Prawda musi być jawna

Treść
Rozmowa z dr. Tadeuszem Krawczakiem, historykiem, dyrektorem Archiwum Akt Nowych w latach 1994-2003
15 marca wchodzi w życie ustawa lustracyjna. Archiwa IPN będą bardziej dostępne, przede wszystkim dla dziennikarzy. Czy wreszcie poznanie prawdy o PRL stanie się możliwe?
- Osobiście jestem zwolennikiem poglądu śp. prof. Jerzego Skowronka, naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych, który był zwolennikiem likwidacji wszystkich specarchiwów i powszechnego dostępu do materiałów archiwalnych. Wbrew jego zamierzeniom, po 1989 r. zamiast likwidacji barier w dostępie do źródeł wyrosło nam archiwum o zaostrzonym rygorze dostępu, tylko dla wtajemniczonych. Gdy w 1994 r. przyszedłem po konkursie na stanowisko dyrektora Archiwum Akt Nowych, dostęp do akt KC PZPR miało 5 osób - z całej Polski i zagranicy. Posiadali na to zgodę Aleksandra Kwaśniewskiego, który przekazywał archiwa PZPR. To były materiały dla wtajemniczonych. Po dyskusjach doszliśmy do wniosku, że albo będą one dostępne powszechnie, albo dla nikogo. W ten sposób wymówiliśmy niedobrą praktykę i upowszechniliśmy materiały archiwalne okresu PRL, w tym KC PZPR do 1970 r., a nawet do 1989 r. (na odpowiedzialność dyrektora). Ku naszemu zaskoczeniu nowelizacja dostępności nastąpiła w innej postaci, gdy weszła w życie ustawa o informacjach niejawnych - za rządów AWS - UW. Wtedy cofnięto dostępność wcześniej udostępnianych materiałów do 1950 r., po tej dacie musiały być na nowo odtajniane. Stąd nazywaliśmy tę ustawę kagańcową, podobnie jak niektóre interpretacje ustawy o ochronie danych osobowych.
Dlaczego tak ważne jest maksymalne ograniczenie barier w dostępie do materiałów archiwalnych?
- Jestem zwolennikiem szerokiego otwarcia archiwów. Działalność wszystkich osób, które pełniły funkcje publiczne, powinna być jawna, nie chodzi tu o życie intymne, rodzinne, sprawy zdrowotne, ale dlaczego nie możemy wiedzieć o wszystkim, co robił sekretarz PZPR? Mam tu na myśli kazus sekretarza KW PZPR w Radomiu. Pamiętamy film "Miasto skazane" i wystawę o tym, co działo się w czerwcu 1976 roku. Wtedy były sekretarz KW PZPR wystąpił do sądu o wycofanie materiałów archiwalnych z obiegu, gdyż to narusza jego dane osobowe. To jest fikcja, ten człowiek był znany, został przecież wyznaczony w KC PZPR na funkcję I sekretarza w Radomiu.
Do archiwów IPN ruszą teraz osoby, które w większości po raz pierwszy zetkną się ze źródłami historycznymi, i to tak specyficznymi jak materiały aparatu represji. I tu nasuwa się wiele pytań. Po pierwsze, jak czytać te dokumenty?
- Warsztat historyka zakłada krytykę źródła - zewnętrzną i wewnętrzną. Wydaje mi się, że przeciętny człowiek zaspokoi swoją ciekawość w obszarze personaliów i własnym. Ma on tę przewagę nad badaczem, że może osobiście zinterpretować źródło czy zapis urzędnika państwowego, szczególnie SB. Tutaj nawet historyk musi słuchać drugiej strony, bo jeśli mamy zapis czy interpretację jednej strony, musimy mieć też opinię drugiej.
Tym bardziej gdy rodzą się wątpliwości co do wiarygodności esbeckich teczek.
- Śledzę dyskusję na ten temat. Doktor Antoni Dudek podnosi fakt, że nie zdarzyło się w praktyce historyków i pracowników IPN, by znaleźli fałszywe materiały. Oczywiście był pion SB, który wytwarzał pewne rzeczy, przypomnijmy np. specjalnie zniekształcone "Kazania świętokrzyskie" Prymasa Wyszyńskiego czy pseudopamiętnik pani, która miała być kochanką jednego czy drugiego księdza itd. To też jest źródło, tylko trzeba je odpowiednio interpretować. Ale jeśli chodzi o przeciętne dokumenty, pracownicy IPN podkreślają, że nie natrafiono na fałszywe.
