnie było w centralach handlu zagranicznego.
Obecny prezydent potwierdził, że jego bratu grożono, by wyjechał z Warszawy, ponieważ może mu się coś stać, a także, że profesjonalnie przebito mu opony w samochodzie, co mogło spowodować poważny wypadek. Prezydent powiedział też o posiedzeniu rządu, gdzie przedstawiono informację zawierającą wniosek, iż jego brat stanowi zagrożenie dla porządku demokratycznego. Kaczyński określił to wówczas "policją polityczną".
ZB
"Nasz Dziennik" 2006-10-26
Autor: wa