Proeutanazyjny Albion
Treść
Blisko 80 proc. Brytyjczyków uważa, że krewni powinni mieć możliwość czynnego asystowania śmiertelnie chorym bliskim w popełnianiu samobójstwa - wynika z ankiety, jaką przeprowadził dziennik "The Daily Telegraph". Tak szerokiego przyzwolenia dla eutanazji jeszcze na Wyspach nie notowano.
Większość z ankietowanych twierdzi, że kwestie dotyczące eutanazji należy uregulować prawnie. Chcieliby wprowadzenia przepisów, które pozwalałyby rodzinie na udział w tzw. wspomaganym samobójstwie. Dziś za to przestępstwo kryminalne grozi kara do 14 lat więzienia. Trzy czwarte biorących udział w badaniu uważa, że jeśli osoba chora jasno zadeklaruje, że chce zostać zabita, krewni, którzy jej to umożliwią, nie powinni być ścigani.
Według komentatorów, wzrost poparcia dla zabijania ciężko chorych i starszych jest z całą pewnością związany z ostatnimi wypowiedziami popularnego pisarza Terry'ego Prachetta. Autor książek o tematyce fantasy wezwał do stworzenia specjalnych "trybunałów", które będą wydawały zezwolenia ludziom śmiertelnie chorym, aby mogli skrócić swoje życie według własnego uznania. Sam pisarz, chory na Alzheimera, stwierdził, że z chęcią zgłosi się jako "przypadek testowy" dla takiego trybunału. Prachett postuluje, by zasiadali w nim prawnicy, eksperci od prawa rodzinnego oraz lekarze z długoletnim doświadczeniem w opiece nad nieuleczalnie chorymi, którzy określą poziom cierpienia - i wspólnie zdecydują o możliwości wykonania na chorym eutanazji.
Prawnicy opowiadający się za lega lizacją eutanazji przytaczają przykłady, kiedy to uniewinniono osoby zamieszane w tzw. wspomagane samobójstwo. W ostatnim czasie Kay Gilderdale uznano za niewinną próby zabójstwa swojej cierpiącej na bardzo poważne schorzenie neurologiczne 31-letniej córki Lynn, która prosiła o pomoc w samobójstwie. Sędzia oddalił pozew prokuratury, stwierdzając, że proces Gilderdale nie byłby korzystny dla interesu publicznego, gdyż kobieta "jedynie" podała morfinę swojej córce po tym, jak ta straciła przytomność w czasie próby samobójczej.
Terry Prachett twierdzi, że pozwolenie na to, by mógł zakończyć swoje życie, "uczyni każdy dzień cenniejszym". I dodaje, że w lekarze nie powinni być zmuszani, aby asystować przy samobójstwach śmiertelnie chorych. "Gdybym wiedział, że mogę umrzeć wówczas, kiedy zechcę, wtedy nagle każdy dzień stałby się jak milion funtów" - przytacza słowa pisarza "Daily Telegraph".
Wiele ośrodków medycznych ostrzega jednak przed tak powierzchownym traktowaniem problemu i sprzeciwia się postulatom wysuwanym przez eutanastów. Królewska Akademia Pielęgniarstwa, pomimo nacisków z różnych stron, jednoznacznie odmówiła swojego wsparcia dla zmian w prawie, które umożliwiłyby wprowadzenie w Wielkiej Brytanii legalnej eutanazji. Także gazeta, która zleciła ankietę, wielokrotnie naświetlała barbarzyństwo tego procederu. W jednym z artykułów podkreślano, że pomimo prawnego zakazu także na Wyspach istnieją "kliniki śmierci", które oferują zabijanie pacjentów w formie "wspomaganego samobójstwa". Jak stwierdził George Pitcher, komentator gazety, niejaki dr Philip Nitschke, zwany brytyjskim "doktorem śmiercią", wykorzystując bezbronność ludzi chorych i starszych, stara się przekonywać opinię publiczną do górnolotnych frazesów, pod którymi kryje się zabijanie osób cierpiących. "Jestem głęboko zdumiony, dlaczego pozwala się mu obnosić ze swoimi obrzydliwymi usługami w tym kraju, gdzie nadal obowiązuje prawo zabraniające wspomaganego samobójstwa i przewidujące za ten czyn 14 lat więzienia" - pisze Pitcher.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-02-03
Autor: jc