Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prędkość, adrenalina i emocje

Treść

Rozmowa z Dawidem Kupczykiem, pilotem polskiej czwórki bobslejowej
Jak Pan ocenia formę czwórki na kilka dni przed igrzyskami olimpijskimi?
- Rośnie, a najbardziej widoczne jest to w moim przypadku. Ujarzmiłem trochę bobsleje, jeżdżę pewniej, mam lepsze czucie, dzięki czemu popełniam mniej błędów. Niedawno w St. Moritz zajęliśmy dziesiąte miejsce w zawodach Pucharu Świata i to był mój najlepszy wynik w tym cyklu. Z drugiej strony i tak pozostawił lekki niedosyt, bo mogliśmy pojechać o parę setnych sekundy szybciej. Gdyby tak się stało, bylibyśmy w klasyfikacji jeszcze wyżej. Taki to już jest sport, walczy się w nim o ułamki sekund.
Bobsleje są dyscypliną szalenie efektowną, widowiskową, popularną, ale raczej poza granicami Polski, m.in. w Kanadzie, gdzie bywają traktowane niemal jako sport narodowy. Dlaczego?
- Faktycznie, dyscyplina jest bardzo widowiskowa, nawet telewizja nie jest w stanie w pełni oddać rzeczywistości. W wielu zakątkach choćby wspomnianej przez pana Kanady są bardziej popularne nawet od hokeja, co o czymś świadczy. U nas niestety znajdują się cały czas na marginesie, nie są pokazywane w telewizji, jeśli już, to tylko przy okazji igrzysk olimpijskich.
Można to zmienić?
- Można. Na pewno brakuje nam spektakularnego wyniku, a raczej serii takich wyników. Wiele zależy od mediów, sposobu, w jaki ten sport sprzedają i pokazują. Czasami zazdroszczę takim Niemcom, którzy w relacjach z zawodów nie wytykają swoim reprezentantom porażek, potknięć, nawet gdy ci faktycznie osiągają słabe rezultaty. U nas przechodzimy ze skrajności w skrajność, bywamy wiecznie niezadowoleni. To nie pomaga.
Co pięknego, fascynującego jest w bobslejach? Gdzie tkwi do nich klucz?
- Dla mnie kiedyś były wszystk im, ale teraz mam rodzinę, wspaniałą żonę, synka, zatem już tak kategorycznie mówić nie mogę (śmiech). Na szczęście najbliżsi są wyrozumiali, zgadzają się na moją pasję, wiedząc, że realizuję ją kosztem choćby czasu. Ale wracając do pytania: najbardziej w tym sporcie fascynuje mnie prędkość, radzenie sobie z różnymi niepowodzeniami, co daje nam zastrzyk dodatkowej energii do dalszego działania. Klucz do bobslejów - poza czynnikiem materialnym, bez którego nie mogą istnieć - to wytrwałość, koncentracja, szybkość reakcji.
Bobsleje to prędkość, adrenalina, emocje. Jak je ujarzmić?
- Zgadza się, bobsleje to przede wszystkim prędkość, z którą przychodzą adrenalina i emocje - dla jednego większe, dla drugiego mniejsze. Z czasem człowiek się uodpornia i zaczyna je wykorzystać w celu uzyskania jak najlepszego wyniku. Oczywiście droga do mistrzostwa jest bardzo długa, wymaga poświęceń, ciężkiej pracy, no i oczywiście odrobiny szczęścia.
I Pan, i Pana koledzy z czwórki zaczynaliście od lekkiej atletyki, skąd zatem zamiłowanie do bobslejów? I czy lekkoatletyczny fundament bywał i bywa pomocny w odkrywaniu tajników nowej dyscypliny?
- Wszyscy wywodzimy się z lekkiej atletyki i nie ma w tym niczego dziwnego. Najlepszym materiałem na bobsleistę są bowiem sprinterzy i wieloboiści. Sprinterzy ze względu na szybkość, wieloboiści - swoją wszechstronność. Ci zawodnicy najszybciej się przystosowują i łapią tajniki bobslejowego startu.
Bobsleje to walka nie o sekundy, tylko o ułamki sekund. Co zatem decyduje o sukcesie, jakie są jego składowe?
- Najważniejsze są trzy elementy: sprzęt, start i jazda pilota. Jeżeli to wszystko będzie współgrało na najwyższym poziomie, to można myśleć o sukcesie. Oczywiście bardzo ważne są też cechy motoryczne, takie jak szybkość i siła, bez których nie można marzyć o dobrym wyniku. A jeśli chodzi o naszą załogę, to myślę, że najważniejsze, wręcz kluczowe, są wytrwałość i samozaparcie - pomocne wtedy, gdy jest pod górkę. Ułatwiają przetrwanie słabszego okresu i ponowne odnalezienie się.
