Prawda Bożego Narodzenia
Treść
Ks. prof. Janusz Królikowski
Jest w najwyższym stopniu zdumiewające, że to, co najwznioślejsze w Bogu, stale dostosowuje się do miary człowieka, stając się dla niego darem. W taki właśnie sposób zbawienie weszło na świat. Narodzenie Pana Jezusa było wydarzeniem pokornym, cichym, ukrytym w mroku nocy. Było jednak nieuniknione, by wkrótce zostało dostrzeżone i docenione. Pierwotna wspólnota chrześcijańska nie mogła o nim zapomnieć, pozwolić, by znikło w mroku swoich początków. Utrwaliła je inteligencją i miłością swojej wiary.
Opowiadania ewangeliczne o tym wydarzeniu są dokumentem danym naszej pamięci, a równocześnie są radosnym i zobowiązującym zaproszeniem do odkrycia i zrozumienia jego znaczenia. A to znaczenie jest nam ukazane w szczególnie wyraźny sposób przez opowiadanie z Ewangelii św. Mateusza (1, 22-23), który przywołując stare proroctwo o dziewicy-matce (Iz 7, 14), wskazuje, że urzeczywistniło się ono w Dziewicy Maryi, otrzymującej zwiastowanie anioła (Łk 1, 26-38). W tym opowiadaniu ogłasza ludziom, że przez narodzenie Jezusa "Bóg jest z nami".
"Bóg z nami" - właśnie to jest wielkie przesłanie Bożego Narodzenia, które może nadać sens i wartość życiu każdego pojedynczego człowieka, a także historii powszechnej. Ludzie, idąc za natchnieniem swojej mądrości, zawsze wyobrażali sobie, że Bóg mieszka bardzo daleko, w "niebiosach najwyższych" (Łk 2, 14), "w światłości niedostępnej" (1 Tm 6, 16). Boże Narodzenie dokonuje wyraźnej korekty w tym ludzkim wyobrażeniu lub - mówiąc lepiej - nadzwyczajnie dopełnia je, objawiając, że Bóg "mieszka między nami" (J 1, 14). Jego miastem jest "najmniejsze spośród miast ludzkich" (Mt 2, 6), a zamieszkuje w "jakimś" domu, może najuboższym (Mt 2, 11). Absolut, Ten, który jest całkowicie inny i różny od człowieka, do którego nic nie jest podobne, przyszedł do nas, zbliżył się, stał się jednym z nas, przyjmując wszystkie ograniczenia naszej kondycji, z wyjątkiem grzechu i słabości moralnej.
Prawda Bożego Narodzenia jest tak bogata, że jej pełne zrozumienie wymaga wyjaśnienia przynajmniej niektórych zawartych w niej aspektów, a mianowicie - że Bóg zawsze jest z nami, jest w "formie" człowieka i pozostaje niezmienny w sobie.
Zawsze jest z nami
Cała historia Izraela była historią Bożych interwencji objawiających i zbawczych. Bóg wyszedł naprzeciw Abrahamowi, dokonał wyzwolenia z Egiptu, ukazał się na Synaju, w obłoku towarzyszył wędrówce przez pustynię, zamieszkał w namiocie spotkania. Jednak po dłuższych lub krótszych spotkaniach oddalał się.
Także narody pogańskie, gdy wierzyły, że ich bogowie zdecydowali się zstąpić na ziemię w ludzkiej postaci, nie ośmielały się wyobrażać sobie tego inaczej, jak tylko łącząc to zstępowanie z przejściowymi przejawami.
Prawda Bożego Narodzenia, przekraczając wszystkie oczekiwania, zapewnia nas, że Bóg nie tylko przyszedł do nas z krótką wizytą, na trzydzieści trzy lata, ale "aż do skończenia świata" (Mt 28, 20); co więcej, na wieczność. Jeśli aż do skończenia świata będzie On z nami, pielgrzymami na ziemi, to potem my będziemy z Nim w ojczyźnie niebieskiej. "I tak zawsze będziemy z Panem" (1 Tes 4, 17). Żadna ludzka niewierność, żadna degradacja moralna, żaden bunt nie skłoni Go do oddalenia się od nas, do odrzucenia ludzkiej natury. On poślubił ludzkość nierozerwalną i wierną miłością. Czyż Eucharystia nie jest najbardziej wymownym znakiem Jego wiecznie miłującej obecności?
