Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prestiż i pieniądze

Treść

Po raz pierwszy w historii Liga Mistrzów pojawiła się w piłkarskim kalendarzu w sezonie 1992/1993. Od tego czasu ewoluowała, zmieniała kształt i - z małymi wyjątkami - pozostawała dla nas niezrealizowanym marzeniem. Te elitarne rozgrywki nie gromadzą bowiem tylko samych najlepszych. Nie są jedynie źródłem prestiżu i dumy. Są także - a dla wielu przede wszystkim - ogromną skarbonką, w dużej mierze finansującą futbolową karuzelę. Dlatego wszyscy jej pragną i dostać się do niej - szczególnie mniejszym i uboższym - jest tak trudno.
Gdy piłkarze krakowskiej Wisły wychodzili wczoraj na murawę Stadionu Olimpijskiego w Atenach, wiedzieli doskonale, że mają szansę przejść do historii i zapisać wspaniałą kartę w dziejach nie tylko wiślackiego, ale i polskiego sportu. Wszak dotychczas jedynie dwóm naszym drużynom było dane zagrać w Lidze Mistrzów, rywalizować z najlepszymi. Jako pierwsza - wówczas wśród szesnastu czołowych ekip europejskich - znalazła się warszawska Legia (z Leszkiem Piszem, Jackiem Bednarzem i Radosławem Michalskim w składzie) w sezonie 1995/1996. W eliminacjach mistrzowie Polski dwukrotnie pokonali szwedzki IFK Göteborg - 1:0 i 2:1. Na tym jednak nie poprzestali, gdyż jako jedyny zespół z naszego kraju przebrnęli fazę grupową, docierając aż do ćwierćfinału. Tu na drodze stanął im... Panathinaikos Ateny, który okazał się przeszkodą nie do pokonania. Legia odpadła, ale pozostawiła bardzo dobre wrażenie.
Rok później w elicie znalazł się Widzew Łódź. Prowadzona przez Franciszka Smudę drużyna (z Markiem Citką, Mirosławem Szymkowiakiem, Jackiem Dembińskim, Sławomirem Majakiem i Ryszardem Czerwcem) w dramatycznych eliminacjach pokonała duńskie Broendby Kopenhaga, bramkę na wagę awansu zdobywając w ostatnich minutach rewanżowego meczu. Później, już w fazie grupowej, Widzew grał momentami pięknie, strzelał niezwykłe gole (Citko z 40 m w spotkaniu z Atletico Madryt), ale zajął trzecie miejsce i nie awansował. I na tym skończyła się przygoda polskich drużyn w Lidze Mistrzów. Odtąd nikt do niej nie trafił mimo prób, mimo starań.
Aż trzy razy - nie licząc obecnych pojedynków z wicemistrzami Grecji - bramy LM szturmowała krakowska Wisła. Bez powodzenia. Za każdym razem docierała co prawda do trzeciej i decydującej fazy kwalifikacji, ale w niej spotykała przeciwnika z dużo wyższej bądź najwyższej półki: Barcelonę, Real Madryt i Anderlecht Bruksela. W sześciu spotkaniach z tymi zespołami krakowianie nie zdołali zdobyć choćby punktu. Udało im się w próbie siódmej, z Panathinaikosem (3:1).
Polskie ekipy w ogóle nie miały szczęścia w losowaniu, zwykle trafiały na rywali dużo wyżej notowanych i dużo bogatszych. Widzew odpadał w konfrontacji z Parmą i Fiorentiną, ŁKS Łódź - z Manchesterem United, a Legia - z Barceloną. Najbliżej szczęścia była w sezonie 2000/2001 stołeczna Polonia, która minimalnie przegrała rywalizację z... Panathinaikosem (2:2, 1:2).
Gra w Lidze Mistrzów to prestiż i sława. Rozgrywki są świetnie zorganizowane, mają też ogromne wymagania. Przykładowo Wisła spotkań fazy grupowej nie może rozgrywać na własnym, modernizowanym i wciąż unowocześnianym stadionie, który w kilku punktach budzi zastrzeżenia przedstawicieli UEFA. Brakuje m.in. odpowiednich sal konferencyjnych, pomieszczeń dla prasy, stumetrowych szatni dla zawodników, pokojów dla oficjeli, miejsc parkingowych.
LM to także (albo nade wszystko) wielkie pieniądze. Za sam awans klub otrzymuje 1,6 mln euro, za sześć rozegranych meczów w fazie grupowej - o 400 tys. więcej. Punkt zdobyty w grupie oznacza 162 tys., zwycięstwo - dwa razy tyle. Jest więc o co walczyć, bo z racji awansu konto wzbogaca się o prawie 4 mln euro, do tego dochodzą pieniądze z praw telewizyjnych, od sponsorów... Dla czołowego polskiego klubu oznacza to prawie cały roczny budżet...
Dlatego wszyscy tak walczą o to, by do tych rozgrywek trafić, dlatego mocni robią wszystko, by ich tam nie zabrakło, dlatego dbają, by podział na równych i równiejszych był dostrzegalny gołym okiem (przyjrzyjmy się choćby sędziowaniu i karom, które władze UEFA zsyłają na bogatszych i biedniejszych). Choć na zasady rządzące w LM narzekać możemy długo, faktem jest, że to piłkarskie salony, do których dążymy... bo dążyć musimy, nie chcąc znaleźć się na dobre w piłkarskim trzecim świecie.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2005-08-24

Autor: ab