Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Problem spychany z torów

Treść

Niewykluczone, że już na początku przyszłego miesiąca Polskie Koleje Państwowe czeka strajk generalny. Zapowiedź jego przeprowadzenia sygnalizują działające na kolei związki zawodowe. Związkowcy są zawiedzeni brakiem postępów w realizacji zgłaszanych przez nich postulatów. Chodzi o podjęcie rozmów na temat planów likwidacji regionalnych połączeń, dotacje z budżetu państwa i wiarygodny plan restrukturyzacji PKP. Determinacji kolejarzy nie dziwią się opozycyjni posłowie z sejmowej Komisji Infrastruktury. Neutralne stanowisko zajmują władze kolei. Rząd do tej pory nie zabrał głosu w dyskusji.
Faktem jest, że w Polsce od kilku lat brakuje systemu finansowania przewozów regionalnych, bo to głównie one są generatorem strat rodzimego kolejnictwa. Wydzielone z PKP SA spółki InterCity czy Cargo zarabiają na siebie, a zarabiałyby więcej, gdyby nie zaległości płatnicze ze strony PKP Przewozy Regionalne. W niedawnym wywiadzie dla pisma kolejowego "Nowe Sygnały" szef PKP PR Tadeusz Matyla mówił, że zgodnie z rozkładem jazdy z 15 grudnia 2002 r., powstałym na bazie przewozów zakontraktowanych przez samorządy wojewódzkie, PKP PR do realizacji miały przewidziane 139 mln tzw. pociągokilometrów.
- Realizujemy ten program, ale z dnia na dzień pogłębiamy swoje straty - twierdzi Matyla. Dodaje, że przy takim poziomie finansowania kolejowych przewozów regionalnych spółka nie przetrwa, gdyż nie jest w stanie zrównoważyć kosztów przychodami.
Na co wydają pieniądze PKP Przewozy Regionalne? Przede wszystkim na działalność eksploatacyjną. Aż 68 proc. kosztów spółki to usługi świadczone dla niej przez inne spółki Grupy PKP. Chodzi o udostępnianie tras, pracę i obsługę lokomotyw, energię elektryczną, użytkowanie dworców czy obiektów kolejowych. Zaledwie 20 proc. środków pochłaniają płace pracownicze, od dawna pozostające na tym samym poziomie. Straty spółki rozkładają się na inne podmioty grupy PKP.
- Nie jesteśmy w stanie płacić za świadczone usługi spółce PLK, Cargo, jak również InterCity, nieruchomościom, telekomunikacji i informatyce - tłumaczy Matyla. Wynika więc z tego, że PKP PR płacą tylko za energię i media a także na bieżąco regulują zobowiązania pracownicze i publicznoprawne.
Zdaniem dyrektora Matyli, do tzw. zbilansowania działalności eksploatacyjnej spółce brakuje w przychodach środków na pokrycie 32 proc. kosztów. Zwraca on uwagę, że wpływy ze sprzedaży biletów stanowią 74 proc. wszystkich przychodów spółki, zaś dotacja z budżetu państwa to jedynie 11 proc. całorocznych przychodów. Budżetowa dotacja do utraconych wpływów w wyniku ustawowych ulg przejazdowych to kolejne 9 proc., a 5 proc. pochodzi z opłat za przewóz bagażu oraz przesyłek konduktorskich, z odsetek i innej drobnej działalności, w tym także reklamowej.
Władze PKP uważają, że nie ma odwrotu od wdrożenia programu naprawczego. Problem w tym, że zasadniczo ogranicza się on do likwidacji połączeń określonych jako "nierentowne". To właśnie zamiar zlikwidowania aż 1113 połączeń doprowadził do ostrej reakcji ze strony związkowców. W wyniku analiz ekonomicznych, a również dlatego że wicepremier i minister infrastruktury Marek Pol nie chciał zaogniać sytuacji na kolei przed referendum unijnym, podczas rozmów w nocy z 2 na 3 kwietnia przełożono wdrożenie zmodyfikowanego programu naprawczego o dalsze dwa miesiące. Termin ten upływa 30 czerwca. W wyniku rozmów z rządem kapitał PKP Przewozy Regionalne miał zostać zwiększony o 100 mln zł, a Pol i minister finansów Grzegorz Kołodko zapowiedzieli podjęcie działań w celu przyspieszenia zwrotu spółce podatku VAT. Obecnie nadpłacony VAT zwracany jest do PKP PR po 85 dniach - okres ten miał zostać skrócony o 60 dni. Ponadto wicepremier zobowiązał się wypłacić do końca sierpnia 170 mln zł, czyli pełną dotację do ulgowych przejazdowych biletów.