Na ile więc źródła SB zawierają prawdziwe informacje? Kto to ma weryfikować?
- Mogę się tu oprzeć na materiałach dotyczących mojego przyjaciela red. Andrzeja W. Kaczorowskiego. Z teczki zachowanej w IPN wynika, że SB sprawdzała dwa obszary jego działalności: na niwie wiejskiej jako działacza "Solidarności" Rolników Indywidualnych i jako dziennikarza "Słowa Powszechnego". Materiały o jego udziale w "Solidarności" RI uległy zniszczeniu lub dotychczas ich nie znaleziono. W IPN dostał mikrofisze dotyczące jedynie jego pracy jako znakomitego reportażysty. I tak w jednym z dokumentów pracownik SB pisze, że z racji, iż red. Kaczorowski przestaje pracować w "Słowie", nie należy więcej poświęcać mu uwagi. I to jest bzdura. Bo pracował do końca istnienia tego pisma. Czyli esbek zawarł nieprawdziwe dane.
Albo inny przykład dobrze znanego mi duszpasterza akademickiego. Jeżeli pracownik SB pisał, że ksiądz jest niezwykle serdeczny, częstuje kawą czy herbatą, wiedziałem, że to nie odbiegało od codziennego zachowania tego kapłana. Pracując w środowiskach młodzieżowych, właśnie tym ujmował ludzi, że łatwo nawiązywał kontakty. To mnie przekonuje, że łatwiej jest historykowi interpretować jakiś materiał, jeśli się znało pewne okoliczności czy środowisko opisane w dokumencie. Łatwiej, a z drugiej strony trudniej, bo dochodzi obciążenie emocjonalne.
A więc konieczna jest konfrontacja materiałów esbeckich z relacjami świadków. Szkoda, że to źródło na razie jest tak rzadko wykorzystywane.
- Osoby, które przeżyły czasy PRL, pewne rzeczy dużo łatwiej zinterpretują niż ktoś, kto tych spraw w ogóle nie zna. Na przykład pamiętamy, że wszystko było wtedy reglamentowane, więc każdy ksiądz, który chciał remontować dach w kościele, założyć radiofonizację, musiał iść do Urzędu ds. Wyznań, gdzie oprócz pracowników wyznaniowych pracowali też funkcjonariusze SB. Była taka praktyka, że kiedy kapłan przychodził w sprawach paszportowych do urzędu, urzędnik czy esbek, który go przyjmował, prowadził luźną wstępną rozmowę trwającą kilka minut, a potem wypraszał księdza z pokoju pod byle jakim pretekstem. Nad nagranym na magnetofon tekstem siadali specjaliści od socjotechniki i dawali wskazówki wytypowanemu pracownikowi SB, który miał przyjmować księdza o określonej godzinie, w jakim kierunku poprowadzić rozmowę. Wykorzystywano w ten sposób cechy charakterologiczne kapłana, żeby coś od niego wyciągnąć czy w jakiś sposób go uzależnić.
Pozostając w kręgu Kościoła - jakie źródła oprócz tych znajdujących się w IPN powinny być uwzględniane przy ocenie przeszłości, by pozostać w zgodzie z prawdą i nie krzywdzić ludzi?
- Na pewno nie wolno poprzestawać tylko na materiałach aparatu siłowego. Czy nie mamy innych źródeł do poszczególnych osób? Być może nieraz ich nie znajdziemy. Ale trzeba to sprawdzić.
Gdzie szukać materiału do porównań?
- Pamiętajmy, że po 1944 r. walką z Kościołem zajmowali się najpierw Jakub Berman i Luna Brystygierowa. Ale oni komuś podlegali. Brystygierowa miała specjalne plenipotencje, wygląda na to, że większe od Bermana, jeżeli chodzi o styk spraw związanych z Kościołem. Natomiast decyzje do walki z Kościołem zapadały na szczeblu Biura Politycznego i Sekretariatu KC PPR, potem PZPR, do końca istnienia partii komunistycznej.
