Prezydentura Cartera bis. I powrót Republikanów

Treść
Z prof. Curtisem Hancockiem, wykładowcą Roskhurst Jesuit University w Kansas City w stanie Missouri, rozmawia Anna Wiejak
Ostatnie wybory prezydenckie okazały się klęską Republikanów. Dlaczego?
- Powodów jest wiele. Po pierwsze, Amerykanie są już zmęczeni ośmioletnią prezydenturą George'a W. Busha. Wielu potencjalnych wyborców zawiodło się na nim, ponieważ w sposób rozrzutny dysponował finansami, czym zraził do siebie fiskalnych konserwatystów. Ponadto przedłużył wojnę w Iraku - od strony militarnej inwazja na Irak została uwieńczona sukcesem, ale wojsko nie było przygotowane do prowadzenia okupacji i tysiące Amerykanów zginęło z powodu braku przygotowania w tej materii. Wielu konserwatystów oburzało się na Busha oraz jego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda za te niedociągnięcia. Bush nie był też efektywny w artykułowaniu konserwatywnych zasad, był nieudolny w szczególności w artykułowaniu racjonalnego uzasadnienia dla wojny w Iraku. Poza tym zignorował fakt, że wielu Amerykanów oburza się z powodu nielegalnej imigracji przez meksykańską granicę. Wielu Republikanów głosowało na Busha w 2000 r. w nadziei, że będzie drugim Ronaldem Reaganem. Zawiedli się, zwłaszcza po pierwszej jego kadencji.
Po drugie, na dodatek John McCain był przez większość konserwatywnych republikańskich wyborców nielubiany na długo przed tą kampanią prezydencką i wyborami. Konserwatyści przez lata cynicznie nazywali McCaina RINO: Republican In Name Only (republikanin tylko z nazwy). Reputacja McCaina jako dwupartyjnego razi wielu Republikanów. Uważają oni, że ta dwupartyjność pomaga Demokratom i podjudza ich kosztem Partii Republikańskiej.
Czy to był akt desperacji w obliczu kryzysu?
- To jest ważne pytanie, ponieważ tłumaczy oburzenie względem McCaina. Wyjaśnia po pierwsze, dlaczego niektórzy głosowali przeciwko jego kandydaturze, po drugie zaś - że inni ludzie, którzy początkowo zamierzali oddać głos na McCaina, zmienili zdanie i w ogóle nie poszli do wyborów. W tygodniu poprzedzającym przyjęcie przez Kongres pakietu ratunkowego, mającego zapobiec gospodarczej katastrofie, dziewięć z dziesięciu telefonów od amerykańskich wyborców do Kongresu miało na celu wyrażenie sprzeciwu wobec podejmowania tego typu działań. Jednakże Kongres i tak to przeforsował przy entuzjastycznym orędownictwie McCaina. To wzmocniło wrażenie niektórych, że McCain pozostaje obojętny na wolę wyborców, w szczególności tych konserwatywnych.
Katoliccy biskupi alarmują, że Ameryka przeżyła kulturowe trzęsienie ziemi.
- Ze smutkiem muszę przyznać, że "kompas moralny" wielu Amerykanów jest od pewnego czasu uszkodzony. Ameryka jest krajem podzielonym. Podzielonym między tradycjonalistów i postępowców. Postępowcy nie wierzą, że ktokolwiek powinien poddawać ocenie ich prywatne zachowania. Postępowcy wierzą, że czynniki polityczne zarysowują charakter danej osoby. Moralność w życiu publicznym nie ma przy tym w ich opinii nic wspólnego z moralnością osobistą. Uważają, że w życiu osobistym wszystko powinno być dozwolone, pod warunkiem, że "nikomu nie dzieje się krzywda". Na moralność w sferze publicznej wpływają przyczyny polityczne, które definiują poglądy danej osoby. Są to czynniki, które czynią społeczeństwo "progresywnym", pomagają mu w budowaniu utopii. Stąd ludzie skwapliwie korzystają z takich rzeczy jak redystrybucja dóbr, finansowana przez państwo edukacja, państwowe budownictwo, powszechna opieka medyczna, pieniądze z opieki społecznej itp., nawet jeżeli są im przeciwni. Wielu tradycjonalistów czuje zakłopotanie i onieśmielenie postępowym nastawieniem we współczesnej Ameryce. Ażeby pokazać się jako osoby postępowe, głosowali na polityków w typie Obamy, którzy mówią, używając mglistej, utopijnej terminologii.