Ile czasu trwa zbudowanie dobrze rozumiejącej się czwórki?
- Sporo. To trudny, żmudny proces. Czwórka jest jak drużyna, tworzą ją różni ludzie, odmienne charaktery. Czasami wystarczy kilka tygodni, niekiedy miesięcy. Trzeba pamiętać, że jeden zawodnik szybciej pojmuje tajniki dyscypliny, inny wolniej. My mieliśmy w przeszłości trochę problemów, ze względu na warunki moi rozpychający często się wymieniali, co wpływało niekorzystnie na skuteczność startów. Teraz ustabilizowaliśmy skład i jest lepiej.
Czynnik ludzki to jedno, równie istotny jest sprzęt. Jak długo trwa przygotowanie boba, jakie pociąga za sobą koszty?
- Bobsleje to droga dyscyplina. Dwójka kosztuje około 45-55 tysięcy euro, czwórka 52-70 tysięcy. Rozbieżność cenowa uwarunkowana jest materiałami, z jakich bob jest wykonany. Do tego niezbędne są płozy, koszt jednego kompletu zamyka się w granicach 6 tysięcy euro, a powinniśmy mieć po trzy komplety. Inna sprawa, że nawet pieniądze nie gwarantują kupna najlepszego sprzętu. Przykładowo Niemcy produkują znakomite bobsleje, ale tylko dla swoich zawodników. Podobnie zachowuje się zresztą cała światowa czołówka.
A jeśli chodzi o przygotowanie, to najcięższą sprawą jest dobranie odpowiednich ustawień. Każdy tor jest inny, więc trzeba cały czas szukać, próbować, kombinować, zmieniać resory, płozy, twardość bobsleja. Do dyspozycji mamy tylko sześć ślizgów, na których możemy wszystko przetestować.
Bobsleje to ciężka praca, trening na torze zajmuje od trzech do pięciu godzin dziennie, do tego dochodzi trening biegowy lub siłowy (dwie, trzy godziny) oraz praca przy sprzęcie (kolejne trzy godziny). W tej dyscyplinie wszystko jest uzależnione od siebie, sprzęt od rozpychających, rozpychający od sprzętu, no i oczywiście ostatnia sprawa - ktoś musi tym zjechać.
Jaki jest tor w Vancouver?
- Tor jest trudny, ale można go polubić. Jest bardzo szybki, lecz tylko w dolnej jego części, wymagający i trudny technicznie. W przeciwieństwie np. do słynnego obiektu w Cesanie można na nim jednak chwilkę odpocząć, nie brakuje bowiem prostych i łatwych wiraży. Nikogo to jednak nie może uśpić, bo to tylko fragmenty.
Z jakimi nadziejami wybrali się Panowie do Kanady?
- Każde igrzyska są inne, niezapomniane, Kanadyjczycy na pewno nas czymś zaskoczą. Z drugiej strony nie będziemy mieli możliwości tego wszystkiego zasmakować, bo nie polecieliśmy do Vancouver na wycieczkę czy po przygodę. Większość czasu musimy poświęcić na ważniejsze rzeczy, związane z samymi zawodami. A cele? Jak każdemu, marzy nam się medal, ale one nie są dostępne dla wszystkich. Wiemy, że z załogami ze ścisłej światowej czołówki ciężko będzie wygrać, ale już miejsce w najlepszej dziesiątce, może nawet w ósemce, nas ucieszy.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz

Naszą bobslejową czwórkę tworzą Dawid Kupczyk, Michał Zblewski, Marcin Niewiara i Paweł Mróz (wszyscy Śnieżka Karpacz), trenowani przez Andrzeja Kupczyka. W ostatniej przedolimpijskiej próbie - zawodach Pucharu Świata w szwajcarskim St. Moritz, zajęli dziesiąte miejsce i było to potwierdzeniem rosnącej formy. Najbardziej doświadczonym zawodnikiem w biało-czerwonym zespole jest 33-letni Kupczyk, olimpijczyk z Nagano (22. miejsce), Salt Lake City (18.) i Turynu (15.). Na ostatnich igrzyskach startował również Zblewski, pozostała dwójka w Vancouver zadebiutuje. Polacy myślą o czołowej dziesiątce, marzeniem jest miejsce w ósemce. Faworytami rywalizacji bobsleistów będą Niemcy pilotowani przez trzykrotnego mistrza olimpijskiego Andre Lange'a.
Pisk
Nasz Dziennik 2010-02-09

Autor: jc