W 1950 r. utworzony został pion wyznaniowy - Urząd ds. Wyznań. Urząd, tak jak MSW, miał oddzielną sieć informatorów ogarniającą cały kraj. Osadzeni oni byli w prezydiach rad narodowych różnego szczebla i miast wydzielonych. Jaki był rozdział kompetencji? I jedni, i drudzy interesowali się praktycznie każdym księdzem na swoim terenie. Zdobywali oddzielnie materiały, często wymieniając się informacjami. Po utworzeniu wyznaniówki wprowadzono zapis, że ksiądz wszystkie sprawy musi załatwiać w Urzędzie ds. Wyznań. Czyli urząd był jak gdyby organem jawnym na styku z Kościołem, natomiast MSW organem dodatkowo inwigilującym. Urzędy wyznaniowe wytworzyły potężny materiał, który powinien być wykorzystywany.
Jakie informacje możemy tam znaleźć?
- Akta Urzędu ds. Wyznań (a więc centrali), które udało mi się przejąć w 1995 r., liczą 270 m. W tym zespole są materiały dotyczące wszystkich biskupów - każdy hierarcha miał założoną teczkę - w zależności od potrzeb od jednej do kilkudziesięciu, jak ks. bp Ignacy Tokarczuk. Na przykład na temat księdza Prymasa Wyszyńskiego zgromadzono ponad 60 teczek, ks. kard. Wojtyły - ponad 40. Ale nawet ten bogaty materiał nie wyczerpuje obrazu dotyczącego konkretnego biskupa. Na przykład jeśli ks. bp Jan Mazur, ordynariusz siedlecki, zajmował się sprawą wstrzemięźliwości, to materiały na jego temat znajdziemy w teczkach problemowych dotyczących walki o trzeźwość. Jeżeli będziemy mówić o Jasnej Górze i proteście ks. bp. Mazura przeciwko budowie autostrady, która miała przeciąć aleję NMP, żeby zablokować ruch pielgrzymkowy, to znajdziemy tam materiały dotyczące ordynariusza siedleckiego. Trzeba więc informacji szukać w teczkach osobowych i rzeczowych.
Jaki był profil zbierania tych dokumentów?
- W terenie wyznaniówka zbierała materiały na każdego księdza "dołowego", używając terminologii partyjnej, natomiast w centrali obiektem zainteresowania był Episkopat. Znajdziemy tam też kartoteki na wszystkie parafie, wszystkie zakony i organizacje katolików świeckich pozostające w dystrybucji państwa: PAX, ChSS itd. Są również materiały o tym, jak korzystano z pomocy Moskwy, jakie przyjmowano wytyczne do walki z Kościołem. W ramach Układu Warszawskiego odbywały się cykliczne narady w sprawach wyznaniowych w różnych krajach. Były też spotkania w mniejszym gronie, nieraz 2-3-podmiotowe, np. Węgry - Czechosłowacja. Dotychczas nikt nie badał tych materiałów w kontekście, jakie zadania wyznaczał przedstawiciel Moskwy poszczególnym nadzorcom spraw wyznaniowych w "demoludach".
Paleta dokumentów dotyczących Kościoła w okresie dyktatury komunistycznej jest więc znacznie szersza, niż to przedstawiają medialni "znawcy" oceniający życiorysy kapłanów na podstawie jednostronnych materiałów SB.
- Historyka obowiązuje odpowiednia interpretacja źródła, możliwie szerokie wykorzystanie dostępnych materiałów. Jeśli chodzi o księży, zachowały się np. materiały charakteryzujące kapłanów, którzy przeszli przez kompanie kleryckie. Pobór do wojska wprowadził Gomułka w 1959 r. w ramach walki z Kościołem w czasie przygotowań do milenium. Ten kontyngent był różnie rozłożony na diecezje, w zależności od tego, jaką chciano prowadzić politykę wobec danego biskupa. Po pobycie kleryka w kompanii oficer polityczny pisał ocenę według pewnego schematu: krótka charakterystyka, jak się zachowywał w kompanii - a więc stosunek do praktyk religijnych, czy się modli, co czyta, czy chodzi do kościoła, który często był oddalony nawet o kilkanaście kilometrów, czy podlega pokusom, które specjalnie organizowano, żeby skłonić jak największą liczbę kleryków do wystąpienia. Na koniec oficer polityczny pisał, jak kleryk się odnosił do kolegów, i stawiał prognozę, czy trafi z powrotem do seminarium. Nie widziałem w dotychczasowej literaturze, żeby ktoś omawiający sylwetkę danego księdza wykorzystywał ten materiał w konfrontacji z innymi źródłami. A przecież te źródła w dużym stopniu są zachowane.