Czego należy się spodziewać po prezydenturze Baracka Obamy?
- Wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że prezydentura Baracka Obamy będzie nazywana "drugą kadencją Jimmy'ego Cartera". Jego ideologia dotycząca ekonomii, kultury i spraw zagranicznych jest tak zagmatwana, jak u Cartera. Ta gmatwanina nie wyjdzie mu na dobre, jeżeli będzie musiał zmierzyć się z wyzwaniami polityki wewnętrznej i zagranicznej. Dobra wiadomość jest taka, że tak jak porażka prezydentury Jimmy'ego Cartera zapoczątkowała erę Ronalda Reagana, tak kadencja Baracka Obamy może przynieść owocną reakcję konserwatystów.
Kto Pana zdaniem byłby najlepszym kandydatem Republikanów w następnych wyborach?
- Bobby Jindal, gubernator Luizjany. Jest autentycznym konserwatystą, któremu wróżę świetlaną przyszłość. Również Sarah Palin ma przed sobą przyszłość jako lider Republikanów. Została nędznie potraktowana przez dziennikarskie i polityczne "elity", które snobistycznie osądziły, iż ma braki w wykształceniu oraz nie posiada kwalifikacji na stanowisko wiceprezydenta. Sposób, w jaki potraktowali Palin, był nieamerykański. Ojcowie-założyciele narodu amerykańskiego wyobrażali sobie, że zwykli obywatele na pewien czas będą porzucali swoje życie prywatne i udadzą się do Waszyngtonu, aby służyć krajowi. Lecz ojcowie-założyciele nigdy nie życzyliby sobie, aby w polityce zakorzeniła się nieprzemijająca oligarchiczna klasa polityczna. Zatem dla nich ideałem amerykańskiego lidera politycznego byłby ktoś pokroju Sarah Palin. Powinna się była bronić, wskazując właśnie na ten punkt.
A John McCain?
- Jestem przekonany, że McCain nie wystartuje w wyborach po raz drugi. McCain jest kolejnym przegranym kandydatem, który udzielił Republikanom kolejnej, dobrze przez nich zapamiętanej lekcji, a mianowicie lekcji umiarkowanej, ugodowej, quasi-liberalnej republikańskiej straty. Charyzmatyczny "bojownik" republikański, zaangażowany, niedwuznacznie konserwatywny wygra!
Jakie skutki może mieć kumulacja władzy w ręku Demokratów?
- Perspektywa, że Partia Demokratyczna przejmie kontrolę nad gałęziami władzy: egzekutywą i legislatywą, jest przerażająca. Mając tę kontrolę, Demokraci będą mogli swobodnie wyznaczyć liberalnych sędziów Sądu Najwyższego. Jeżeli tak się stanie, Demokraci będą kontrolowali wszystkie trzy gałęzie rządzenia: urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, Kongres oraz Sąd Najwyższy. Ten ostatni daje najwięcej powodów do obaw, odkąd Ameryka stała się kritarchią (gr. Kritarchos = sędzia), państwem rządzonym przez sędziowskich aktywistów. Sędziowie zawłaszczyli sobie na wiele sposobów pierwszeństwo w sferze legislacyjnej (według konstytucji, najważniejszej sferze). Obecnie sędziowie, siedząc w ławach, wydają ustawy. Jest to jedno z najbardziej toksycznych znamion obecnych rządów w Ameryce. A przechodząc do rzeczy: Sąd Najwyższy utworzył wyimaginowane prawo do aborcji w konstytucji. Oczywiście jest to absurd, jako że konstytucja oraz inne dokumenty tworzące fundament amerykańskiego systemu prawnego gwarantują prawo do życia. W dzisiejszej Ameryce sądy stały się motorami progresywnej polityki. Przykładem mogą być tzw. małżeństwa homoseksualne, których legalność była rozpatrywana w każdym stanie i obywatele głosowali przeciwko (nawet w tak liberalnych stanach jak Kalifornia i Massachusetts!). Lecz w wielu z tych stanów sądy unieważniły głos obywateli, argumentując, że był on niezgodny z konstytucją. Jest to progresywny aktywizm sędziowski anulowania zdania rządzonych.
