Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prokuratorzy z IPN sprawdzą akta Hacia

Treść

Nadzór prokuratorski pionu śledczego IPN sprawdzi akta umorzonego śledztwa w sprawie niewyjaśnionej śmierci lubelskiego opozycjonisty Aleksandra Hacia. Nazywany "lubelskim Pyjasem" Hać został znaleziony w 1984 r. w centrum miasta ze śladami brutalnego pobicia. Jego koledzy, którzy chcieli ponownego wszczęcia śledztwa, byli zastraszani przez nieznane osoby.

Jak poinformował nas rzecznik prasowy IPN Andrzej Arseniuk, nadzór prokuratorski zwrócił się z wnioskiem o przekazanie akt dotyczących śledztwa w sprawie śmierci Hacia z lubelskiego oddziału IPN. Wszczęte tam w 2007 r. postępowanie nie przyniosło jednak żadnych efektów i zostało umorzone. Powodem był brak akt sprawy z 1984 r., które trafiły na makulaturę. Jak powiedziała nam Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie, na tzw. brakowanie akt zgodę wyraziło Archiwum Państwowe w Lublinie 26 września 1990 roku. Tym samym IPN nie miał praktycznie co analizować. Oczekiwanych efektów nie przyniosła również przeprowadzona kwerenda. Na umorzenie śledztwa miał również wpływ, jak poinformowano nas w lubelskim pionie śledczym IPN, brak zastrzeżeń ze strony tzw. komisji Rokity.
Jednak krewni i koledzy lubelskiego działacza związkowego od samego początku byli przekonani, że za śmiercią Hacia stoi SB. Nie brzmiały przekonująco opinie lekarskie, że spadł on ze schodów (tak tłumaczono również śmierć Pyjasa). Nieprzytomny Hać został bowiem znaleziony z wgniecioną w tylnej części czaszką, śladami wbijania czegoś pod paznokcie i pręgami na plecach oraz podbitym okiem. Trudno takim obrażeniom ulec podczas upadku ze schodów. W opinii lekarskiej miał być także pijany. Ale jak zwracają uwagę jego znajomi, milicja już wcześniej prowadziła przeciwko niemu działania mające na celu sugerowanie, że nadużywa alkoholu. Jeden z pracowników jego macierzystego zakładu - Fabryki Samochodów Ciężarowych, wspominał, iż słyszał, że milicja potrafiła go zabrać na izbę wytrzeźwień, mimo iż nie był pijany. - To musiał być element jakiejś gry operacyjnej przeciwko niemu - przypuszczał. Grę taką prowadzono również wobec jego dzieci. Gdy nie wracał do domu, jedna z jego córek otrzymała w nocy przerażający telefon. "Kochasz, dziewczynko, tatusia?" - zapytał głos w słuchawce, a gdy odpowiedziała, że tak, usłyszała: "To już go więcej nie zobaczysz".
Z umorzeniem śledztwa nie mógł się pogodzić Julian Dziura, działacz solidarnościowy. Jako członek lubelskiego oddziału Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym chciał doprowadzić do wznowienia śledztwa. Jednak został poddany szykanom. Wysiadając pewnego razu z autobusu, usłyszał z tyłu głos, żeby się nie odwracał. - Masz swoich kłopotów dosyć, chcesz się jeszcze babrać w cudzych? - usłyszał. Dziura podkreśla, że odebrał to jako ewidentną groźbę pod jego adresem.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2009-02-27

Autor: wa