W jakich jeszcze zasobach archiwalnych należy szukać informacji o Kościele?
- Jest też sprawa pozyskania pewnego materiału porównawczego z władz sądowych. Na przykład na szczeblu prokuratur generalnych była specjalna komórka do walki z Kościołem, stąd udział ministra sprawiedliwości w Komisji ds. Kleru. Tam wymyślano przepisy restrykcyjne przeciwko Kościołowi, a później, jak egzekwować, czytaj - jak pociągać do odpowiedzialności księży, którzy te przepisy omijają czy łamią. W pewnym momencie została powołana ad hoc grupa, która miała przygotować materiały do procesu księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego i kilku jego najbliższych współpracowników z ks. abp. Baraniakiem na czele. Utworzył tę grupę Gomułka w czasie milenium.
Czy to już wyczerpuje materiały?
- Nie. Okazuje się, że np. w Komitecie Centralnym PZPR są materiały szczebla specjalnego utajnienia dotyczące Kościoła, zachowań poszczególnych księży. Po rozbiciu "Solidarności", kiedy Kościół znów stał się główną siłą, którą należy zwalczać, w lutym 1982 r. zaczęto wydawać tajny biuletyn skupiony tylko na Kościele. Przeznaczony był wyłącznie dla Biura Politycznego i Sekretariatu KC. Przygotowywał go Wydział Organizacyjny KC PZPR. W tym tajnym biuletynie oceniano postawy i zachowania księży. W tej chwili przygotowany jest do wydania tom do końca 1984 roku. Publikacja ta ukaże się w tzw. białej serii IW PAX (tam też wyszły "Teczki Wojtyły"). Nikt z historyków do tej pory nie korzystał z tych źródeł. Mamy też materiały dotyczące rozmów z księżmi, zapoczątkowane w 1954 r. przez aparat UB, nabierający wprawy w represjonowaniu duchownych. Później powtórzył to w udoskonalonej formie w połowie lat 60. Gomułka na fali milenium. Sięgnął do tych wzorców w połowie lat 80. Jaruzelski. Mamy więc masowe źródło - zapisy rozmów z księżmi, dziekanami, biskupami. Warto je także wykorzystać.
Bardzo ciekawe są też pewne prace analityczne, które powstawały w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR; podobnie było w Wyższej Szkole Nauk Politycznych im. Dzierżyńskiego, szkole milicyjnej w Legionowie. Przypominam sobie ogromną pracę o "wojnie krzyżowej". Jej autorzy mieli dostęp do wszystkich materiałów, jakie zebrał zarówno wywiad, jak i kontrwywiad MSW. Podobne analizy powstawały także na temat Kościoła. Te prace są szalenie ważne, bo część materiałów, na jakich powstawały, jest dziś dla nas niedostępna.
Zostały zniszczone?
- Nie wierzę, że państwo totalitarne niszczyło akta. Po prostu nie znamy obecnie miejsca ich przechowywania.
Czy prace analityczne są w pełni wiarygodne?
- Tak, bo powstawały na własne potrzeby. Na tej samej zasadzie na początku stanu wojennego z materiałów przejętych od "Solidarności" wyselekcjonowano kilkaset metrów, które poddano szczególnej analizie. Siedział nad tym sztab ludzi pracujących nad wykorzystaniem tych materiałów w radiu, telewizji, publikacjach do walki ze związkiem. Nie wolno więc pomijać prac analitycznych. One wnoszą wiele informacji.