Pana ocena roli mediów.
- Media stały się w Stanach Zjednoczonych czwartą władzą i drugą, obok sądów, siłą napędową progresywnej polityki. Media zostały zdominowane przez liberałów. Stąd jako normę promują liberalną kulturę. To właśnie skłania pracowników owych mediów do obrony liberalnych postaw w swoich raportach i prezentacjach. Liczne studia dowodzą, że 90 proc. członków mediów głosuje na Demokratów w trakcie narodowych wyborów. (Podobne studia pokazują taki sam odsetek wśród pedagogów, wykładowców uniwersyteckich, prawników oraz kleru). Media zachowują się w amerykańskim społeczeństwie jak wyrocznia. To media ogłaszają, co jest ważne, co zaś nie. To one manipulują społeczeństwem za pomocą faktów, które pomijają lub lekceważą. Podejrzane towarzystwo najbliższych Obamie osób, liberalny zapis głosowań i brak doświadczenia zostały w dużej mierze zignorowane przez media w trakcie kampanii. McCain i Palin (oraz inni republikańscy kandydaci ubiegający się o różne urzędy) znajdowali się cały czas pod lupą. Sarah Palin została fałszywie zaatakowana, ponieważ media się jej bały. Ona ma przyszłość, a oni to wiedzą. Pracują zatem usilnie na to, aby jej tę przyszłość zniszczyć. Lecz ważne, aby cały czas mieć świadomość, że kłopoty w karierze często pobudzają media do napadu na kogoś, kto reprezentuje ich własne poglądy. Jeżeli pojedynczy "dziennikarz" stwierdzi, że może wygrać nagrodę medialną poprzez atakowanie swoich sprzymierzeńców, Obama może stać się kolejną ofiarą mediów. Coś takiego przydarzyło się w latach 90. innemu "pieszczochowi mediów" Billowi Clintonowi.
Z wyboru Obamy są zadowoleni nie tylko Amerykanie...
- O względy Obamy będą zabiegać kraje zachodniej Europy, jako że wyraził on swoją admirację dla ich socjalistycznych inklinacji w rządzeniu. Mgliste polityczne deklaracje prezydenta elekta również przystają do ich internacjonalistycznych wrażliwości. Podziela on utopijną wizję społeczności globalnej, która wiąże go z wieloma osobami spoza Ameryki. Aby to zademonstrować, wygłosił mowę w Berlinie, w której posunął się na tyle daleko, aby przeprosić Niemców za brak umiaru Amerykanów! W każdym razie pozostanie on drogi lewicy, dopóki nie będzie musiał dokonywać trudnych wyborów, zapewniając zaangażowanie Amerykanów w niektóre przedsięwzięcia, których lewica nie aprobuje. Wtedy będzie musiał opuścić swój urząd i zrehabilitować swoją lewicową reputację, jak to uczynił Jimmy Carter.
Dlaczego tak duża część katolików głosowała na Obamę?
- Wielu amerykańskich katolików dało się uwieść progresywistycznemu światopoglądowi, zgodnie z którym religia jest dopuszczalna - po pierwsze, jeżeli nie bierze się zbyt poważnie jej doktrynalnej zawartości, i po drugie, jeżeli nie śmie ona osądzać prywatnych zachowań poszczególnych jednostek. Jeden z cyników określił kiedyś amerykańskich katolików mianem "protestantów, którzy chodzą na mszę". Jest to trafny opis, ponieważ protestantyzm zezwala każdej jednostce na interpretację religii we własnym zakresie. Taka postawa sprzyja relatywizmowi i radykalnemu indywidualizmowi. Jeżeli katolicyzm jest w Ameryce de facto kolejną protestancką sektą, każdy z amerykańskich katolików będzie reprezentował inny katolicyzm. Stąd w Stanach Zjednoczonych jest przypuszczenie, że z powodu prywatności sumienia nikt nie ma prawa mówić katolikowi, że jego poglądy polityczne są sprzeczne z nauką Kościoła katolickiego. Takie osobiste osądy nie są dozwolone. To, co się liczy, to interpretacja "społecznej ewangelii" w kategoriach progresywizmu, marksizmu politycznego. Jest to najbardziej hałaśliwy, wpływowy, katolicki głos słyszalny na publicznym forum Ameryki. Nie jest zatem zaskoczeniem, że zachęca wielu katolików do głosowania na kogoś takiego jak Obama. Abstrahując już od tego, że człowiek ten popiera aborcję poprzez częściowy poród. To jest "osobisty wybór", natomiast w ich opinii osobiste wybory nie powinny podlegać jakiemukolwiek osądowi.
