Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prezydent dla Polski

Treść

Polacy zagłosowali wbrew sondażom. Mimo ofensywnej, nachalnej propagandy większości mediów, w tym telewizji publicznej, promujących Donalda Tuska, to prof. Lech Kaczyński okazał się zwycięzcą wyborów prezydenckich. O tym, że nie tak miało być, świadczyły wczoraj minorowe nastroje i ponure miny większości dziennikarzy, będących gospodarzami studiów wyborczych, i zaproszonych gości, z niepokojem i niedowierzaniem obserwujących rosnące słupki z poparciem dla Kaczyńskiego. Polska stoi przed wielką szansą: po raz pierwszy od wielu lat mamy sytuację, w której najpoważniejsze urzędy w państwie wyborcy powierzyli szeroko rozumianemu obozowi prawicy.

O tym, że to prof. Lech Kaczyński, a nie Donald Tusk zwiększa swoje szanse na wygraną, wiadomo było wczoraj już wczesnym popołudniem. Jak się okazało, przecieki z ośrodków sondażowych - GfK Polonia z PBS oraz OBOP - nie odbiegały za bardzo od wyników, które na wielkich telebimach w Sali Marmurowej Pałacu Kultury i Nauki, gdzie ulokował swój sztab prof. Kaczyński, ukazały się tuż przed 20.30.
Ale oczekiwanie na prognozę werdyktu wyborców opóźniło się o niemal pół godziny. Wszystkiemu winny był pewien woźny z Legnicy, który zaspał i nie otworzył na czas drzwi jednego z lokali wyborczych. Komisja podjęła decyzję o przedłużeniu głosowania, a w ślad za tym Państwowa Komisja Wyborcza postanowiła, że i cisza wyborcza ulegnie wydłużeniu. Emocje były ogromne. Szczególnie było to odczuwalne w miejscu, gdzie wieczór wyborczy zorganizował sztab Lecha Kaczyńskiego. Sala Marmurowa na półpiętrze PKiN szybko wypełniła się zaproszonymi gośćmi. Ścisk był olbrzymi, przez salę naprawdę trudno było się przecisnąć. Tuż przed godz. 20.00 do sali dotarli czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości: wyciszony i cierpliwy Adam Lipiński, uśmiechnięty szef sztabu Zbigniew Ziobro.
Wreszcie o 20.20 na scenę wszedł Michał Kamiński. Później, gdy przemawiał prezydent elekt, najpierw podziękował wyborcom, rodzinie, a zaraz potem właśnie Kamińskiemu i Adamowi Bielanowi - sztabowcom PiS.
- Za parę minut zobaczymy, kto przez najbliższe pięć, a mam nadzieję dziesięć lat, będzie rządził Polską - mówił. Reakcją na jego słowa były euforia tłumu i powiewające w górze, znane z kampanii plakaty: "Lech Kaczyński - Silny Prezydent, uczciwa Polska". Kamiński podkreślił, że wyniki, które zaraz zostaną ujawnione, drastycznie odbiegają od badań sondażowych z ostatnich dwóch tygodni.
- Podziękujmy ośrodkom sondażowym; dziękujemy za taką robotę - mówił eurodeputowany PiS. - Jak ktoś jeszcze chce płacić za wasze usługi, to jest frajerem - dodał.
Jedyną pracownią, która w ciągu ostatnich dwóch tygodni dawała Kaczyńskiemu szansę na wygraną, była Polska Grupa Badawcza, wspólne przedsięwzięcie Ośrodka Badań Wyborczych i Estymatora. Co prawda w badaniach takich ośrodków jak OBOP, CBOS czy PBS przewaga Tuska systematycznie malała, ale i tak na dzień przed ciszą wyborczą nie miał poparcia mniejszego niż 53 proc.
Na zegarze już niemal 20.25.
