Pozwólcie nam naprawić błędy Millera
Treść
Z prof. dr. hab. Lucjanem Pielą, byłym dziekanem Wydziału Chemii UW, chemikiem kwantowym, członkiem Belgijskiej Królewskiej Akademii Nauk i Europejskiej Akademii Nauk, rozmawia Anna Ambroziak
Jest Pan współautorem artykułu poświęconego tematyce smoleńskiej, który grupa pracowników naukowych z dziedziny chemii, matematyki, mechaniki i fizyki Uniwersytetu Warszawskiego wysłała do redakcji uczelnianego kwartalnika. Wskazują Państwo na konieczność zorganizowania poprawnych metodologicznie i wykonalnych badań naukowych nad mechaniką zniszczenia samolotu Tu-154M. Władze uczelni odmówiły jednak publikacji.
- Po wysłaniu materiału i braku odzewu zapytaliśmy wprost, co z naszym artykułem. Na co otrzymaliśmy odpowiedź, że nie może on się ukazać w aktualnym numerze, bo nie ma na niego miejsca, tak samo w następnym numerze. Pani rektor nie odpowiedziała na mój bardzo grzeczny i osobisty (to moja koleżanka) list do niej w tej sprawie. Na moje zapytanie, czy artykuł może się ukazać w jeszcze następnym numerze, otrzymałem z redakcji pismo, że artykuł w ogóle się nie ukaże, ponieważ "nie wpisuje się on w tematykę pisma", która jakoby ma dotyczyć "rozmaitych aspektów funkcjonowania Uniwersytetu i zmian w szkolnictwie wyższym". Ale przecież ten artykuł był związany z misją Uniwersytetu Warszawskiego, dotyczył współpracy w badaniach, poza tym ludzie z naszej uczelni zginęli w tej katastrofie, m.in. pan prezydent Lech Kaczyński był absolwentem UW.
Chciałbym zaznaczyć, że uniwersytet jest szczególnym miejscem, gdzie ze względów podstawowych powinna panować swoboda wypowiedzi. Jak czytamy w oficjalnym dokumencie uchwalonym przez Senat "Misja UW": "Uniwersytet jest wspólnotą dialogu. (...) Wymiana poglądów, ścieranie się argumentów, otwartość na nowe idee i pomysły wiążą się tutaj nieodłącznie z respektowaniem odmienności i poszanowaniem godności osobistej. W ten sposób Uniwersytet rozwija umiejętności współpracy niezależnie od różnic politycznych, ideowych i wyznaniowych, tworzy też wzory debaty publicznej. (...) Przyjęta przez Senat Misja Uniwersytetu Warszawskiego jest zobowiązaniem dla wszystkich członków naszej akademickiej wspólnoty. Jest drogowskazem naszych działań oraz podstawą programową Uniwersytetu. Do niej winny się odnosić plany jego rozwoju oraz decyzje władz".
Dlaczego spotkali się Państwo z odmową?
- Myślę, że pani rektor przy swoich codziennych troskach o interes Uniwersytetu nie spostrzegła sprawy fundamentalnej dla UW: podstawowym interesem Uniwersytetu jest utrzymanie atmosfery uniwersyteckiej niezależności. Może jeszcze ją dostrzeże.
Będą Państwo podejmować dalsze kroki w związku z publikacją artykułu?
- Przedstawimy tę sprawę Senatowi UW. Chcielibyśmy, by Senat wypowiedział się, czy cenzurę na Uniwersytecie Warszawskim można pogodzić z powyższymi zapisami "Misji UW".
Konkluzja artykułu jest taka: dotychczasowe badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej daleko odbiega od norm naukowych.
- Jako naukowcy widzimy, że to, co zrobiono dotąd w sprawie wyjaśniania przyczyn tej tragedii, mało ma wspólnego z badaniem naukowym. To jakaś seria błędów. Począwszy od tego, że nie zrobiono sekcji zwłok w Polsce. Dlaczego dotąd nie mamy wraku ani czarnych skrzynek? Nie wnikam w szczegóły, dlaczego strona polska tego nie ma, w poważnym śledztwie powinna byłaby to mieć. Jakżeż to możliwe, że przez dwa lata trwa dyskusja na temat: brzoza czy nie brzoza? Patrzymy, co jest na przecięciu brzozy, identyfikujemy mikroczęści skrzydła samolotu itp. Współczesne techniki potrafią to robić z porażającą dokładnością niemal co do atomu.
Jakie techniki badawcze należało zastosować przy ustalaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej?
- Wszystkie możliwe i wiarygodne. A technik jest bardzo szeroka gama.
Co mogliby badać chemicy?
