Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Profesjonalizacja armii jest zagrożona

Treść

Z Aleksandrem Szczygłą, szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ministrem obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Marcin Austyn



Modernizacja techniczna naszej armii nie jest zagrożona? Cięcia w budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej sprawiły, że drastycznie zmniejszono zamówienia w polskich zakładach przemysłu obronnego...

- Skala dokonanych cięć na pewno jest ogromna. Jeżeli weźmiemy pod uwagę zaległości ubiegłoroczne i tegoroczne cięcia, to razem uzyskamy sumę ponad 5 mld złotych. To jest kwota odpowiadająca wielkości środków, które w obecnym budżecie były przeznaczone na modernizację sił zbrojnych. Z tego cięcia dotyczące modernizacji technicznej będą obejmowały ok. 3 mld złotych. To oznacza, że w tym roku na modernizację techniczną ma być wydane zaledwie 1,6 mld złotych. Jest to wielkość niewystarczająca, która powoduje, że przede wszystkim zakłady zbrojeniowe, które pracują na rzecz wojska polskiego, będą miały niskie obłożenie zamówień kształtujące się na poziomie ok. 30 procent. To może spowodować upadłość wielu przedsiębiorstw.



Żołnierzy trzeba nie tylko wyposażyć, ale i wyszkolić...

- Kolejne cięcia dotyczą właśnie zakupu m.in. paliw, amunicji, czyli rzeczy, które decydują o poziomie wyszkolenia żołnierzy. Nawet jeśli przyjmiemy, że jesteśmy w stanie wcielić do wojska kilkadziesiąt tysięcy ochotników, to nie będzie pieniędzy na to, by ich wyszkolić. Nie może być tak, że będą oni siedzieć w koszarach, nic nie robiąc. Jak widać, problem cięć w budżecie MON jest wieloaspektowy.



Może zatem dojść do takiej sytuacji, że np. wojsko nie będzie miało nowoczesnego sprzętu albo żołnierze nie będą potrafili się nim posługiwać?

- To jest realne, gdyż przy budowaniu budżetu MON na poszczególne lata trzeba pamiętać o zachowaniu równowagi pomiędzy chęcią przyciągnięcia ochotników do wojska a nakładami na modernizację techniczną. Ta równowaga powoduje, że z jednej strony mamy wystarczającą ilość chętnych do podjęcia służby wojskowej, a z drugiej strony mamy na tyle sprzętu i materiału niezbędnego do jego funkcjonowania, żeby szkolenia mogły być realizowane.



Obecnie ta równowaga jest zachwiana?

- Przy aktualnych nakładach na modernizację techniczną sił zbrojnych i na wydatki bieżące, związane z wyszkoleniem, ta równowaga jest zdecydowanie zachwiana.



W Pana ocenie, kiedy polska armia może stać się w pełni zawodowa i profesjonalna?

- To jest proces przynajmniej kilkuletni. Proszę spojrzeć na żołnierzy wyjeżdżających na misje do Afganistanu. To są profesjonaliści. Oni mają za sobą co najmniej 5-7-letnią służbę w wojsku. Można więc założyć, że po takim okresie możemy powiedzieć o żołnierzu, iż jest profesjonalistą. W naszej koncepcji zakładaliśmy, iż proces profesjonalizacji armii zakończy się w roku 2018, obecny rząd, jak wiemy, ma swój pogląd na ten temat.



Z uwagi na złą sytuację finansową w MON ten okres ulegnie wydłużeniu?

- Moim zdaniem, ta granica może się zdecydowanie przesunąć - oczywiście mam teraz na myśli termin przyjęty w projekcie obecnego rządu, czyli koniec 2010 roku. Ta data od samego początku była nierealna, a przecież obecnie sytuacja jest jeszcze cięższa. Znamy przykłady innych państw, które taki proces przeprowadziły, i wiemy, że potrzeba było na to wielu lat. W Wielkiej Brytanii trwało to blisko 30 lat, w Hiszpanii około 20. Szczególnie, kiedy mamy do czynienia z mniejszymi nakładami finansowymi. Przecież budżet MON na rok 2009 realnie będzie wynosił 19,2 mld zł, a przypomnę, że w roku 2007, kiedy byłem ministrem obrony, wynosił ponad 20 mld złotych.



Sprawy finansowe wojska i związane z tym kłopoty przemysłu obronnego są dziś jedynymi zmartwieniami resortu obrony?

- Dziś mamy ok. 85 tys. żołnierzy, jednak obecna struktura jest taka, że mamy zbyt wielu starszych i młodszych oficerów, a brakuje tych, którymi można dowodzić. Jeżeli odejmiemy liczbę żołnierzy zasadniczej służby wojskowej, których nie będzie już w połowie tego roku, to powstanie problem tych, którzy zostaną, a są przygotowani do szkolenia i dowodzenia określoną liczbą żołnierzy w stopniu szeregowca, a przecież takich po prostu nie będzie. Bałagan, jaki powstał w wojsku, będziemy musieli długo sprzątać. Niestety, jest to zmartwienie nas wszystkich, bo bezpośrednio dotyczy bezpieczeństwa Polski.



Kiedy popełniono błąd?

- Obecny stan jest wynikiem niefrasobliwości podejmowanych decyzji dotyczących profesjonalizacji armii i kształtu budżetu MON. W pierwszym przypadku jest to niewątpliwie "zasługa" ministra Bogdana Klicha, w drugim - odpowiedzialność ministra finansów Jacka Rostowskiego.



Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2009-03-07

Autor: wa