Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawdziwa sztuka krytyki się nie boi

Treść

- To dyskryminacja mojej osoby ze względu na wyznawany przeze mnie światopogląd oraz to, że piszę w "Naszym Dzienniku" - ocenia Temida Stankiewicz-Podhorecka, której Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka i Teatr Na Woli odmówiły zaproszeń na spektakle. Pretekst? Miała rozmawiać na jednym z nich, co rzekomo przeszkadzało aktorom. Fakt skreślenia z listy krytyków teatralnych osoby znanej z piętnowania tego, co uderza w wartości narodowe i religijne, poruszył środowisko twórcze. - Jeśli ktoś pisze do rzeczy, kto krytykuje teatr za to, że niesie ze sobą nurty nihilistyczne, staje się po prostu niewygodny. Pani Stankiewicz-Podhorecka okazała się w tej sytuacji ideologicznie niepoprawna i dlatego należało ją wykluczyć - mówi prof. Henryk Kiereś, kierownik Katedry Filozofii Sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Oficjalne oświadczenie Teatru Dramatycznego, pod którym podpisała się Katarzyna Szustow, kierownik Działu Komunikacji i Rozwoju, brzmi: "Zaproszenie nie zostało przekazane Pani Temidzie Stankiewicz-Podhoreckiej w związku ze sposobem zachowania podczas ostatniej premiery 'Fragmenty dyskursu miłosnego' w reżyserii Radosława Rychcika. Pani Temida Stankiewicz-Podhorecka w trakcie całego spektaklu głośno i złośliwie komentowała przebieg akcji scenicznej oraz grę aktorów Teatru Dramatycznego. W trosce o komfort odbioru spektakli przez naszych widzów Teatr podjął decyzję o niezapraszaniu Pani Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej. Jak do tej pory nikt z recenzentów teatralnych nie ingerował w taki sposób w tkankę spektaklu. Krytyczne recenzje nie były przyczyną podjętej decyzji".
- No, nie! Zabawa jak w przedszkolu. Owszem, kilka razy zwróciłam się do osoby towarzyszącej mi z uwagami natury artystycznej, ale mówiłam szeptem. Przecież nie wygłaszałam referatu. Zresztą spektakl był tak nudny i nieudany, że niektórzy widzowie, bez mojego udziału, z własnej woli opuścili widownię w trakcie trwania przedstawienia. Cała ta historia z podaniem przyczyny o niezapraszaniu mnie jest swego rodzaju manipulacją. Chodzi przecież naprawdę o coś zupełnie innego. Ja nie pasuję do "układu poprawnościowego" i już - powiedziała nam Temida Stankiewicz-Podhorecka.
Zbulwersowania nie kryją aktorzy i reżyserzy, z którymi rozmawialiśmy. - Po raz pierwszy spotykam się z taką sytuacją. To jakieś nieporozumienie. Każdy może przecież mieć własne zdanie. Pracuję w teatrze już prawie 48 lat i nigdy o czymś takim nie słyszałem. Nawet za czasów tzw. komuny nikt nie używał takiego argumentu, że [krytyk - przyp. red.] rozmawiał na przedstawieniu - stwierdził Janusz Zakrzeński, aktor Teatru Polskiego w Warszawie. Zdaniem Rafała Wieczyńskiego, reżysera filmu "Popiełuszko. Wolność jest w nas", może tu chodzić o dobranie tylko takich dziennikarzy, którzy na pewno wydadzą pozytywną recenzję o przedstawieniu.
Przedstawienie "Fragmenty dyskursu miłosnego" wystawiane w Teatrze Dramatycznym inspiruje się książką napisaną przez profesora Rolanda Barthesa. - Takie spektakle są po prostu mierne. Tu słowo nie przystaje do formy. Nie mają ze sobą nic wspólnego, dlatego można tu mówić o antysztuce. Nie może być tak, że reżyser robi spektakl tylko dla grupki własnych kolegów, to jest przeznaczone dla publiczności i musi być czytelne. Najważniejszą sprawą jest to, czy spektakl nie niszczy podstawowego systemu wartości, który jest zakorzeniony w chrześcijaństwie. System ten jest ciągle ośmieszany, a wręcz katowany w niektórych spektaklach teatralnych. Ja się temu stanowczo przeciwstawiam - podkreśla Temida Stankiewicz-Podhorecka.
Skreślenie z listy krytyków w Dramatycznym to nieodosobniony przypadek. Zaproszenia na przedstawienie Stankiewicz-Podhoreckiej odmówił także warszawski Teatr Na Woli. Chodzi tu o niedawno wystawiany tam spektakl "Żydówek nie obsługujemy".
- To nie była premiera. Przedstawienie było odpłatne, nie mogliśmy tak rozdawać zaproszeń darmowych, bo teatr musi zarabiać. Nie mamy obowiązku zapraszać nikogo na darmowe występy - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" Blanka Zawada z działu Public Relations Teatru Na Woli.
We wcześniejszej rozmowie telefonicznej z Temidą Stankiewicz-Podhorecką ta sama osoba poinformowała, iż zaproszenie na przedstawienie będzie czekało na odbiór w kasie teatru. Ale już następnego dnia teatr stwierdził, że takim zaproszeniem dla niej jednak nie dysponuje.
- Pani Temida może oczywiście wejść na spektakl, ale otrzymałam informację, że pani Temidzie nie wydajemy darmowych zaproszeń - przekonywała nas Blanka Zawada.
Stankiewicz-Podhorecka nie ma wątpliwości - podwoje obu teatrów zostały przed nią - jako krytykiem - zamknięte.
- Chociaż nikt nie napisał mi o tym wprost i nikt wprost w obu tych teatrach nie powiedział mi, że skreśla się mnie z listy krytyków na stałe, to jednak wiem, że nie mam tam już wstępu. Jestem o tym przekonana. Odbieram to jako dyskryminowanie mojej osoby. Ze względu na wyznawany przeze mnie system wartości oraz na to, że piszę w "Naszym Dzienniku" - stwierdza Temida Stankiewicz-Podhorecka. I zaznacza, iż niedopuszczanie jej do niektórych przedstawień to próba uniemożliwienia wykonywania przez nią zawodu. - Nie może być tak, żebym ja błagała ich o to, by dostać zaproszenie. To moja praca: przychodząc na przedstawienia, wykonuję swoje obowiązki - dodaje.
W opinii prof. Henryka Kieresia z Katedry Filozofii Sztuki KUL, usunięcie Stankiewicz-Podhoreckiej, znanej z piętnowania tego, co uderza w wartości narodowe i religijne, z listy krytyków teatralnych, to przejaw terroru w sztuce, lansowanego przez atakujący ją liberalizm.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-04-21

Autor: wa