- Odpowiednie służby powinny mieć wyspecjalizowany zespół chemików. Jeśli takiego zespołu nie było albo nie zbadał on pozostałości po katastrofie, to źle. Są zaawansowane techniki, którymi Polska dysponuje, od techniki atomowej spektroskopii absorpcyjnej pozwalającej ustalić ilościowo występowanie wszystkich pierwiastków chemicznych w materiale do badania powierzchni metodami mikroskopii sił atomowych (upraszczając: niezwykle cienka igła drga, zahaczając o nierówności powierzchni, wzmocnienie elektroniczne tych drgań daje obraz powierzchni). Powstaje profil powierzchni, na którym widać nawet konkretne grupy atomów. Wspomniane badania wymagają próbek substancji, a z tym, wskutek zaniedbań, jest kłopot, choć tylko częściowy (wiele próbek istnieje i jest dostępnych). Tymczasem zastosowanie kinematyki i dynamiki to domena fizyki komputerowej, a jej metody można było stosować na każdym etapie. Równania Newtona obowiązują dla każdej katastrofy: od zderzeń atomów do katastrof samolotów. Niekiedy wydaje się, że wszystkie scenariusze są możliwe. Otóż tak nie jest. Są pewne bezwzględne prawa: jest prawo zachowania pędu, jest prawo zachowania momentu pędu, prawo zachowania energii, od których nigdy i w żadnych okolicznościach odstępstw nie ma. I tylko pewne scenariusze są tu możliwe. Oczywiście możemy mieć pewne niepewności co do położenia i prędkości samolotu, ale przecież nawet i tu mamy zapisy rejestratorów (a te istnieją) z tymi danymi. Wszystko, co się zdarzyło, zdarzyło sie według równań Newtona, a te współczesne techniki numeryczne rozwiązują standardowo. Te i inne niepewności mogą być uwzględnione w wielokrotnych obliczeniach przy różnych warunkach początkowych, a ich skutki ocenione po takich obliczeniach. Gdyby takich rozbieżności w warunkach początkowych nie było, wtedy można byłoby ustalić, wręcz z perfekcyjną dokładnością, co się dalej stanie. Zobrazuję to na przykładzie: mamy stalową kulkę, puszczamy ją po stole z pewną prędkością. Zaczynamy mierzyć czas, gdy kulka jest w pewnym miejscu i ma wtedy pewien pęd. Równanie Newtona mówi nam, co będzie w każdej chwili potem. Z ogromną precyzją potrafimy obliczyć, że owa kulka uderzy w to, a nie w inne miejsce. Samolot nie jest kulką, ale wszystkie szczegóły jego ruchu też można obliczyć, znając stan początkowy (i jego budowę, także po utracie części skrzydła). Niepewność stanu początkowego przekłada się na pewien rozrzut wyników końcowych. Niemniej, jeśli niepewność stanu początkowego trzymamy w rozsądnych granicach, to równanie Newtona da nam wszystkie istotne scenariusze końca lotu.
Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, pracujący w komisji badającej przyczyny katastrofy, stwierdził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że nie wie, jaki był moment bezwładności tupolewa; komisja nie zbudowała nawet modelu symulacyjnego, bo wiedziała, co się stało. W wersji komisji samolot po zderzeniu z brzozą i utracie części skrzydła po prostu zaczął się obracać i do czasu upadku wykonał tzw. półbeczkę.
- Aby wiedzieć, z jakim przyspieszeniem kątowym samolot się obracał, a więc czy półbeczka była możliwa, musimy znać jeden z jego momentów bezwładności. To na pewno jest w dokumentacji samolotu. A nawet jeśli nie, to ocena nie powinna zająć wiele czasu, bo sprawa sprowadza się do tego, jak w bryle samolotu rozmieszczona jest jego masa. Po to m.in. robi się symulacje, by takie hipotezy, jak hipoteza komisji, weryfikować.
Profesor Wiesław Binienda z USA twierdzi, że polscy eksperci z komisji Millera opierają się wyłącznie na wierze, intuicji i demagogii.
- Nie wiem, ale jeśli są ekspertami, którzy rzetelnie wykonali swoje zadanie, to nie będą mieli trudności z obroną swoich tez. Pokażą swoje rozumowanie, obliczenia i wszystkich przekonają. Czarno to jednak widzę, bo nie przyjęli oferty prof. Biniendy, aby zaprezentować swoje ustalenia na konferencji międzynarodowej. Myślę - i tak myśli wielu - że tylko forum międzynarodowych ekspertów, uznanych autorytetów, może wyjaśnić przebieg katastrofy smoleńskiej.
Eksperci rządowi nie znali możliwości współczesnej techniki cyfrowej?
- Jeśli uznali, że moment bezwładności nie jest im do niczego potrzebny, to znaczy, że o obliczeniach nawet nie myśleli, tak zresztą powiedzieli. Teraz jednak można by to było naprawić. Dziwię się, że z kwestii badania katastrofy smoleńskiej robi się jakąś tajemnicę. Ta sprawa powinna być otwarta na wszelkie dostępne analizy naukowe.
Dlaczego dopiero teraz zdecydowali się Państwo wystąpić z taką inicjatywą?
- Ma to związek z organizowaną przez prof. Piotra Witakowskiego z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej konferencją poświęconą tematyce smoleńskiej. Postanowiliśmy po prostu dołączyć do grupy tych uczonych, którzy mogliby wesprzeć starania pana profesora Witakowskiego. Przecież wszyscy Polacy powinni być zainteresowani tym, aby to raz na zawsze rozwiązać. Miną emocje, miną partie polityczne, nikt o nich już nie będzie pamiętał za ileś tam lat, ale musi być w końcu wiadomo, co się wydarzyło.
Sądzi Pan jako naukowiec, że wyjaśnienie przyczyn katastrofy po dwóch latach jest możliwe?
- Tak. Wierzę w możliwości współczesnej nauki.
Dziękuję za rozmowę.
Prof. dr hab. Lucjan Piela jest pracownikiem Zakładu Chemii Teoretycznej i Krystalografii na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor wielu znanych i cenionych publikacji naukowych. Wśród nich na uwagę zasługuje bestseller "Idee chemii kwantowej" (2003) - wydanie anglojęzyczne zostało docenione również przez czytelników na całym świecie. Według statystyk prowadzonych przez najpopularniejszą księgarnię internetową na świecie, książka autorstwa prof. Pieli kilkakrotnie znalazła się w Japonii, Kanadzie i Niemczech na pierwszym, a w Stanach Zjednoczonych na trzecim miejscu wśród opracowań dotyczących chemii kwantowej. W Polsce podręcznik otrzymał nagrodę główną w Konkursie na najlepszą książkę akademicką.
Nasz Dziennik Środa, 28 marca 2012, Nr 74 (4309)
Autor: au