Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Projekt IPN: zidentyfikować wszystkie ciała żołnierzy BOA

Treść

W asyście Wojska Polskiego Szczecin z honorami pożegnał trzech żołnierzy podziemia antykomunistycznego - Bojowego Oddziału Armii. Wszyscy zostali zamordowani strzałem w tył głowy 4 grudnia 1948 r. w więzieniu Urzędu Bezpieczeństwa przy ulicy Kaszubskiej. Ich szczątki udało się odnaleźć dzięki akcji podjętej przez Instytut Pamięci Narodowej, której celem jest identyfikacja wszystkich ofiar zbrodni stalinowskich.
- Zidentyfikowanie ciał pomordowanych żołnierzy BOA jest owocem projektu badawczego IPN. W całej Polsce nasze oddziały sporządzają listy straconych przez komunistów w okresie stalinowskim. Przede wszystkim ustala się dane rozstrzelanych, a następnie szuka się miejsc pochówków - informuje Edyta Wnuk z oddziału koszalińskiego IPN. Badania w tym kierunku rozpoczął dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego IPN. - Później akcja ruszyła lawinowo. Trzeba ustalić dokładną listę straconych w okresie stalinowskim, głównie przez wojskowe sądy rejonowe - zaznacza Wnuk.
Wczoraj na cmentarzu centralnym w Szczecinie pochowano trzech z pięciu żołnierzy Bojowego Oddziału Armii zastrzelonych w 1948 r. w więzieniu przez funkcjonariuszy UB. Egzekucji dokonywano niespodziewanie, czasami podczas rozmowy. 4 grudnia dokładnie o godz. 5.15 zastrzelono trzech żołnierzy: Zenona Łozickiego, Wacława Kasprzyńskiego, Edwarda Kokotkę, a pół godziny później dwóch następnych: Edwarda Kosieradzkiego i Waldemara Klimczewskiego. Wszyscy byli członkami BOA, uznawanej obecnie za największą tego typu formację oporu działającą po wojnie na terenie Pomorza Zachodniego. - Nie wiadomo jeszcze, gdzie spoczywają szczątki Kosieradzkiego. W przypadku Klimczewskiego nie można przeprowadzić ekshumacji, ponieważ nad nim znajduje się późniejsza mogiła, a rodzina zmarłych nie wyraziła na to zgody - wyjaśnia Edyta Wnuk.
Na uroczystości przybyły licznie rodziny zamordowanych. Stefania Giedrys-Kalemba, której ojcem chrzestnym był Zenon Łozicki, nie kryje wzruszenia. - Dla nas jest to niezwykle wzruszająca uroczystość, to że po tylu latach w końcu odbywa się pogrzeb osób, które w 1948 r. zostały rozstrzelane i zakopane bez krzyży i tabliczek - mówi pani Stefania. Przypomina, że rodziny pomordowanych żołnierzy BOA próbowały dowiadywać się, gdzie znajdują się ciała ich najbliższych. - Jednak okazało się, że przez wiele lat chodziłam na zupełnie inny grób, gdzie w rzeczywistości nie spoczywały szczątki mojego ojca chrzestnego. W tej chwili nie ma to jednak żadnego znaczenia. Myślę, że najważniejsze jest to, iż w końcu - i tu należy wyrazić wdzięczność IPN-owi, który po prostu tym się zajął - doprowadzono do końca wyjaśnienie tych bardzo trudnych i tragicznych losów wielu rodzin w okresie powojennym - podkreśla Giedrys-Kalemba.
W skład BOA wchodzili głównie ludzie bardzo młodzi. Jego pierwszym dowódcą był Stefan Pabiś, który ujawnił się po tzw. amnestii w 1947 roku. - Wtedy zaczęły się aresztowania, których ofiarą padł mój ojciec. Mimo ciężkich "badań" przez UB nie wydał nikogo, kto zostałby później aresztowany. Ubecy myśleli na początku, że ojciec był adiutantem "Łupaszki", grozili mu, że jeżeli nie pójdzie na współpracę, to skończy tak jak inni - opowiada Zygmunt Pabiś, syn Stefana Pabisia, obecny na pogrzebie. Jak dodaje, były dowódca BOA nie załamał się podczas śledztwa. - Pierwszy wyrok oznaczał 10 lat więzienia, następny - karę śmierci i dożywocie. Odwołań nie wniesiono. Dopiero po złożeniu wniosku Bolesław Bierut ułaskawił i zamienił wyrok na dożywocie. Wreszcie w 1955 r. nastąpiła jego rewizja i 17 marca ojciec wyszedł z Wronek. Zmarł w 2003 roku - dodaje Pabiś.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2009-12-11

Autor: wa