Ale jest nam także zawsze bliski w rozmaitych sytuacjach, które przeżywamy. Jest z nami wieczorem, gdy - jak uczniowie z Emaus - wracamy do domu ociężałym krokiem i z sercem ścieśnionym goryczą i rozczarowaniem
(Łk 24, 13-35). Jest nam bliski w pewnych czarnych godzinach, gdy - jak św. Paweł na drodze do Damaszku - zostajemy porwani przez podmuch bolesnych trudności (Dz 9, 1-9). Nie jest, oczywiście, iluzją, gdy widzimy Go pośród nas - jak Apostołowie - w zażyłości rodzinnej przy naszym stole (J 21, 9-13), w męczących godzinach naszej pracy (J 21, 4-7) lub w dniach odpoczynku gdzieś w cieniu gór (Mt 28, 16-20).
W "formie" człowieka
Niektórzy ludzie oczekiwali przyjścia Mesjasza na tle apokaliptycznej scenografii, któremu będą towarzyszyć nadludzkie zjawiska. Chcieli Go widzieć "zstępującego z nieba" (J 1, 18; 3, 13), ukazującego się na horyzoncie, by wejść do świętego miasta w tryumfie i z mocą zdobyć królestwo. Oczekiwali przynajmniej, że spektakularnie zstąpi z krzyża (Mt 27, 40). Wszystkie te oczekiwania okazały się próżne. Były one obrazem Boga wymyślonym przez ludzi, na miarę ich oczekiwań, ich frustracji, ich mściwych pragnień, ich nacjonalistycznych dążeń, a więc były bożkiem - bożkiem ciągle się odradzającym, który skupia na sobie ludzkie nadzieje i uniemożliwia rozpoznanie - jak działo się kiedyś i jak dzieje się dzisiaj - oblicza prawdziwego Boga w pokornym i cichym obliczu Jezusa z Nazaretu.
Niesłychana nowość Bożego Narodzenia polega nie tylko na tym, że Bóg przyszedł nie jako bogaty, ale ubogi, nie jako król, ale sługa, nie jako sędzia, ale potępiony - mąż boleści (Iz 53, 3), ale polega właśnie na tym, że rzeczywiście przyszedł jako człowiek. Dlatego, wychodząc od Bożego Narodzenia, jeśli ktoś zamierza szukać Boga daleko od ludzi, myli się, ponieważ Bóg jest bliźnim ludzi (J 1, 14; 1, 26-27). Jeśli ktoś wyobraża sobie, że Bóg ma oblicze różne od naszego, łudzi się, ponieważ oblicze człowieka jest żywym obrazem oblicza Bożego (J 14, 8-11; Kol 1, 15; 2, 9). Jeśli ktoś sądzi, że może coś dać Bogu, nie dając człowiekowi, błądzi, ponieważ kto nie daje człowiekowi, odmawia Bogu. Taki będzie ostateczny i nieodwołalny wyrok Boży (Mt 25, 31-46).
Pozostaje niezmienny w sobie
Bóg i człowiek, Stwórca i stworzenie, moc Boża i słabość ludzka są dwoma rzeczywistościami tak różnymi, że nasza myśl z wielką trudnością jest w stanie widzieć je zjednoczone i niepomieszane w jedynej osobie Jezusa Chrystusa. Stąd dwie heretyckie tendencje powracające w historii: jedna, która usiłuje zredukować do proporcji naturalnych fakty ukazujące moc Chrystusa i pomniejsza Jego boskość, aż do całkowitego jej odrzucenia (arianizm we wszystkich starych i nowych formach); druga, która rozmywa przejawy słabości Chrystusa aż do uznania Jego człowieczeństwa za pozorne (doketyzm w rozmaitych swoich przejawach), aż do odrzucenia, zwłaszcza w naszych czasach i szczególnie radykalnie, istnienia podobnej tajemnicy człowieka, traktując ją jako efekt wyobraźni i mitu wyprodukowanego przez wiarę pierwotnych wspólnot chrześcijańskich.
