Prokuratura interesowała się działalnością firm Stokłosy już w 2004 r.
Treść
Firmy należące do Henryka Stokłosy, którego działalność jest jednym z głównych wątków śledztwa prowadzonego w sprawie korupcji w Ministerstwie Finansów, już dwa lata wcześniej były w kręgu zainteresowań prokuratury. Postępowanie przygotowawcze w sprawie podejrzenia prania brudnych pieniędzy prowadzone wówczas przez Prokuraturę Rejonową w Złotowie zostało umorzone pod koniec 2004 r. Stało się to po tym, jak instytucje celne oraz Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA odmówiły przekazania prokuraturze stosownych informacji. Na decyzję śledczych bez wątpienia miało też wpływ pismo generalnego inspektora informacji finansowej Wiesława Czyżowicza, podsekretarza stanu w MF, który uznał, że okoliczności sprawy nie dają podstaw do powzięcia podejrzeń, że można mieć do czynienia z przestępstwem.
"Wątek Henryka Stokłosy" to jeden z najistotniejszych elementów prowadzonego od wielu miesięcy przez warszawską prokuraturę śledztwa w sprawie afery korupcyjnej w Ministerstwie Finansów. W ramach postępowania przeprowadzono rewizję w pomieszczeniach należących do byłego senatora, zabezpieczono dyski komputerowe i materiały księgowe. Śledczy badają, czy Stokłosa należał do grona biznesmenów, którzy "za łapówki" uzyskiwali wielomilionowe zwolnienia podatkowe. Zdaniem warszawskiej prokuratury, na wyniki postępowania trzeba będzie jeszcze poczekać, zgromadzone materiały są badane przez biegłych.
Tymczasem działalność przedsiębiorstw należących do Stokłosy już wcześniej była przedmiotem zainteresowania prokuratury. Podejrzewano, że trzy z firm wchodzących w skład holdingu "Farmutil" brały udział w procederze prania brudnych pieniędzy. Dlatego też Prokuratura Rejonowa w Złotowie, miasteczku leżącym w północnej Wielkopolsce, w maju 2004 r. wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie podejrzenia przyjmowania pieniędzy pochodzących z przestępstwa z art. 299§1 kk.
- Owszem, prowadziliśmy takie postępowanie. Zostało umorzone pod koniec 2004 roku - przyznaje prokurator Anna Pacholik, prezes Prokuratury Rejonowej w Złotowie.
Jak wynika z informacji, do których dotarliśmy, o popełnienie "czynu zabronionego" w okresie od września do 30 października 1998 r. podejrzewano trzy firmy: Przedsiębiorstwo Hodowli Zarodowej i Nasiennictwa "Dębno", PHU "Rol-Big" w Brzeźnie oraz PPZ "Eko-Młyn" w Wałczu. Co łączy te trzy przedsiębiorstwa? Wszystkie wchodzą w skład holdingu "Farmutil", którego właścicielem jest Stokłosa. Na konto tych firm wpłynęły również w owym okresie znaczne kwoty pieniędzy, które - jak podejrzewała prokuratura - mogły pochodzić z przestępstwa. W przypadku przedsiębiorstwa z Dębna była to kwota około miliona złotych, firmy "Eko-Młyn" z Wałcza - ok. 2 mln zł, i wreszcie dwie sumy na koncie PHU "Rol-Big" w Brzeźnie: ok. 2,4 mln i ok. 1,3 mln zł.
W toku prowadzonego postępowania przygotowawczego prowadzonego przez prokuraturę ustalono, że część pieniędzy, która trafiła na konto PHZiN "Dębno", miała być wpłatą z tytułu sprzedaży 2000 ton pszenicy firmie AGH "AGAR" w Berlinie. Rzecz jednak w tym, że - zdaniem naszych informatorów związanych z organami ścigania - w spółce należącej do holdingu Stokłosy nie znaleziono wówczas żadnych dokumentów, które pozwalałyby przypuszczać, że pszenica opuściła granice Polski. Proszona o pomoc w tej sprawie Izba Celna w Poznaniu nie potrafiła udzielić informacji dotyczących ewentualnej odprawy celnej z 1998 r., tłumacząc, że - instytucje celne obowiązuje pięcioletni okres przechowywania takich dokumentów.
Co ciekawe - prokuraturze udało się ustalić konto, z którego dokonano wpłat na konto przedsiębiorstwa z Dębna, ale... nie zidentyfikowano właściciela. Według naszych informacji - przelewów dokonywano w nieistniejącym już mało znanym HYPO BANKU POLSKIM SA filia w Szczecinie, który został przejęty przez Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA. Ten miał odmówić udzielenia informacji prokuraturze, tłumacząc to "tajemnicą bankową". Już w trakcie prowadzonego wówczas postępowania prokuratorzy otrzymali następną informację - o kolejnych transakcjach dokonywanych przez ową niemiecką firmę z przedsiębiorstwami: PPZ "Eko-Młyn" Sp. z o.o. w Wałczu i PHU "Rol-Big" w Brzeźnie. Mechanizm transakcji był niemal identyczny, dotyczył podobnej ilości zboża i wykonany był niemal w tym samym czasie, co transakcja pomiędzy niemiecką spółką a "Dębnem".
Zdecydował Czyżowicz
Ostatecznie, po kilkumiesięcznym postępowaniu przygotowawczym, sprawę umorzono. Nie mogąc dotrzeć do dokumentów bankowych oraz celnych, prokuratura musiała uznać, że brakuje wystarczających dowodów winy, by postępowanie kontynuować.
- Nie udostępniono dokumentów celnych, była też kwestia połączenia się banków - tłumaczy prokurator Pacholik.
Bez wątpienia na decyzję prokuratury umarzającej postępowanie "z braku wystarczających dowodów winy" wpłynęło również pismo generalnego inspektora informacji finansowej, który miał uznać, iż okoliczności sprawy nie dają podstaw do powzięcia podejrzeń, że można w tym przypadku mieć do czynienia z przestępstwem prania brudnych pieniędzy. Był nim wówczas Wiesław Czyżowicz, powołany przez Leszka Millera na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów. Dzisiaj w ramach postępowania dotyczącego afery korupcyjnej w Ministerstwie Finansów prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie badana jest sprawa powiązań urzędników ministerialnych z biznesmenami, prześwietlane są również źródła majątków wiceministrów w resorcie finansów.
Śledztwo w "sprawie złotowskiej" umorzono w grudniu 2004 roku, jednak budzi ona wiele wątpliwości. Na przykład - dlaczego nie przesłuchano Henryka Stokłosy.
- W śledztwie nazwisko Stokłosy się nie pojawiło - mówi prokurator Anna Pacholik. Jednak pytana, kto jest właścicielem przedsiębiorstw objętych postępowaniem, nagle zaczyna się denerwować, odpowiada: niech pan sam sobie sprawdzi, do kogo należały. Dziwić może również fakt, że o prowadzonym w 2004 r. śledztwie dotyczącym firm Stokłosy złotowscy prokuratorzy nie powiadomili prokuratorów badających dziś sprawę afery korupcyjnej, w której "wątek Stokłosy" odgrywa niebagatelną rolę.
- Prokuratorzy nie mają takiego śledztwa - powiedziała nam rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Renata Mazur.
Choć teoretycznie oba postępowania nie mają ze sobą nic wspólnego, jednak zgromadzone w trakcie "złotowskiego postępowania" materiały i informacje mogłyby, być może, wesprzeć postępowanie prowadzone obecnie w Warszawie.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-08-30
Autor: wa