Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prezydent Węgier wezwał parlament do odsunięcia premiera od władzy

Treść

Wczorajsze wybory samorządowe na Węgrzech przerodziły się w wiec protestu przeciwko socjalistycznemu rządowi Ferenca Gyurcsanya. Mieszkańcy tego kraju wyrazili wotum nieufności wobec niego zarówno podczas elekcji, jak i po jej zakończeniu - na ulicach Budapesztu, gdzie domagali się ustąpienia szefa rządu, który okłamał wyborców. Wczoraj niespodziewanie wsparł ich prezydent Laszlo Solyom, który wezwał parlament do przegłosowania wotum nieufności wobec socjalistycznego premiera.
Prezydent wystąpił z przemówieniem do narodu w telewizji węgierskiej tuż po zakończeniu głosowania w wyborach samorządowych. - Zgromadzenie Narodowe ma teraz możliwość działania. Rząd jest odpowiedzialny przed Zgromadzeniem. To Zgromadzenie decyduje o osobie premiera. To ono przywraca niezbędne zaufanie społeczne. Klucz do rozwiązania leży w rękach większości parlamentarnej - apelował prezydent.
Wcześniej Solyom przypomniał, że ujawnienie majowego wystąpienia premiera "głęboko wstrząsnęło Węgrami". - Oburzenie było słuszne. (...) Nie nastąpiło jednak katharsis, oczyszczenie. (...) Premier wciąż unika wyjaśnienia podstawowej kwestii. Nie uznaje, że użył niedozwolonych środków w celu utrzymania władzy. To podkopuje zaufanie do demokracji - tłumaczył prezydent swoje stanowisko.
Ten brak zaufania Węgrzy wyrazili wczoraj przy urnach. Ze wstępnych danych, podanych na podstawie sondaży przeprowadzonych tuż po zamknięciu lokali wyborczych, wynika, że w stolicy kraju wygrała największa partia opozycyjna - postrzegany jako centroprawicowy Fidesz, zdobywając 39 proc. głosów. Zdaniem Agencji Reutera, w skali kraju formacja ta zdobyła ok. 48 proc. głosów. Na Węgierską Partię Socjalistyczną głosowało w stolicy 36 proc. wyborców.
Stanowisko burmistrza w Budapeszcie utrzymał - według sondażu - liberał Gabor Demszky, który uzyskał 51 proc. głosów.
Zdaniem Reutera, wielu wyborców w stolicy z lokali wyborczych poszło prosto na demonstrację. Na budapeszteńskim placu Kossutha przed parlamentem Węgier zebrało się zdaniem agencji ok. 10 tys. manifestantów. Domagali się dymisji premiera Ferenca Gyurcsanya.
Andras Takacs, przedstawiciel Węgierskiego Komitetu Narodowego 2006, jednego z organizatorów trwających od ubiegłego tygodnia protestów antyrządowych, zapowiedział, że demonstranci pozostaną na placu, dopóki szef rządu nie ustąpi.
Partia szefa rządu stanęła za nim murem. Premier cieszy się "całkowitym zaufaniem" socjalistyczno-liberalnej większości parlamentarnej - oświadczył wczoraj wieczorem rzecznik Węgierskiej Partii Socjalistycznej.
Protesty przeciwko socjalistycznemu gabinetowi wybuchły po ujawnieniu treści majowego wystąpienia premiera, w którym przyznał on, że okłamywał Węgrów co do rzeczywistej sytuacji gospodarczej kraju, oraz wezwał do zaprzestania tych praktyk i wszczęcia w kraju reform, które uratowałyby gospodarkę i państwo od kryzysu.
BM, PAP, Reuters

"Nasz Dziennik" 2006-10-02

Autor: wa