Pozorne spory o centrum
Treść
Niemcy, którzy zostali wysiedleni po II wojnie światowej jako jej sprawcy z Czech i ziem przyznanych Polsce, są coraz bliżej uzyskania statusu ofiar wojny, co otworzy im drogę do tryumfalnego powrotu na zasiedlane przez nich do 1945 r. tereny.
Miarą ich sukcesu jest przebieg sporu wokół idei budowy tzw. Centrum Przeciwko Wypędzeniom. Nikt w Niemczech nie kwestionuje sensu jego budowy, nikt też nie określa wysiedleń Niemców inaczej niż jako bezprawie. Spór trwa jedynie o miejsce lokalizacji centrum.
Przewodnicząca tzw. Związku Wypędzonych (BdV) Erika Steinbach ostro zaatakowała kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera za prezentowany przez niego powściągliwy stosunek do pomysłu budowy Centrum Przeciwko Wypędzeniom w Berlinie.
Schroeder wypowiedział się w środę przeciw utworzeniu centrum. Jego zdaniem, zlokalizowanie go w Berlinie stworzy niebezpieczeństwo, że "bezprawie, które spotkało Niemców, zostanie zbyt jednostronnie wysunięte na pierwszy plan debaty o wypędzeniach, a przy tym historyczne przyczyny wypędzeń zostaną zbytnio zepchnięte w cień". - Nikt nie może zaprzeczyć, że wypędzenia były związane z niemieckim faszyzmem, ponieważ w przeciwnym razie uprawiałby majstrowanie przy historii - powiedział kanclerz.
Na łamach wczorajszego wydania gazety "Welt am Sonntag" Steinbach stwierdziła, iż takimi wypowiedziami kanclerz pragnie przypodobać się Czechom i Polsce, dokąd wkrótce zamierza udać się z wizytą. Jej zdaniem, właśnie ci sąsiedzi powinni uznać, iż wypędzenia Niemców były faktem, a poza tym powinni powstrzymać swoje reakcje na ten temat wtedy, gdy Niemcy pragną czcić swoje ofiary.
W sobotę na łamach "Die Welt" premier Czech Wladimir Szpidla zdecydowanie sprzeciwił się powstaniu berlińskiego centrum w postaci proponowanej przez Steinbach. - Gdyby nie było wojny rozpoczętej przez Niemcy, to inaczej by wyglądała historia i nie byłoby również przesiedleń - stwierdził Szpidla. Dodał, że Berlin nie jest dobrym miejscem dla umiejscowienia tego projektu. Szef czeskiego rządu przyznał jednak, że Niemcy, którzy byli sprawcami wysiedleń, byli również ich ofiarami. Premier Czech w kwestii ewentualnych odszkodowań dla mniejszości niemieckiej pokrzywdzonej w Czechosłowacji odparł, że sprawa jest ciągle otwarta.
Plan stworzenia Centrum Przeciwko Wypędzeniom forsuje tzw. Związek Wypędzonych (BdV). Oprócz przewodniczącej związku, Eriki Steinbach, plan lokalizacji Centrum w Berlinie popiera m.in. polityk rządzącej SPD Peter Glotz. Kilka dni temu zażądał on rozpoczęcia natychmiastowych rozmów pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami utworzenia i umiejscowienia Centrum Przeciwko Wypędzeniom. Jednocześnie polityk SPD nazwał zupełnie nieuzasadnionymi zarzuty, iż budowa centrum w Berlinie w koncepcji, jaką proponuje Steinbach, mogłaby w jakikolwiek sposób negatywnie wpłynąć na stosunki międzynarodowe.
Także Glotz skrytykował środową wypowiedź kanclerza Gerharda Schroedera na temat budowy centrum w stolicy. - Stwierdzenia kanclerza na temat koncepcji Związku Wypędzonych to dla mnie nic nowego. Schroeder już trzy lata temu sprzeciwiał się powstaniu centrum w Berlinie, a nawet był przeciwny całemu projektowi - czytamy wypowiedź Glotza w piątkowym wydaniu dziennika "Die Welt".
Peter Glotz ponownie zapewnia, że inicjatywa Steinbach, którą również on popiera, nie wpłynie na relatywizację zbrodni nazistów ani na nadmierne uwypuklanie znaczenia wysiedleń tylko ludności niemieckiej.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Karygodne i ohydne
Niepokojące jest, że celem sporu wokół idei budowy Centrum Przeciwko Wypędzeniom nie jest rozstrzygnięcie, czy jego budowa ma w ogóle sens, lecz decyzja, gdzie ono ma powstać. Co gorsza, uwłaczającego Polakom pomysłu, którego głównym celem jest przedstawienie nas jako oprawców, zaś Niemców jako ofiar, nie kwestionują rządzący Polską politycy ani środowiska ich popierające.
Wydają się oni nie widzieć, że realizacja tego pomysłu nie tylko rażąco wypacza prawdę historyczną, co po części zauważył nawet kanclerz Schroeder, ale rodzi na przyszłość poważne konsekwencje natury politycznej i społecznej. Nie widzą, że przyznanie niemieckim wysiedleńcom - wśród których Hitler cieszył się przed wojną olbrzymim poparciem - statusu ofiar II wojny światowej jest dla Niemców ważnym etapem na drodze do odwrócenia skutków rozpętanej przez nich wojny.
W tej sytuacji karygodne jest, że przedstawiciele pseudointelektualnych środowisk powiązanych z rządzącymi Polską ugrupowaniami jako jedną z możliwych lokalizacji wymieniają Wrocław. Forsując ten pomysł, wrzucają oni do jednego worka zarówno niemieckich wysiedleńców, jak i będących ich ofiarami Polaków z Kresów, stawiając obie te migracje niejako na jednej płaszczyźnie moralnej. Jest to nie tylko karygodne, ale po prostu ohydne.
KWM
Nasz Dziennik 18-08-2003
Autor: DW