Natomiast tradycja katolicka, przyjmując lojalnie i szanując bez uprzedzeń wszystkie dane historyczne, stwierdza, że Dzieciątko złożone w betlejemskim żłobie jest rzeczywiście Bogiem i rzeczywiście człowiekiem. Święty Leon Papież napominał: "Nie godzi się wątpić w prawdę ciała złączonego z chwałą Boga ani prawdę majestatu Boga złączonego z pokorą człowieka" (Sermo 30, 5).
Ten, który rodzi się jako Syn Człowieczy z Dziewicy-Matki, z Nią współistotny co do natury ludzkiej, nie przestaje być Jednorodzonym Synem Ojca, współistotnym z Nim co do jedynej i takiej samej natury Bożej. Ten, który będzie wzrastał poddany upokorzeniom i cierpieniom, nie jest oddzielony od wiecznego tronu chwały, gdzie pozostaje z Ojcem i Duchem Świętym. Ten, który zostanie osądzony i skazany na śmierć przez bezbożnych, jest Tym samym, który przyjdzie, w chwalebnym ciele, by sądzić wszystkich ludzi i ich czyny.
Osądzi więc także nas i nasze czyny. Będziemy sądzeni przez prawdę Bożego Narodzenia; co więcej, ten sąd już się rozpoczął. Wiara bożonarodzeniowa, która dokonuje weryfikacji naszej postawy, już dzisiaj radykalnie rozróżnia prawdziwych i fałszywych chrześcijan. I autentyczni są tylko ci, którzy - jak Maryja i Józef, jak prości pasterze i uczeni mędrcy - uznają w Dzieciątku z Betlejem "Słowo, które stało się ciałem", adorują Je i budują swoje życie na Jego przykładzie pokory, ubóstwa i doskonałej wierności woli Ojca. Sąd ostateczny nie będzie niczym innym niż publiczną manifestacją decyzji, którą dzisiaj każdy podejmuje w tajemnicy swojego sumienia.
Fałszywe interpretacje
Prawda Bożego Narodzenia może zostać zafałszowana, a wiara bożonarodzeniowa odrzucona na dwa sposoby. Te dwa sposoby stale odżywają wśród chrześcijan, chociaż w różnych epokach dominuje albo jeden, albo drugi sposób. Odwołując się do św. Pawła, możemy je określić jako sposób "żydowski" i sposób "grecki". Liczni Żydzi, jako ludzie "bojący się Boga", z wierności do Jego najwyższej i niedostępnej transcendencji, odrzucili Boga bliskiego, Boga, który stał się człowiekiem, objawionego przez Jezusa Chrystusa, jakby ta bliskość Boga, który wędrował po palestyńskich ścieżkach i zasiadał do stołu z grzesznikami, była bluźnierstwem, zasługującym na karę śmierci, oraz prowokującym zgorszeniem, godnym rozrywania szat (Mt 26, 65-66). Przeciwnie zaś liczni poganie, jako ludzie "rozumni", z wierności do człowieka, uznanego przez nich za miarę wszystkiego i wszystkich, odrzucili Boga Jezusa Chrystusa, Jego zbawienie dokonane przez krzyż, Jego królestwo, które jest w tym świecie, ale nie z tego świata (J 18, 36), Jego zmartwychwstanie, jakby to wszystko było zbiorem absurdów nie do przyjęcia, jakby było jednym wielkim szaleństwem (1 Kor 1, 23; Dz 17, 32; 26, 24).
Te dwa sposoby zafałszowania prawdy Bożego Narodzenia powracają także dzisiaj, chociaż w innych formach i w innym kontekście kulturowym. Używając obecnego języka, mogłyby zostać określone w następujący sposób. Jeden sposób manifestuje się jako interpretacja "wertykalna", czyli jako abstrakcyjny spirytualizm, a drugi jako interpretacja "horyzontalna", czyli absolutna humanizacja faktu chrześcijańskiego.