- Jednak ta kwota i tak nie pokrywa strat, jakie spółka poniesie w wyniku sprzedaży biletów ulgowych - argumentuje Matyla. Spółce zabraknie ok. 118 mln zł.
Oczekiwane jest również wywiązanie się wicepremiera z obietnicy ustawowego przedłużenia do końca br. osłon socjalnych dla pracowników PKP zwalnianych z przyczyn zakładu pracy. To rozwiązanie znalazło się w znowelizowanej ustawie o komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji PKP.
Przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność" Stanisław Kogut przypomina o jeszcze jednej obietnicy wicepremiera Pola.
- W czasie nocnych rozmów stwierdził on, iż zgodnie z ustawą dotacje z budżetu do przewozów regionalnych w przyszłym roku i w latach następnych będą wynosić nie mniej niż 800 mln zł - mówi Kogut.
Zdaniem prezesa Matyli, dotacje te nie powinny być niższe niż 1 mld zł, jednak realizacja zapowiedzi Pola i tak byłaby znaczącym krokiem naprzód.
Jak jednak wygląda wdrażanie w życie propozycji resortu infrastruktury? Zdaniem związkowców, nie widać, by rząd w jakikolwiek sposób zmierzał do rozwiązania trudnej sytuacji kolei. Propozycja przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w PKP Przewozy Regionalne w Łodzi Włodzimierza Janiaka, by zwołać "okrągły stół" w sprawie PKP, nie miała żadnego odzewu. W ministerstwie nikt nie chciał z kolejarzami rozmawiać na temat zapowiedzi przewodniczącego Koguta, że w razie dalszego braku kontaktu i rozmów lipiec rozpocznie się od strajku generalnego na kolei. Pełniący obowiązki dyrektor Departamentu Kolejnictwa w resorcie Wiesław Jarosiewicz jest na urlopie, jego zastępca Jadwiga Stachowska nie znalazła czasu i odesłała związkowców do rzecznika ministra. Ten oczywiście proponował kontakt z departamentem.
Jak tłumaczy rzecznik PKP Przewozy Regionalne Anna Hrylik, prowadzone są rozmowy zarówno ze związkami, jak i przedstawicielami resortu. Hrylik nie potrafiła jednak powiedzieć o żadnych szczegółach negocjacji. Również rzecznik PKP SA Czesław Głogowski nie udzielił nam żadnych konkretnych odpowiedzi i poprosił o czas na zebranie informacji.
Zaniepokojeni sytuacją na kolei są opozycyjni posłowie z sejmowej Komisji Infrastruktury. Wiceprzewodniczący komisji Jerzy Polaczek (Prawo i Sprawiedliwość) uważa, że rząd odłożył wszystkie trudne decyzje na czas "po referendum", stosując politykę "uciekania od rozwiązań, które mają charakter gospodarczy". Jego zdaniem, wicepremier Marek Pol powinien jak najszybciej przedłożyć posłom gotowe rozwiązania tego narastającego problemu, a zadaniem komisji powinno być jak najszybsze wyegzekwowanie złożonych przez ministra obietnic. Natomiast Andrzej Fedorowicz z Ligi Polskich Rodzin jest zdania, że na forum Komisji Infrastruktury nie widać chęci do zajęcia się problemem kolejnictwa, a zdecydowanie ważniejszy dla rządu jest transport drogowy. Przewodniczący Kogut ostrzega jednak - jeśli politycy nadal będą unikać problemu i odsuwać w czasie rozwiązania dla PKP, to wakacje mogą rozpocząć się od strajku generalnego na kolei.
Mikołaj Wójcik
Nasz Dziennik 12-06-2003

Autor: DW