Skromnie należałoby powiedzieć, że nasz stan rozeznania źródeł jest często szczątkowy. Moim zdaniem, powinniśmy dążyć do tego, żeby wydawać materiały paralelnie. Jeśli bierzemy pod lupę osobę ks. abp. Baraniaka, to wydajemy wszystkie źródła, jakie są dostępne z działu wyznaniowego, następnie publikujemy materiały z pionu MSW. A potem starajmy się o materiały proweniencji kościelnej. Musimy wyczerpywać w miarę możliwości spojrzenie na daną osobę poprzez pokazanie różnorodnych źródeł. Dopiero to nas zbliży do prawdy.
Okazuje się więc, że pole możliwości szukania materiałów do interpretacji zasobów MSW jest spore. Szkoda, że tak mało się o tym mówi.
- Kluczem do interpretacji pewnych rzeczy powinno być poznanie przepisów państwowych odnoszących się do Kościoła. Dlatego warto wydać tom, który powinien pokazać, jakie obszary działania wobec Kościoła wyznaczyły najwyższe władze. Trzeba to widzieć w pewnej hierarchii: materiał, który zebrały MSW i wyznaniówka, "przetrawiony" w Wydziale Administracyjnym KC PZPR czy w Komisji ds. Kleru przez jednego z sekretarzy KC - za czasów Gomułki był to Zenon Kliszko, najbliższy jego współpracownik, za Gierka - Stanisław Kania - trafiał na posiedzenia Biura Politycznego i Sekretariatu KC. I tam dopiero wypracowywano taktykę. Tam zatwierdzano plany roczne postępowania wobec Kościoła, składane przez MSW i wyznaniówkę, i potem kontrolowano ich realizację. W Komisji ds. Kleru są np. zachowane sprawozdania gen. Wojciecha Jaruzelskiego, jakie stosować pokusy, żeby jak największa liczba alumnów z kompanii kleryckich opuszczała seminarium. To pokazuje odpowiedzialność pewnych ludzi za decyzje. Niestety, o tych osobach i ich odpowiedzialności się nie mówi.
Rozmawiamy o materiałach, które pomogą nam zinterpretować źródła IPN wytworzone przez pion partyjno-administracyjny. Ale są też dokumenty wytworzone przez Kościół. Dlaczego nie skonfrontować ich z esbeckimi teczkami?
- Podam jeden przykład. Napotykam informację o tym, że ksiądz biskup Marian Przykucki, ówczesny ordynariusz pelpliński, zwraca się do ks. bp. Władysława Miziołka, który był szefem duszpasterstwa ogólnego Episkopatu, z prośbą o pomoc, bo księża w jego diecezji - tu wymienia nazwiska - są nękani przez SB, a on sam nie jest w stanie rozwiązać tego problemu na szczeblu diecezji. O czym to świadczy? Że w tej diecezji ktoś zbierał materiały od księży na okoliczność relacji między kapłanami a esbekami. Zadaję jako historyk pytanie: czy w innych diecezjach też zbierano takie materiały? Nie mam na nie odpowiedzi, bo nikt tego nie badał. Ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus powołuje się w którymś momencie - mówię o dokumentach, które widziałem w internecie - na to, że o pewnych rozmowach informował ks. bp. Piotra Kałwę, ordynariusza lubelskiego. Ciekawi mnie, czy ktoś z Komisji Historycznej zwrócił się do kurii lubelskiej, żeby sprawdzić dziennik czynności biskupa, czy jest w nim zapisane, że dnia tego a tego ordynariusz spotkał się z ks. Wielgusem? W dzienniku czynności zawsze był przynajmniej krótki zapis tematu rozmowy.
Odnalezienie takiego zapisu całkowicie zmieniłoby obraz "sprawy" księdza arcybiskupa.
- Niestety, do tej pory nie przeprowadzono penetracji źródeł proweniencji kościelnej. Bardzo dobrze, że ksiądz arcybiskup Sławoj Leszek Głódź wydał polecenie księżom swojej diecezji, żeby napisali relacje na temat nachodzenia ich przez SB. Szkoda, że to się dzieje pod naciskiem aktualnej sytuacji, a nie wcześniej. Przypominam sobie, jak ksiądz kanonik Roman Soszyński jako prodziekan terespolski był w latach 60. nękany przez SB do tego stopnia, że zabrano mu motor, meble z mieszkania, dywan. Jeszcze w latach 70. oglądaliśmy maszynopis z dokładnym opisem tych szykan sporządzonym przez księdza. Ilu kapłanów zrobiło takie zapisy na bieżąco? Nie wiemy. Teraz jest ostatni moment, żeby księża podzielili się swoimi relacjami, co chciano wtedy uzyskać, jak przebiegały rozmowy, czy ich straszono, czy nie. Warto też porównać taki materiał z postępowaniami SB z lat 80.
