Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawda w oczy kole

Treść

Właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz-Żak wystąpił wczoraj do Sądu Okręgowego Warszawa Praga przeciwko wydawcy "Naszego Dziennika". Zdaniem Solorza, nasza gazeta artykułem "Solorz chętnie współpracował" naruszyła jego dobra osobiste. Na łamach "Naszego Dziennika" 17 listopada br. opublikowaliśmy informacje i dokumenty jednoznacznie wskazujące na fakt współpracy obecnego szefa Polsatu najpierw z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa, a następnie z peerelowskim wywiadem wojskowym i po 1989 r. - z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi.
Zygmunt Solorz-Żak domaga się stwierdzenia, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych, chce też przeprosin na łamach "Naszego Dziennika", a także "zasądzenia pewnej kwoty na cel społeczny" - poinformowała rzecznik prasowy Polsatu Katarzyna Wyszomirska. Dodała, że prezes Polsatu nie wyklucza też dochodzenia odszkodowania z tytułu utraconych korzyści majątkowych.
"Jednocześnie informuję, że przygotowywane są powództwa o ochronę moich dóbr osobistych przeciwko innym osobom, które dopuściły się podobnych naruszeń" - napisał Solorz-Żak w oświadczeniu przesłanym Polskiej Agencji Prasowej.
Reakcja właściciela Telewizji Polsat to próba "zamknięcia ust" mediom, które dążąc do rozliczenia peerelowskiej przeszłości i moralnego napiętnowania konfidentów komunistycznego reżimu, ujawniły nazwiska osób pełniących dziś funkcje publiczne lub wykonujących zawód zaufania publicznego, które w przeszłości współpracowały ze Służbą Bezpieczeństwa lub wywiadem wojskowym PRL.
17 listopada br. na łamach "Naszego Dziennika" ujawniliśmy informacje i opublikowaliśmy dokumenty jednoznacznie wskazujące na związki Zygmunta Solorza ze służbami specjalnymi PRL oraz na korzyści, jakie z tytułu kolaboracji mógł odnosić obecny właściciel Polsatu. Wydrukowaliśmy wówczas kopię zobowiązania do współpracy z wojskowymi służbami specjalnymi PRL, które Solorz-Żak podpisał w październiku 1983 roku.
"(...) W wyniku umowy Z. Solorz zobowiązuje się wykonywać w miarę możliwości zlecone mu przez Służbę Wywiadu PRL zadania dotyczące rozpoznania instytucji, organizacji i osób (...)" - głosi dokument, pod którym widnieje podpis właściciela Telewizji Polsat i Invest-Banku. Dokumenty, które wówczas ujawniliśmy, wskazują, że kolaborację z komunistycznymi służbami specjalnymi rozpoczął od bliskich kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa. Bez najmniejszych oporów podpisał zobowiązanie do współpracy. "(...) Ja, Zygmunt Solorz (Krok), zobowiązuję się zachować w tajemnicy fakt współpracy z oficerem SB. Zobowiązuję się wykonywać ustalone ze mną polecenia. Informacje będę podpisywać 'Zegarek' " - napisał Solorz w deklaracji z podpisem "Zygmunt Krok". W okresie PRL używał również nazwiska Krok.

Na nowych zasadach
18 października 1983 r. Solorz został przejęty przez Służbę Wywiadu PRL. W dokumencie oznaczonym sygnaturą "tajne specjalnego znaczenia" ponownie zobowiązał się do ścisłej współpracy ze służbami specjalnymi. Zmieniły się jednak zasady - przybrał pseudonim "ZEG" i otrzymał zapewnienie o finansowych świadczeniach wypłacanych mu w zamian za przekazywane informacje. "Służba Wywiadu PRL w przekonaniu, że p. Z. Solorz będzie lojalnie i z zaangażowaniem realizował postawione przed nim zadania, zobowiązuje się do: szkolenia i instruowania w zakresie niezbędnym do realizacji zadań, refundowania kosztów finansowych poniesionych w związku z realizacją zadań oraz wynagradzania w formie premii, których wysokość uzależniona będzie od wartości przekazywanych informacji, zachowania ze swej strony pełnej konspiracji faktu współpracy (...)" - napisano w dokumencie podpisanym przez Solorza i przedstawiciela Służby Wywiadu PRL.

Agenci specjalnego znaczenia
Zdaniem naszych informatorów, po 1989 r. Solorz został przejęty przez Wojskowe Służby Informacyjne. Członkowie sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, którzy mieli już możliwość zapoznania się z zawartością raportu z likwidacji WSI i z którymi rozmawialiśmy na ten temat, podobnie jak osoby związane obecnie ze służbami specjalnymi, nie mają cienia wątpliwości - agenci WSI umocowani w mediach uważani byli przez kierownictwo tej służby za "agentów specjalnego znaczenia". Część dziennikarzy, którzy współpracowali z WSI, uważana była wręcz za idealnych agentów. Wśród nich pojawia się Krzysztof Mroziewicz z "Polityki", o którego agenturalnej przeszłości jako pierwszy napisał "Nasz Dziennik". Jednak nie bez znaczenia dla wojskowego wywiadu zarówno w PRL, jak i w III RP byli również właśnie Zygmunt Solorz i Milan Subotić, o którego agenturalnych powiązaniach napisała pierwsza "Gazeta Polska". Co oczywiste, Solorz zaprzecza swoim bliskim kontaktom czy to z peerelowskimi służbami specjalnymi, czy to z WSI. To akurat nie dziwi - podobnie współpracy z WSI wypierają się również członkowie zarządu Polsatu. Tymczasem przed kilkunastoma dniami "Rzeczpospolita" poinformowała, opierając się na danych pochodzących z sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, iż sprawozdanie z likwidacji WSI zawiera nazwiska członków zarządu Polsatu, którzy mieli współpracować ze służbami.
Reakcja Solorza, Mroziewicza czy Suboticia na publikacje ujawniające ich kompromitującą przeszłość, współpracę ze służbami specjalnymi zbrodniczego reżimu komunistycznego czy dyspozycyjność wobec WSI to swoiste "zawracanie kijem Wisły". Sejm bowiem w minionym tygodniu przyjął projekt nowelizacji ustaw powołujących nowe służby wywiadowcze i pozwalających prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu na ujawnienie raportu komisji likwidacyjnej WSI. Oznacza to, że nazwiska i zakres działalności osób kolaborujących z peerelowskim wywiadem czy WSI będą znane opinii publicznej najpóźniej do końca stycznia przyszłego roku.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-12-16

Autor: wa