Chrześcijaństwo oderwane
Mimo że prawda Bożego Narodzenia jest manifestacją Słowa, które stało się Ciałem i weszło w ludzką historię, zostały zaproponowane liczne interpretacje, charakteryzujące się absolutną spirytualizacją, według których rzeczywistości ziemskie i aspekty cielesne nie są istotne dla człowieka. Utrzymują, że łaska i zbawienie jedynie musnęły bieg historii ludzkiej, nie wchodząc w nią bezpośrednio. Ludzie idący za tymi interpretacjami usiłują być w większym stopniu wierni chrześcijaństwu, sprzeciwiając się przykładowi i nauczaniu Chrystusa. Nie chcą zauważyć Boga w ludziach, których widzą, łudząc się, że pewniej osiągną Go w Jego niewidzialności (1 J 4, 20-21). Na nowo każą człowiekowi służyć szabatowi (Mk 2, 27) i rygorystycznie zachowują praktyki religijne, ale nie są równocześnie gotowi widzieć szabat jako służący człowiekowi, nie doceniają uczynków miłości braterskiej i zaangażowania społecznego. Nie umieją adorować Ojca "w duchu i prawdzie", wszędzie i w każdych okolicznościach. Uważają, że należy Go adorować tylko w świątyni, w miejscach świętych (J 4, 21-24), w określonych okolicznościach i świętach. Z jednej strony jest więc wiara, uczęszczanie do kościoła i modlitwa, ale z drugiej - postawa rodzinna, zawodowa, społeczna, nie poddaje się oddziaływaniu łaski.
Nie taka jednak jest religijność Tego, który rodzi się w Betlejem; nie taka jest religijność Ducha Świętego, którego dał On wierzącym w Niego. Duch Święty nie oddala od zaangażowania na rzecz świata, ale chce, abyśmy weszli w niego, wyzwalali go od zła, ulepszali i poświęcali Bogu. Święty Paweł wyznaczył program dla tego dzieła promocji i uświęcania rzeczywistości ziemskich, pisząc do Kościoła w Koryncie: "Wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus - Boga" (1 Kor 22-23), i dokonał jego zastosowania do wszystkich działań codziennego życia: "Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie" (1 Kor 10, 31).
Chrześcijaństwo oderwane od dążeń ziemskich sprawia, że wciąż jest żywe oskarżenie Kościoła o to, że prowadzi do alienacji człowieka, odrywa go od wymogów stawianych przez społeczeństwo, aby osłabić każdy jego wysiłek, a tym samym demaskuje niespójną wspólnotę z Bogiem. Poważne i niesprawiedliwe oskarżenie osłabia cały Kościół, uniemożliwiając mu oświecającą i ożywiającą obecność w sprawach świata. Jego dzieci są oddalane od wyzwalania się od pewnej religijności oderwanej od aspiracji aktualnej godziny historycznej, gdyż nie włączają wiary w działania osobiste, rodzinne, społeczne, zawodowe itd.
Widzą w Nim tylko człowieka
Drugie niebezpieczeństwo zafałszowania prawdy Bożego Narodzenia wydaje się wywodzić z ekskluzywnej humanizacji faktu chrześcijańskiego. W reakcji na koncepcję Boga dalekiego, niewidzialnego i niedostępnego, liczni ludzie są dzisiaj narażani na niebezpieczeństwo wpadnięcia w koncepcję przeciwną, która tak zbliża Boga do człowieka, że utożsamia Boga z człowiekiem. Pod naciskiem napięć społecznych, pod wpływem dwuznacznych teorii, wyłoniły się w społeczeństwie, a niekiedy także w Kościele, hałaśliwe prądy intelektualne, które uważają się za bardziej przystosowane do obecnych warunków interpretacje Ewangelii. Zaciemniając w Chrystusie Bóstwo, widzą w Nim tylko człowieka, który kochał bliźniego aż do przyjęcia krzyża, i czytają Jego Ewangelię wyłącznie jako orędzie moralne, na czele ze wskazaniami społecznymi. W świetle ich logiki wydaje się, że to nie Bóg przyjął naturę ludzką, ale natura ludzka przyjęła Bóstwo i rozpuściła je w sobie. Eliminując Boga, człowiek pozostaje sam. On sam staje się tym, którego trzeba kochać i któremu trzeba służyć, do którego należy wszystko odnosić. Jezus narodzony w Betlejem nie byłby nikim innym niż genialnym i wymagającym prorokiem utożsamienia człowieka z Bogiem.