Tak zwana teczka ks. Wielgusa wzbudziła wiele wątpliwości specjalistów. Prokurator Włodzimierz Blajerski wskazał na możliwość fałszerstwa niektórych dokumentów. Jak rozpoznać, czy dany dokument jest prawdziwy?
- Każde pismo powstające w kancelarii ma sygnatury nadawane wedle określonego klucza. Rozeznanie ówczesnych struktur pozwoli zweryfikować, czy źródło jest prawdziwe, czy sygnatura teczki jest właściwa dla danego okresu. Bardzo ważna jest znajomość instrukcji wewnętrznej, w tym instrukcji kancelaryjnej, którą posiada każdy urząd państwowy. Istnieje instrukcja archiwalna MSW, wydana w latach 80., zawierająca wykaz akt określający kategorie z uwzględnieniem kwalifikacji na czas pokoju i zagrożenia bezpieczeństwa państwa i wojny. Czyli co robić z dokumentami, ile lat je przechowywać, które zachować i w jakiej postaci. W tej instrukcji jest też m.in. punkt dotyczący akt operacyjnych. "Teczki personalne wyeliminowanych osobowych źródeł informacji (kontakt służbowy, operacyjny, konsultanci, rezydenci, tajni współpracownicy). W skład teczki winny wchodzić następujące dokumenty: raport na pozyskanie i fotografia, zobowiązanie do współpracy, charakterystyka, wniosek o eliminację, przynajmniej dwa dowolne wybrane doniesienia własnoręcznie napisane". Taki był wymóg resortowy podpisany przez ministra spraw wewnętrznych. Stawiam pytanie: czy pod kątem przepisów resortowych sprawdzano np. zgodność akt w IPN, zawartość teczek?
A tymczasem dziennikarze wezmą teczki i przesądzą sprawę na podstawie jednego zapisu.
- Wiem, że ciśnienie chwili jest duże, ale obowiązkiem historyków jest tonować takie wypowiedzi.
Potrzebna jest więc jakaś archiwalna edukacja dla mediów, a historycy, żeby uniknąć pułapki jednostronności w podejściu do źródeł, muszą coraz bardziej doskonalić metodologię.
- Konieczne są szerokie, a nawet metodyczne dyskusje, wymiana doświadczeń na temat interpretacji, krytyki źródeł. Powinniśmy się wzajemnie uczyć. Ja np. znam lepiej źródła wyznaniowe, ktoś inny MSW, wzajemne skrzyżowanie doświadczeń może nam wyjaśnić wiele wątków. Choćby sprawę inwigilacji księdza kardynała Karola Wojtyły na II Soborze Watykańskim. Otóż okazało się, że jeden z profesorów, który był oficjalnym przedstawicielem katolików świeckich na Sobór, dodatkowo rozpracowywał jego osobę i ustalił, że ksiądz kardynał Wojtyła w Rzymie napisał wstęp do książki o Kotlarczyku, zdobył nawet od wydawcy ten tekst w postaci "szczotki". "Wykrył" również, które siostry rozdają za darmo literaturę emigracyjną. Tak więc obok normalnego sprawozdania z prac soborowych mieliśmy jeszcze inne sukcesy pana profesora.
Wiadomo, że wiele materiałów SB istnieje tylko w postaci mikrofilmów. Jaka jest ich wartość jako źródła? Czy nie zwiększa to możliwości jakichś manipulacji?
- Tu bym odesłał do kryminalistyki. Musi się wypowiedzieć fachowiec od możliwości poznawania wiarygodności dokumentu, który nie ma zachowanej dostępnej wersji pisanej. Znaki kancelaryjne mogą nam pokazać, czy dany mikrofilm został sporządzony na podstawie właściwego dokumentu, czy nie nastąpiła jakaś zbitka.
