Praga przeciwna topieniu koron w eurostrefie
Treść
 			Czesi zaprzeczyli informacjom z Brukseli, jakoby zgodzili się  wyasygnować pieniądze z banku centralnego dla Międzynarodowego Funduszu  Walutowego na ratowanie euro. Dezinformacja płynąca ze strefy euro jest  elementem presji na europejskie stolice, aby wyłożyły pieniądze na  podtrzymanie wspólnej waluty. 
W komunikacie po poniedziałkowej telekonferencji unijnych ministrów  finansów dopuszczono się manipulacji. Podano, iż Czechy, obok Polski,  Danii i Szwecji, są czwartym krajem spoza strefy euro, który udzieli  pożyczki Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu na ratowanie strefy  euro.
Rząd czeski zdementował tę informację. - Nie można wymieniać Republiki  Czeskiej wśród krajów, które wezmą udział we wsparciu. Taką decyzje może  podjąć jedynie rząd i nie została ona podjęta - powiedział rzecznik  czeskiego ministerstwa finansów Ondrey Jakob. W czeskich władzach  istnieje głęboka różnica zdań w kwestii pomocy czeskiego banku  centralnego dla upadającej strefy euro. Premier Petr Neczas oświadczył  bez ogródek, że jest przeciwny pożyczce pomocowej, która pochłonęłaby  3,5 mld euro, znaczną część czeskich rezerw walutowych. Podkreślił, że  nie podoba mu się to, iż z pieniędzy będą korzystać tylko członkowie  eurostrefy, a reszta członków UE będzie wykluczona. Przeciwny pożyczce  jest też szef czeskiego banku centralnego Miroslav Singer, argumentując  to koniecznością utrzymania na odpowiednim poziomie rezerw walutowych. 
Otwarcie przeciwko topieniu środków w eurostrefę wypowiedział się  prezydent Czech Vaclav Klaus. Tylko szef dyplomacji Karl Schwarzenberg  zdecydowanie poparł pożyczkę. Także w koalicji rządowej powstało na tym  tle głębokie pęknięcie. Niewykluczone, że rząd przed podjęciem decyzji w  sprawie pożyczki zwróci się o opinię do parlamentu. Podczas gdy nasi  sąsiedzi przed wydaniem pieniędzy ważą je w ręku, minister finansów  Jacek Rostowski nie tylko zdążył zapowiedzieć pomoc, lecz nawet określił  jej wysokość (6 mld euro - prawie 30 mld zł). Władze NBP tymczasem  milczą i liczą. Dwa inne kraje spoza euro - Szwecja i Dania - złożyły  wstępne deklaracje pomocy, ale bez konkretów. Wielka Brytania otwarcie  odmówiła. 
Kraje euro mają wyłożyć środki obowiązkowo, ale i z tym może być  problem. Niemcy, zanim wniosą ponad 41 mld euro, zapewne wystąpią o  zgodę Bundestagu. Francuzi, którzy mają wyłożyć 31 mld euro, drżą przed  obniżeniem ratingu. Włochy i Hiszpania mają wysupłać odpowiednio 23,5  oraz 14,9 mld euro, ale wisi nad nimi groźba bankructwa. Finlandia, jak  przy poprzednim pakiecie pomocy - postawi prawdopodobnie mocne warunki.  Słowacja i Słowenia, jeśli pomogą, to symbolicznie. Bankruci - Grecja,  Portugalia, Irlandia - są zwolnieni z miliardowych przelewów.  Ministrowie finansów UE ocenili, że zamiast planowanych 200 mld euro dla  MFW zebranych zostanie najwyżej 150 mld euro. A i to jest niepewne.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik Środa, 21 grudnia 2011, Nr 296 (4227)
Autor: au