W takiej wizji chrześcijaństwa głoszenie wyzwolenia od grzechu (J 1, 29; Mt 26, 28), zmartwychwstania ciała (Rz 8, 11), sądu (Mt 25, 14-30; Dz 17, 31), piekła (Mt 13, 41; Mk 9, 43-48), jawi się jako niedorzeczność. Tak samo konieczność pokuty i nawrócenia w oparciu o dobrą nowinę (Mk 1, 15), wiary i sakramentów (J 6, 47-58; 1 Kor 11, 26-29), wytrwałej modlitwy (Łk 18, 1-7), gorliwego zachowywania przykazań (J 14, 15; 15, 10), są zużytymi normami moralnymi, których nie da się już zaproponować w nowych czasach.
Stanowisko Jezusa z Nazaretu jest tymczasem odmienne. Ukazał je całym swoim życiem, od stajni w Betlejem do krzyża na Kalwarii. Religia Chrystusa jest objawieniem Boga bliskiego człowiekowi, Boga z człowiekiem, ale nie samego człowieka, który potem - w konsekwencji - okazuje się człowiekiem bez Boga, człowiekiem, który uważa siebie za jedynego twórcę swojej historii, absolutnego pana swojej wolności i swoich działań.
Jeśli odkrywa się potem, że tendencje, które chcą sprowadzić chrześcijaństwo do wyłącznego wymiaru horyzontalnego i do manifestu ziemskich postulatów, nie inspirują się objawieniem Jezusa Chrystusa, to ich domaganie się reprezentowania nowego i autentycznego oblicza Ewangelii może być tylko iluzoryczne. Swoimi bezkrytycznymi dążeniami skłaniają one człowieka do uważania się za absolutną miarę wszystkiego, a w konsekwencji do odrzucenia jako alienujące tego wszystkiego, co nie wchodzi w zakres tej miary.
Żyć prawdą Bożego Narodzenia
Boże Narodzenie zakłada więc taki projekt życia, którego nie proponuje i nie uzasadnia żaden projekt czysto ludzki. Nawet śmierć, która wydaje się nieuniknionym końcem wszystkiego, nie może go stłumić. W człowieczeństwie Pana Jezusa jest wypisana nie śmierć, ale zmartwychwstanie. Jest ono wypisane nie tylko dla Niego, ale dla wszystkich wierzących w Niego (J 1, 12-13; Kol 1, 18). Dzięki temu istnieje zawsze pewne "ponad", otwarta przyszłość, nadzieja, która nas pobudza i ukierunkowuje. Ta nadzieja nie pozwala nam sytuować finału życia w świecie, chociaż mówi nam wyraźnie, że tylko w świecie może on być osiągnięty. Nie pozwala nam ograniczyć się do świata, przeżywając nasze dni bezmyślnie i biernie, poddając się tylko spontaniczności zmysłów, zadowalając się uciechami i przyjemnościami; jednak równocześnie każe nam kochać świat, błogosławiąc ludzi, którzy go zamieszkują, uczestnicząc pracowicie i odpowiednio do swoich możliwości w jego trudnym postępie.
Jest jeszcze inna cecha charakteryzująca życie zrodzone w betlejemskim żłóbku. Chodzi o traktowanie go w jego "tutaj", to znaczy w jego wymiarze ziemskim. Jeśli - z jednej strony - okazuje się ono zdolne do przyjęcia wszystkich trudów ludzkich (ubóstwo, cierpienie, niesprawiedliwość, niewdzięczność, samotność itd.), jak pokazuje człowieczeństwo Pana Jezusa, to z drugiej strony, jawi się jako stanowcze potępienie każdego podporządkowania narzucanego drugiemu człowiekowi, przywołując sąd Boży, który nieuchronnie nastąpi.
Boże Narodzenie jest więc znakiem, który głosi przyjście powszechnego Sędziego. Coroczne przeżywanie Bożego Narodzenia zakłada, owszem, słodkie wspomnienie pokornego narodzenia Chrystusa, ale także oczekiwanie Jego chwalebnego powrotu. Między tym wspomnieniem i tym oczekiwaniem chrześcijanin jest powołany do uczynienia swojego życia świadectwem czynnej wiary i lojalnej miłości.
"Nasz Dziennik" 2007-12-22
Autor: wa