- Nie chcę zdradzać niespodzianki, ale za parę minut w tej sali wystąpi prezydent IV Rzeczypospolitej - mówi Kamiński, a odpowiada mu owacja i skandowanie: "Lech Kaczyński, Lech Kaczyński". I wreszcie na telebimach pojawiają się dwa słupki: żółty i pomarańczowy. Ten drugi jest wyraźnie wyższy. Jeszcze tylko chwilka oczekiwania i pojawiają się wartości liczbowe. Donald Tusk - 46,48 proc., Lech Kaczyński - 53,52 proc. W Sali Marmurowej już niemal euforia. Wzmaga się, gdy na scenie pojawia się zwycięzca. Słychać hymn narodowy, wybuchają sztuczne ognie. Wreszcie głos zabiera Lech Kaczyński. Zaczyna od podziękowań dla wyborców, potem najbliższych, wreszcie współpracowników, także tych z Warszawy, Najwyższej Izby Kontroli, Ministerstwa Sprawiedliwości.
- Polska potrzebuje rozliczenia win, ale jeszcze bardziej zgody - mówi.
- Chciałem się zwrócić o tę właśnie zgodę, ale opartą na prawdzie - dodaje. Jego głos ginie w skandowaniu "Lech Kaczyński, Lech Kaczyński".
Parę minut później Jarosław Kaczyński krótko podsumowuje kampanię. Dziękuje wszystkim osobom, które zaangażowały się w pracę na rzecz Polski.
Dlaczego Kaczyński wygrał z Tuskiem? Na podsumowania z pewnością jeszcze przyjdzie czas. Sam zwycięzca znajduje argument: "Jestem politykiem bardzo doświadczonym i wyrazistym".
Jedną z pierwszych decyzji Lecha Kaczyńskiego jest zapowiedź, że szefową jego gabinetu w Kancelarii Prezydenta zostanie Elżbieta Jakubiak. Dodaje, iż liczy na objęcie przez Donalda Tuska stanowiska marszałka Sejmu.
- Dzisiaj wieczór dowcipów - skomentował werdykt wyborców w jednej z komercyjnych rozgłośni radiowych Aleksander Kwaśniewski. Chwilę wcześniej Kaczyński zwrócił się do niego jako odchodzącej głowy państwa z wyrazami szacunku...
W wyborach wzięło udział niemal 51 proc. uprawnionych do głosowania, a więc tylko niewiele więcej niż dwa tygodnie temu. Jak rozłożyło się to poparcie, biorąc pod uwagę decyzje Polaków w I turze wyborów? Kluczowe miały się okazać decyzje osób, które w I turze poparły Andrzeja Leppera (ponad 15 proc.) i Marka Borowskiego (ok. 10 proc.). Pierwszy oficjalnie poparł Kaczyńskiego, a za jego głosem poszło 83 proc. tych, którzy głosowali na lidera Samoobrony dwa tygodnie temu. 71 proc. wyborców Borowskiego poparło wczoraj Tuska. Co ciekawe, także 75 proc. wyborców SLD sprzed miesiąca głosowało na liberalnego kandydata PO.
Kaczyńskiemu udało się pozyskać także blisko 8 proc. wyborców Tuska z I tury. Kandydatowi PO ta sztuka powiodła się tylko w stosunku do 1,3 proc. wyborców Kaczyńskiego, a należy wziąć jeszcze pod uwagę błąd sondażowy.
Lech Kaczyński, porównując sytuacje z wyborów parlamentarnych i I tury prezydenckich, wyrównał "stan posiadania" jeśli chodzi o ilość zwycięstw w województwach. W ośmiu na wschodzie wygrał kandydat PiS, a na zachodzie Tusk. Największe poparcie Kaczyński uzyskał w woj. podkarpackim i podlaskim.
Dziś o 14.00 Państwowa Komisja Wyborcza ma ogłosić oficjalne wyniki wyborów i potwierdzić wygraną Lecha Kaczyńskiego. Do czasu zaprzysiężenia pozostanie on prezydentem elektem, a kadencja urzędującego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego zakończy się dopiero 23 grudnia. Do tej chwili Kaczyński nie będzie miał w zasadzie żadnych uprawnień do podejmowania decyzji w sprawach państwa.
Do czwartku można będzie zgłaszać do Sądu Najwyższego protesty wyborcze, wówczas gdy - zdaniem wyborcy - ma on uzasadnione podejrzenie, że zostały naruszone przepisy ustawy o wyborze prezydenta, a naruszenie to miało wpływ na wynik wyborów. Sąd Najwyższy rozstrzyga o ważności wyborów nie później niż w ciągu 30 dni od ogłoszenia oficjalnego wyniku.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-10-24

Autor: ab