Jak częsta była praktyka mikrofilmowania dokumentów?
- Tajna instrukcja MSW mówi, że na wypadek zagrożenia niektóre materiały należy przenieść na mikrofilm, a oryginały zniszczyć. Po procesie morderców ks. Popiełuszki i w końcu lat 80. masowo robiono mikrofilmy i mikrofisze, wiele wskazuje na to, że te dokumenty nie znikły czy nie zostały zniszczone, tylko przeniesione zostały na inny nośnik, dotyczy to zwłaszcza akt personalnych. Tą instrukcją posługiwała się tzw. komisja Michnika. Miała dostęp do ówczesnego wykazu akt.
Krąży informacja, że śladem po ich pracy jest jedynie półtorastronicowa notatka pełna ogólników
- Zachowało się sporo, tylko historycy do tego nie sięgają. Są konkretne ślady, jakie teczki przeglądali, np. natrafiłem na sprawozdania członków komisji. Powinno się więc mówić, że "do tej pory historycy nie dotarli do teczek związanych z komisją Michnika". Odeszli niektórzy świadkowie, np. prof. M. Wojciechowski, naczelny dyrektor Archiwów Państwowych, dr B. Kroll, ale żyją jeszcze prof. H. Samsonowicz, ówczesny minister edukacji, który powołał komisję, Krzysztof Kozłowski, były szef MSW, profesorowie A. Ajnenkiel i J. Holzer oraz historycy, którzy uczestniczyli w rozmowach na temat powołania tejże komisji.
Ale oni milczą.
- Nie słyszałem, żeby ktoś próbował zrobić panel, zaprosić tych panów i podyskutować na temat działań tzw. komisji Michnika.
W kontekście walki z Kościołem wspomina się niemal wyłącznie o UB, SB, w tym kierunku idą też ustawy deubekizacyjne. Znika zupełnie z pola widzenia partia komunistyczna...
- W PRL rządziła partia komunistyczna, czyli o wszystkim decydowało Biuro Polityczne KC PZPR i Sekretariat. Szczebel niżej mamy Komisję ds. Kleru, w której zasiadali szefowie takich resortów, jak: Urząd Rady Ministrów, Urząd ds. Wyznań, MON, MSW, Ministerstwo Sprawiedliwości. Mamy też dwa piony ogólnopolskie - MSW i wyznaniowy. Znamy ich obsady personalne stopnia kierowniczego, możemy je odtworzyć. Teraz powinno się ustalić spis kadry niższego szczebla, oczywiście nie chodzi o archiwistę czy sprzątaczkę w resorcie wyznaniowym, ale o osoby, które kierowały, odpowiadały za poszczególne posunięcia. Nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej.
UB było ramieniem władz, jednym z wielu, ale nie jedynym. Jeżeli gen. Jaruzelski brał udział w poczynaniach, jak łamać kleryków wziętych do wojska, to powinien za to odpowiedzieć jako ówczesny przedstawiciel MON. Jeśli komandor Czerwiński był odpowiedzialny za kompanię klerycką w Bartoszycach i ma na swoim sumieniu konkretne działania wobec kleryków, to powinien ponieść odpowiedzialność. Tak samo dowódcy innych kompanii kleryckich.
A towarzysze Kania, Kąkol i inni odpowiedzialni za walkę z Kościołem?
- Brak znajomości ówczesnych realiów powoduje, że dziennikarz zostawia bez komentarza słowa członka Biura Politycznego KC o tym, że nie miał on nic wspólnego z zamordowaniem ks. Popiełuszki. A przecież to ci panowie podejmowali decyzje. Gdy np. podjęto ofensywę medialną wobec pielgrzymki Jana Pawła II w 1979 r., to jej plan opracował pion ideologiczny KC. Gdy w 1985 r. towarzysz Jaruzelski nakazał sprawdzić, jak aktywny jest Kościół na polu kultury, to konkretny człowiek w ministerstwie kultury zbierał materiały od wszystkich resortów: jak księża angażują się w organizację życia kulturalnego, pracę z młodzieżą, sacrosongi, występy aktorów w kościołach. Potem te informacje szły na posiedzenie Biura Politycznego KC i tam zapadały decyzje. A czy ktoś kiedyś analizował ponad 10 metrów bieżących akt rzecznika rządu Jaruzelskiego - towarzysza Urbana? To przecież on wyznaczał pola działania, pisał artykuły, co zrobić, żeby zamilkł ks. Popiełuszko. Nie widzę, żeby historycy wprowadzali te materiały do obiegu naukowego. Fascynujemy się wycinkiem problemu, a nie pokazujemy skali zjawiska: jakie siły, środki rzucono do walki z Kościołem w poszczególnych latach.
