Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawo źle służy rodzinom

Treść

Sędzia Paul Coleridge z brytyjskiego Sądu Najwyższego alarmuje, że bez przeprowadzenia w trybie natychmiastowym reform w prawie rodzinnym państwo pogrąży się na wiele dekad w głębokim kryzysie.
Przemawiając w maju na spotkaniu chrześcijańskiej organizacji charytatywnej CARE, sędzia Coleridge zaapelował do premiera Davida Camerona o niezwłoczne przeprowadzenie reform w prawie rodzinnym i rozwodowym, aby powstrzymać dramatyczny trend osłabiania rodziny na Wyspach.
Coleridge jest znany z promowania małżeństwa i rodziny jako klucza do zdrowego funkcjonowania społeczeństwa. Jak często powtarza, stabilna rodzina jest antidotum na "anarchię społeczną" i erozję podstawowych wartości, co ma katastrofalny i długofalowy wpływ na dzieci. Już w 2009 roku, przemawiając przed parlamentem, sędzia w jednoznaczny sposób oskarżył osoby żyjące w konkubinatach, że w pierwszym rzędzie krzywdzą swoje dzieci. Właśnie ze względu na "przerażonych do żywego" najmłodszych konieczne jest podjęcie skutecznych zmian w prawie.
- Chciałbym zwrócić uwagę na tę niekończącą się grę "związków musicalowych" lub zabaw w "przekaż sobie partnera", w które zaangażowana jest znacząca część naszej populacji. Dzieci są wówczas uwikłane w konflikt pomiędzy rodzicami, co bardzo często kończy się dla nich ogromnym strachem, czasem wręcz przerażeniem - zauważył sędzia. Według niego, wobec takich faktów konieczna jest na początek "re-afirmacja małżeństwa" jako związku najbardziej trwałego i w ten sposób najlepiej wpływającego na dzieci. - To jest po prostu fakt, choć bardzo przykry dla krytyków małżeństwa - dodał Coleridge. - Wspieranie małżeństwa to z pragmatycznego punktu widzenia działanie dla dobra wspólnego. Jest to w interesie publicznym choćby także z tego powodu, że oszczędza nasze pieniądze, tak jak zdrowe odżywianie - wskazał.
Z kolei przemawiając na ostatnim spotkaniu fundacji CARE, sędzia Sądu Najwyższego zauważył, że wiele przepisów prawa rodzinnego zostało sformułowanych przed dziesięcioleciami. Są więc zwyczajnie przestarzałe i nie sprawdzają się w obecnej sytuacji. Kto za to odpowiada? Coleridge nie ma wątpliwości: bierność "leniwych polityków", którzy przez lata nie chcieli zauważyć i poradzić sobie z rozpadem instytucji małżeństwa, wzrostem liczby tzw. związków partnerskich i plagą rozwodów.
Brytyjskie prawo rodzinne działa w niezmienionym kształcie od 1950 roku, jedynie z nieznaczącymi poprawkami wprowadzonymi w roku 1971. - To jest zarówno niepojęte, jak i niepokojące. Świat, w którym dziś żyjemsy, nie jest tym samym światem, co w latach 50. ubiegłego stulecia - stwierdza przedstawiciel Sądu Najwyższego. - Z socjologicznego punktu widzenia społeczeństwo jest dziś nie do poznania. Zmieniły się normy zachowań, tematy tabu, część zupełnie zniknęła. Kiedy dokonano ostatniej poprawki w tym prawie, nikt nie myślał o czymś takim jak "związki partnerskie" - podkreśla. Stare przepisy zupełnie nie służą już celowi, dla jakiego zostały uchwalone. - Są jak martwa papuga - ironizuje sędzia, odwołując się do znanego skeczu najpopularniejszych brytyjskich satyryków z "Latającego cyrku Monty Pythona".
Zdrady na portalach
Opisując efekty masowego rozpadu małżeństw w Wielkiej Brytanii, Paul Coleridge zwraca uwagę przede wszystkim na fakt, że ponad 320 tys. dzieci rocznie staje się przedmiotem zainteresowania prawa rodzinnego. Obecnie ponad trzy miliony dzieci są uwikłane w procesy rozwodowe swoich rodziców. - Skala tego problemu jest prawdziwie alarmująca. Liczba rozpadających się obecnie rodzin jest tak wysoka, że jestem przekonany, iż sposób, w jaki sformułowane i egzekwowane jest obecnie prawo rodzinne, ma głęboki wpływ na prywatne życie znaczącego odsetka społeczeństwa - wyjaśnia sędzia. I ostrzega, że skutki tego procesu będą trwałe, gdyż odciska on ślad zarówno emocjonalny, jak i materialny na dzieciach. Może to mieć zasadniczy wpływ na ich rozwój.
Wobec tego sędzia wzywa do powołania niezależnej, apolitycznej i wiarygodnej komisji, która zreformuje prawo rodzinne w taki sposób, aby to nie ono "projektowało" społeczeństwo, ale aby mu służyło. Zmiany tej gałęzi prawodawstwa muszą być gruntowne.
Choć jak informuje Naczelne Biuro Statystyczne, w ostatnich latach liczba rozwodów w Wielkiej Brytanii systematycznie spadała, np. w roku 2009 o 6,4 proc. w porównaniu z rokiem wcześniejszym i wyniosła około 114 tysięcy. Była jednocześnie niższa o mniej więcej 40 tys. niż w 2003 roku, kiedy to rozpadło się najwięcej małżeństw, odkąd prowadzona jest ta statystyka. Wciąż są to wielkości alarmujące, a ostatnie dwa lata najprawdopodobniej odwróciły ten spadkowy trend. Jak informują brytyjskie media, nieuwzględnione jeszcze w oficjalnych rocznikach dane za lata 2010-2011 mogą wykazać wzrost liczby rozwodów nawet o 34 procent. Zdaniem magazynu "Family Relationship", w pierwszym rzędzie negatywny wpływ na trwałość małżeństw miał w tym okresie m.in. dynamiczny rozwój internetowych portali społecznościowych. Według brytyjskiego serwisu internetowego pomagającego w formalnościach rozwodowych "Divorce Online", nieodpowiedzialne korzystanie z nich miało przynajmniej częściowy wpływ aż na jedną piątą wszystkich rozwodów.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik
2011-05-24

Autor: jc