Czego w tej kwestii należy spodziewać się po prezydencie elekcie?
- Obama będzie nadzorował i posuwał naprzód narastające skłanianie się Ameryki ku "kulturze śmierci", jak nazwał ją Papież Jan Paweł II. Progresywni w swoim światopoglądzie mistrzowie aborcji, eutanazji, eksperymentów na embrionalnych komórkach macierzystych - wszystko oparli o argumentację, że są to sprawy pewnej autonomii, natomiast w ich przekonaniu społeczeństwo nie powinno osądzać kwestii związanych z ową autonomią.
Czy program Obamy rzeczywiście uratuje amerykańską gospodarkę, czy też - jak ostrzegał McCain - doprowadzi do pogłębienia kryzysu?
- Na giełdach jest ogromna wyprzedaż, spowodowana m.in. obawą inwestorów, że socjalistyczne inklinacje Obamy spowolnią amerykańską gospodarkę, w tym wytwórczość. Amerykańskie obciążenie podatkowe stało się bardziej uciążliwe niż w poprzednich pokoleniach. Nie wątpię, że Obama jeszcze zwiększy ten ucisk. Stawka podatkowa dla przeciętnego Amerykanina wynosi 30 proc. i jest niska w porównaniu ze standardami europejskimi. Należy jednak pamiętać, że prawie 50 proc. amerykańskich pracowników w ogóle nie płaci żadnego federalnego podatku dochodowego. Amerykański Związek Podatników wykazał, że przeciętny amerykański pracownik pracuje na rząd przez kilka miesięcy w roku. 11 maja jest dniem, w którym amerykański pracownik przestaje pracować, aby zgromadzić pieniądze na opłacenie podatku. Zaczyna zarabiać pieniądze dla siebie, nie dla rządu. Ta stawka podatkowa jest sprzeczna z naciskiem, jaki amerykańska konstytucja kładzie na prawo do prywatnej własności. Wysoka stopa opodatkowania jest dziwnym zwrotem wydarzeń dla społeczeństwa założonego przez ludzi, którzy zbuntowali się, ponieważ Brytyjczycy nałożyli na nich 3 proc. podatku!
W jakim kierunku nowy prezydent poprowadzi politykę międzynarodową?
- Jako dumny czempion progresywnego politycznego światopoglądu Obama wierzy, że internacjonalistyczne i globalne zainteresowania są bardziej "oświecone" ("progresywne") niż narodowe i tradycyjne. Oznacza to, że będzie on skłonny do nawiązania kontaktów dyplomatycznych z krajami i przywódcami, do których powinno się podchodzić z dużą dozą nieufności. Jeżeli uczyni to w sposób naiwny (a na to wskazuje jego brak doświadczenia), świat stanie się miejscem bardziej niebezpiecznym, niż jest dotychczas.
Co będzie z Rosją?
- Jeżeli dyplomatyczne relacje Obamy z Rosjanami oraz innymi potencjalnie wrogimi siłami będą naiwne i romantyczne, możliwe, że straci on wiarygodność zarówno w oczach zwykłych Amerykanów, jak i członków Kongresu. Jeżeli jego spartaczona dyplomacja zrobi z niego "niosącego pokój" i "pacyfikatora", może zostać w historycznej perspektywie zdyskredytowany jako kolejny Neville Chamberlain.
Jaką rolę może spełnić Michelle Obama?
- Barack Obama utrzymuje stosunki towarzyskie z wieloma osobami, które mają bardzo niskie mniemanie o Ameryce. Wśród nich znajduje się m.in. jego żona Michelle. Kiedy jej mąż był bliski nominacji, powiedziała: "Po raz pierwszy jestem dumna z mojego kraju". Teraz został wybrany, więc przypuszczam, że jest dumna po raz drugi.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-11-21
Autor: wa