Oburza mnie, gdy ktoś mówi, że za Gierka było lepiej. Przepraszam, przecież wtedy rozbudowano Departament IV, powołano Grupę D do fizycznego eliminowania księży, zwiększono ilość etatów. Znane są też przypadki śmierci kapłanów w latach 70., np. ks. Edwarda Schmidta z parafii Nawrócenia św. Pawła w Warszawie, który wcześniej był w kompanii kleryckiej w Bartoszycach. Skala represji nie była więc mniejsza niż wcześniej, można jedynie mówić o zmianie metod na bardziej finezyjne. Nie wolno bezkrytycznie przyjmować podrzucanych z zewnątrz opinii.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Rutkowska
"Nasz Dziennik" 2007-03-13
***
Nr 2
1982 marzec 6, Warszawa
Informacja nr III/77/82
Oryg.
AAN, Wydział Organizacyjny KC PZPR, sygn. 917/12
NIEKTÓRE PRZEJAWY DZIAŁALNOŚCI KLERU
(...)
28 lutego w kościele Stanisława Kostki odprawiono mszę w intencji aresztowanych, internowanych, zwalnianych z pracy i ich rodzin. Ksiądz stwierdził, że nabożeństwo jest również "za tych, którzy są na służbie kłamstwa i niesprawiedliwości". Ksiądz powiedział również, że "Kościół stoi po stronie ludzi, którym odebrano wolność, którym łamie się ludzkie sumienie, po stronie robotniczej 'Solidarności', po stronie ludzi pracy, którzy niejednokrotnie są stawiani w jednym szeregu z pospolitymi przestępcami".
(...)
Szczecin. Administrator parafii Sielsko nazwał "aktem bezprawia" wprowadzenie stanu wojennego. Byłych przywódców "Solidarności" przedstawił jako bohaterów i "prawdziwych Polaków - patriotów". Administrator parafii Nowogard podczas rekolekcji dla młodzieży stwierdził, że środki masowego przekazu są zakłamane, odradzał oglądanie telewizji, słuchanie radia i czytanie gazet. Mówił, że jest to "kłamliwa propaganda inspirowana przez partię".
(...)
Zielona Góra. W ostatnich dniach część księży wykorzystuje kościoły do głoszenia negatywnych bądź wrogich treści. 28 lutego br. ksiądz Pałyga w Świebodzinie porównał ateistyczną ideologię marksistowską do "myślenia zwierząt: żab i małp". Ostrzegał wiernych przed współpracą z władzami i realizowaniem programu generała Jaruzelskiego, określił władzę mianem "popleczników szatana", winą za całe zło w kraju obarczył rząd, zarzucił mu, że niesłusznie oskarża Kościół o prowadzenie gry politycznej. Ksiądz Koper w Sulechowie negatywnie ocenił sytuację polityczną w kraju oraz rząd i osobę generała Jaruzelskiego, których określił jako "dzieci szatana". Stwierdził, że "sprzedali się za judaszowe pieniądze ukradzione robotnikom". Ostrzegł przed podejmowaniem współpracy z władzami. Żądał zniesienia stanu wojennego, reaktywowania "Solidarności", zwolnienia więźniów politycznych i internowanych.
(...)
Ksiądz Guss w Sieniawie Żarskiej określił działalność grup operacyjnych WP jako "wymierzoną przeciwko narodowi", obarczył winą za obecny stan gospodarczy i sytuację społeczną wojsko, które ochrania "komunistyczny porządek".
(...)
Proboszcz z parafii Cielętniki w kazaniu potępił "donosicieli, którzy przekazują komunistom treść jego wypowiedzi o charakterze politycznym".
Autor: wa