Prawdziwie i zdrowo pości jedynie ten, kto czyni to bez lęku...
Treść
Czy dzisiaj ktoś pości? Jedynie tam, gdzie moglibyśmy się tego najbardziej spodziewać – w klasztorach. Lecz i tutaj chętnie wylicza się wiele powodów, dla których nie da się już dziś tak pościć, jak zalecał to na przykład w swej Regule św. Benedykt albo jak to praktykował św. Franciszek z Asyżu. Mówi się, że trzeba dziś więcej pracować niż dawniej, że człowiek nie ma już na to zdrowia. Poza tym jest dużo współczesnych przeciwwskazań. Mimo to wielu młodych ludzi ma praktyczne doświadczenia z postem. Są to zarówno chrześcijanie, jak i niechrześcijanie. Poszczą oni z różnych powodów: jedni w intencji pokoju, inni w obronie życia. Post jest środkiem i znakiem zaangażowania w ducha czasu. Inni poszczą znów po to, by się sprawdzić, czy potrafią być panami samych siebie. Jeszcze inni poszczą z motywów społecznych: odmawiają sobie jedzenia i picia, by pomóc innym. Jeszcze inni poszczą znów, by pogłębić własną modlitwę i medytację. Z kolei jest wielu takich, którzy poszczą ze względu na zdrowie, jedzą mniej, by mieć linię lub leczyć choroby, choć w oczach medycyny tradycyjnej metoda ta uchodzi za bezskuteczną.
Pocieszające jest to, że post – prawie całkiem zarzucony przez Kościół – odzyskuje znów właściwe sobie znaczenie. Niech mi jednak będzie wolno podać kilka krytycznych spostrzeżeń na temat dzisiejszej praktyki postnej, bo jak każdy dobry środek, także i post, gdy naruszy się w nim umiar, kryje w sobie pewne niebezpieczeństwa. Pierwsze niebezpieczeństwo, według mnie, to coś w rodzaju negacji życia. Człowiek, owszem, przejmuje się tym, że gdzieś na świecie ktoś ma jeszcze mniej jedzenia niż on, drepcze tam i z powrotem z myślą, czy nie dałoby się utrzymać za jeszcze mniejszą cenę. Człowiek wyrzeka się czegoś, by pomóc drugiemu. Tak! Dość często jednak w ostatecznym rozrachunku nie daje on ani sobie, ani drugiemu nic. Owszem, odejmuje sobie nawet sporo od ust, by wesprzeć jakiegoś ubogiego Afrykańczyka, ale gdy sobie łyknie piwa, wychodzi na jaw całe jego rozgoryczenie. Takie wyrzeczenie staje się jakimś negatywnym nastawieniem do życia, które nie pozostawia miejsca dla świątecznej radości, a przy tym nawet postawę innych mierzy swoim własnym wyrzeczeniem.
Innym niebezpieczeństwem jest negacja ciała. Post może łatwo przerodzić się w manię szczupłości. Wiedzie to potem do trudnej do wyleczenia choroby psychicznej. Ta mania wynika z pewnego rodzaju negacji własnej cielesności i płciowości.
Człowiek odrzuca swe ciało, które przecież stworzył Bóg. Jednak nie odczuwa on odejścia od Boga, bo post wynika u niego z motywów religijnych. W ten sposób człowiek niejako ze względu na Boga zwraca się przeciw Bogu. W zdrowym poście nie chodzi nigdy o odrzucenie, ale raczej o akceptację własnej cielesności. Nie można szaleńczo występować przeciw własnemu ciału, należy się z nim obchodzić należycie nawet w czasie postu. Post ma łączyć ciało i duszę tak, by były one ze sobą w harmonii. Aby ciało mogło mieć jakąś przenikliwość na rzecz swej właściwej istoty, należy je zaprawiać do wewnętrznej wolności. Kto idzie wyłącznie za podstawowymi popędami ciała, ten nie czyni nic dobrego ani dla swej duszy, ani dla swego ciała. Chodzi przecież ostatecznie o to, aby podążać za najgłębszą tęsknotą, która w nas jest i która ma pewną projekcję pierwotnej harmonii, jaka istniała pomiędzy ciałem i duszą.
