Prokuratura jak za PRL
Treść
Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu ma niezwłocznie zbadać zgodność z prawem działań wrocławskiego prokuratora Roberta Mielczarka, podejmowanych w sprawie aresztowania prezesów firmy "Bestcom" - taką decyzję podjął prokurator krajowy Janusz Kaczmarek po wczorajszej publikacji "Naszego Dziennika", w której ujawniliśmy liczne nieprawidłowości w sposobie pracy wrocławskiej prokuratury. Dzisiaj ewentualną decyzję o interwencji w tej sprawie podejmie też rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski. Wyjaśnień domagają się również parlamentarzyści PiS i PO. Tymczasem nam udało się dotrzeć do kolejnych informacji, które wskazują na to, że by wydobyć samoobciążające zeznania od prezesów "Bestcomu", śledczy nie wahali się uciec do gróźb i szantażu. - Tę sprawę trzeba dokładnie wyjaśnić. Wydam wrocławskiej prokuraturze apelacyjnej polecenie zbadania prawidłowości prowadzonego we wrocławskiej prokuraturze okręgowej postępowania w sprawie "Bestcomu" - powiedział nam wczoraj prokurator krajowy Janusz Kaczmarek.
Wczoraj ujawniliśmy liczne nieprawidłowości związane z aresztowaniem Jacka Karabana i Roberta Nowaka, prezesów poznańskiej firmy "Bestcom", na polecenie wrocławskiej prokuratury okręgowej i związanej z tym upadłości przedsiębiorstwa. W wyniku działań prokuratury "Bestcom" upadł, pracę straciło co najmniej siedemdziesiąt osób, a prezesi firmy od pięciu miesięcy przetrzymywani są w areszcie. Prokuratura nie potrafi przedstawić zatrzymanym aktu oskarżenia, śledztwo prowadzone jest rozwlekle i nieudolnie - choć trwa od 2005 roku, właśnie przedłużono je do 31 stycznia 2007 r. Prokuratura mimo to nie zgadza się na zwolnienie obu mężczyzn z aresztu, nie potrafi też przedstawić sądowi żadnych dowodów pozwalających na postawienie w stan oskarżenia Karabana i Nowaka, którzy od pięciu miesięcy przebywają w ciasnych celach wrocławskiego aresztu pozbawieni możliwości choćby krótkiego widzenia z najbliższymi osobami.
Peerelowskie wzorce
Zdaniem naszych informatorów - odizolowanie obu podejrzanych od kontaktów z bliskimi ma ich złamać psychicznie i zmusić do przyznania się do winy. Wszystko wskazuje na to, że metoda przypominająca działania prokuratur w najczarniejszym okresie PRL to jedyny sposób śledczych na zakończenie prowadzonej przez nich sprawy rzekomego prania brudnych pieniędzy. Fiasko prokuratorskiego śledztwa wiązać się będzie z innym procesem - tym razem wytoczonym przez właścicieli "Bestcomu" o milionowe odszkodowanie za spowodowanie upadłości firmy.
- Mielczarek szuka czegokolwiek, co pozwoliłoby mu postawić Nowaka i Karabana w stan oskarżenia. W najgorszym wypadku zgodzi się nawet na zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentach księgowych, bo do tego wystarczy jedna źle wypełniona faktura - mówi nasz informator, osoba związana z wrocławskim wymiarem sprawiedliwości.
Prokuratura skrupulatnie odizolowała obu podejrzanych od świata zewnętrznego, stosując wobec przedsiębiorców sankcje, jakich żadna inna prokuratura w Polsce nie odważyła się podjąć nawet w stosunku do osób podejrzanych o znacznie poważniejsze przestępstwa: Aleksandry Jakubowskiej, Jerzego Szteligi, Aleksandra Gawronika czy detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Mniej oficjalnymi kanałami udało się dotrzeć do informacji, jak wygląda śledztwo prowadzone w sprawie "Bestcomu". - Na jednym z niedawnych przesłuchań Karaban usłyszał złowieszcze: "Śledztwo idzie w stronę firmy twojej narzeczonej. Zamkniemy ją, no chyba że się przyznasz" - twierdzi nasz informator.
Próba szantażu - którą dosadnie można streścić w słowach "daj nam, czego chcemy, albo będą cierpieć ci, których kochasz" - stosowana wobec zatrzymanych właścicieli "Bestcomu" wydaje się skandaliczną normą w postępowaniu prowadzonym przez wrocławskich śledczych. W toku dziennikarskiego śledztwa ustaliliśmy, że prokuratura odmawiała obu podejrzanym przez pięć miesięcy prawa do kontaktu z bliskimi, tak by psychicznie wykończeni przyznali się do winy. - Jak się przyznasz, to za piętnaście minut zobaczysz swoją dziewczynę. Jak nie, to zobaczysz ją dopiero, jak wyjdziesz - mówiono podczas innego przesłuchania prowadzonego przez policję - wynika z naszych informacji.
Oczywiście psychiczne nękanie nie znajduje swojego odzwierciedlenia w oficjalnych aktach sprawy. - To jest niedopuszczalna sytuacja. Cieszę się, że będzie ona wyjaśniana przez prokuraturę krajową i senatora Piotra Andrzejewskiego - powiedziała nam posłanka Julia Pitera (PO), członkini polskiego oddziału Transparenty International.
Sprawę bezwzględnie trzeba wyjaśnić
Interwencję w tej sprawie zapowiedział już senator Piotr Andrzejewski (PiS) oraz poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Dziś podobną decyzję co do interwencji podejmie również rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski.
- Rzecznik zapozna się z publikacją "Naszego Dziennika" i podejmie decyzję w tej sprawie. Nie wykluczam, że zdecyduje się na podjęcie interwencji - powiedział nam wczoraj Stanisław Wileński, pełnomocnik RPO.
Bronią przy dziecku
Bezwzględnie odpowiedzi wymaga też pytanie - dlaczego funkcjonariusze policji, którzy 7 czerwca na polecenie wrocławskiej prokuratury dokonali zatrzymania Roberta Nowaka i Jacka Karabana w pomieszczeniu, w którym nie było podejrzanych, znajdowało się natomiast dwuletnie wówczas dziecko jednego z prezesów, epatowali bronią palną.
- To skandal! Przecież to może w sposób katastrofalny odbić się w przyszłości na psychice dziecka. Kto na to pozwolił? - bulwersuje się poseł Julia Pitera.
Cała sprawa do złudzenia przypomina "niszczenie Romana Kluski" - byłego właściciela Optimusa, spektakularnie aresztowanego i po wielu miesiącach oczyszczonego z zarzutów. Tutaj też mamy do czynienia z aresztowaniem opartym na prokuratorskiej hipotezie, której sam prokurator do chwili obecnej nie potrafi udowodnić.
9 czerwca sąd, decydując się na zastosowanie aresztu tymczasowego, nakazał prokuraturze stawiającej zarzut prania brudnych pieniędzy i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej zmianę kwalifikacji czynu jako wewnętrznie sprzecznego. Do chwili obecnej prokuratura jednak tego nie uczyniła.
Senator Piotr Andrzejewski domaga się kontroli, która sprawdziłaby, czy działania prokuratury, które doprowadziły do upadku "Bestcomu", nie miały charakteru pozamerytorycznego i nie były wynikiem działania bądź nacisków osób, dla których interesów rosnąca na rynku pozycja polskiego przedsiębiorstwa mogła być zagrożeniem.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-11-23
Autor: wa