Często post płynie z jakiejś obawy czy strachu. Wielu pości w obawie, że mogliby zjeść coś niezdrowego. Czytają oni najnowsze książki na temat zdrowego odżywiania się. Z pewnością troska o właściwe żywienie jest usprawiedliwiona, gdyż jest dziś wielu ludzi, którzy objadają się na śmierć, pakują w siebie wszystko bez wyjątku. W zasadzie spożywamy dziś zbyt wiele białka zwierzęcego (głównie przez nadmierne spożycie mięsa) i odizolowanych węglowodanów (w cukrze przemysłowym i słodyczach). Niezdrowe odżywianie prowadzi do wielu chorób cywilizacyjnych (artretyzmu, reumatyzmu, zawałów serca, cukrzycy, schorzeń układu krwionośnego itp.). Patrząc na to jednak i z drugiej strony, nic nie pomoże lękliwe wystrzeganie się jedzenia pokarmów w istocie czystych i zdrowych i wytrzeszczanie z lękiem oczu na możliwe substancje trujące. Ten tak szeroko dziś rozpowszechniony strach przed szkodliwymi substancjami w pożywieniu można porównać chyba tylko z antycznym strachem przed demonami. Odkrywa się przy tym zastanawiające paralele. Dla starożytnych wiele pokarmów stanowiło siedliska demonów, i dlatego należało ich unikać. Dziś rozumiemy to już „naukowo”. Trzeba stwierdzić z całym przekonaniem, że nauka dała nam wiele wartościowych wskazań co do rozsądnego i zdrowego odżywiania. Należy je bezwarunkowo akceptować. Ale przy tak wielkiej ilości naukowych teorii dochodzi dziś do podobnych sytuacji jak w starożytności: jeśli tam z trudem można było znaleźć środek żywnościowy, który nie byłby kwestionowany przez jakąś szkołę jako skażony przez demony, to dziś nie ma nic, czego by naukowo nie określono jako szkodliwe dla zdrowia. W obu przypadkach strach bywa większy, niż wskazuje na to rzeczywistość. Im bardziej bojaźliwie patrzymy na pokarm, tym bardziej staje się szkodliwy. Dlaczego? Bo – jak mówili dawni mnisi – demony atakują nas raczej przez nasze myśli, a więc przez nasze lękliwe mędrkowanie, niż przez produkty żywnościowe. A im bardziej będziemy obawiać się o czystość pożywienia, tym mniej będziemy zdrowi. W swych dziejach Kościół wypowiadał się zawsze przeciw dzieleniu pokarmów na czyste i nieczyste. Miał on zdrową i wypróbowaną praktykę, ale nigdy nie robił z niej ideologii. I tak mnisi zawsze mieli pożywienie jarskie, ale chorym pozwalano nawet na mięso i nabiał. Nie czyniono z jarskiego jedzenia ideologii. Kościół trzymał się w tym względzie zasady, że wszystkie pokarmy są stworzone przez Boga, i dlatego są dobre, a równocześnie miał świadomość tego, że niektóre pokarmy mogą oddziaływać na ciało i ducha człowieka. Ta zaś wiedza zostawiła swój ślad w praktyce postnej. Kościół jednak stale bronił się przed określaniem, jakie pokarmy miałyby być niedozwolone czy objęte demonicznymi wpływami.
Prawdziwie i zdrowo pości jedynie ten, kto czyni to bez lęku. Kto zaś pości wyłącznie ze strachu przed tym, by nie zjeść czegoś trującego, temu taki post nic nie da, będzie dla niego tylko przymusem. Takiemu nie pomogą także nawet bardzo starannie przygotowane, czyste i wolne od wszelkiej trucizny pokarmy. W zdrowym organizmie stale znajdują się w wystarczającej ilości substancje obronne przeciwko ewentualnym szkodliwym substancjom, które mogą przedostać się w środkach żywnościowych. Kto chce jeść tylko pokarmy pewne – oczywiście ze względu na prawdziwy strach przed trucizną – ten staje się wskutek swego strachu rzeczywiście podatnym na truciznę, która pomimo takiej ostrożności znajdzie do niego drogę. Chodzi zawsze o zdrową miarę postu. Sami powinniśmy bardziej świadomie podchodzić do problemu jedzenia. Ale z drugiej strony, kto wkłada zbyt dużo energii w dobór produktów żywnościowych dla siebie, ma już pod tym względem zachwianą równowagę. Zdrowe i zbożne myśli mogą o wiele więcej przynieść zdrowiu człowieka niż pełne bojaźliwej troski krążenie wokół samego siebie.
Przeczytaj: Post jako lekarstwo dla ciała i duszy i ciąg dalszy Kuracja postna uzdrawia. Fragment książki Post – modlitwą duszy i ciała. O autorze: Anselm Grün OSB, urodzony 1945 r., benedyktyn z Opactwa Münsterschwarzach w Niemczech. Ukończył Instytut Monastyczny w S. Anselmo w Rzymie ze stopniem doktora. Znany rekolekcjonista, autor wielu publikacji z dziedziny życia wewnętrznego.
Źródło: ps-po.pl, 12
Autor: mj