Pożar w klinice: Co zrobić z resztą embrionów?
Treść
Jeden z argumentów często przytaczanych w celu usprawiedliwienia niszczenia embrionów ludzkich jest następujący: Wyobraźmy sobie, że wybucha pożar w klinice zapłodnienia pozaustrojowego. Jesteś tam jedyną dorosłą osobą, obok noworodka oraz pojemnika wypełnionego ciekłym azotem z pięcioma tysiącami zamrożonych embrionów. Możesz ocalić tylko jedno z nich, zanim pochłonie je pożar - kogo wybierzesz?
Historyjka wyjaśnia dalej, że tylko nawiedzony ekstremista o skrajnie radykalnych poglądach ocaliłby pojemnik z embrionami zamiast noworodka. Ma to wyrażać pogląd, który zwolennicy badań nad embrionalnymi komórkami macierzystymi głosili od samego początku, a mianowicie, że każdy potrafi moralnie rozróżnić embriony od dzieci oraz że zabijania embrionów nie można zestawiać na równym poziomie moralności z zabijaniem dzieci. W konkluzji twierdzą oni, że niszczenie embrionów nie stanowi żadnego moralnego problemu, jeśli zabija się je w trakcie prowadzenia badań, które mogą okazać się korzystne dla innych.
Oczywiste jest jednak, że powyższy argument nie stanowi usprawiedliwienia dla kwestii, które stara się poruszyć.
Zobaczymy to wyraźnie, gdy nieco zmodyfikujemy przytoczoną historyjkę. Wyobraźmy sobie trzy śliczne dziewczynki, zaraz po ich narodzeniu, śpiące razem na tym samym łóżeczku w szpitalu. Ich ojciec jest w poczekalni na końcu korytarza. Na łóżku obok mamy matkę dziewczynek, nieprzytomną i dochodzącą do siebie po porodzie. Ojciec jest jedyną osobą na oddziale, kiedy wybucha tam pożar. Biegnie korytarzem, żeby ocalić swoją rodzinę, ale ma czas tylko na wywiezienie jednego łóżka z oddziału, zanim pożar zajmie całą salę i uniemożliwi ocalenie innych osób. Jeśli wybierze ocalenie żony, a nie trzech córeczek, czy oznacza to, że istnieje różnica moralna pomiędzy córkami i żoną? Czy może to sugerować, że bylibyśmy skłonni przyjąć, iż na córkach przeprowadza się eksperyment, czy też poświęca się je w imię nauki? Z pewnością nie - postępowanie ojca nie nasunęłoby nam tego typu wniosku.
Fakt, że wybrał ocalenie żony, nie oznaczałby w naszych oczach, że na córkach zależało mu mniej lub że uważał, iż dziewczynki są "mniej ludźmi" niż żona. Raczej wskazywałoby to na to, że ze względu na dłuższy czas spędzony z żoną był on z nią bardziej związany emocjonalnie, znał brzmienie jej głosu i na podstawowym poziomie emocjonalnym jego działanie było odpowiedzią na łączącą ich zażyłość. Nie wskazuje to zaś na to, jaką rzeczywistą wartość mają córki, nawet w oczach ich własnego ojca. To samo dotyczy naszego wcześniejszego przykładu z embrionami: ocalenie niemowlęcia nie mówi nic na temat rzeczywistej wartości i godności embrionów, ponieważ ratujący mógł instynktownie w pierwszym rzędzie pójść w stronę tego, co bardziej znajome,
tj. noworodka.
Jako ksiądz i bioetyk często spotykam się z zagadnieniem, co rodzice mają zrobić z "nadliczbowymi" embrionami, pozostałymi po zabiegu zapłodnienia in vitro. Cierpienie i poczucie winy rodziców z powodu tego, że nie wiedzą, jak uwolnić swoje własne potomstwo zamknięte w sierocińcach-lodówkach, jest w naszych rozmowach niemal namacalne. Na podstawie osobistych kontaktów z takimi rodzicami jestem przekonany, że niektórzy z nich, w obliczu pożaru, wybraliby właśnie swoje embriony, a nie cudze niemowlę. Pokrewieństwo rodzinne jest bardzo silne i kilku panów, z którymi rozmawiałem, przyznało, że w sytuacji wyboru między trzema córkami a żoną zostaliby w klinice, próbując ratować całą rodzinę, nawet gdyby to oznaczało, że wszyscy mieliby zginąć w płomieniach.
Tego typu hipotetyczne przedstawienie podejmowania decyzji instynktownie w momencie zagrożenia pożarowego zastępuje poważne zastanowienie się nad kwestią naszego moralnego obowiązku względem embrionów ludzkich. Zamiast tego każe nam się dokonać wyboru w skrajnie sztucznej i nieprawdopodobnej sytuacji, która nie powinna stanowić podstawy określania czy dedukowania zasad moralnych. W momencie przerażenia i trudności decyzje podejmuje się w ułamku sekundy, a nie po spokojnym przemyśleniu w relacji do zasad moralnych.
Proces podejmowania tej okropnej decyzji może zawierać instynktowne wyobrażenie o tym, jak niemowlę rozwija się, by stać się dorosłym członkiem społeczeństwa. Stąd ocalenie noworodka wiąże się z pewnym przewidywalnym rezultatem w przyszłości, natomiast ratowanie embrionów nie nasuwa tego typu praktycznej pewności co do ich przyszłości czy ostatecznego przeznaczenia. Niektóre embriony z pojemnika mogą zostać wszczepione w ścianę macicy ich matki, a następnie umrzeć lub odpaść w procesie "selektywnej redukcji". Inne mogą zostać uśmiercone, bo personel kliniki uzna je za "niezdolne do przetrwania"; jeszcze inne mogą być przekazane na cele badań, w czasie których zostaną zniszczone; wiele z nich może pozostawać w lodówce na czas bliżej nieokreślony.
Ucieczka z noworodkiem przed pożarem nie jest żadnym miernikiem moich przekonań co do moralnej wartości ludzkich embrionów zamkniętych w lodówce. Obrazuje jedynie szybką ocenę pewnych przewidywalnych rezultatów, dokonywaną w sytuacji kryzysowej lub w warunkach przepełnionej izby przyjęć.
Ta historyjka przypomina nam o tym, że podejmowanie skomplikowanych decyzji moralnych pod przymusem nie jest łatwe i zależy od wielu czynników: okoliczności szczególnych dla danej sytuacji, powiązań rodzinnych, postrzegania ewentualnych rezultatów oraz innych szczegółów natury emocjonalnej zachodzących w danym przypadku. Wskazuje ona również na to, że proces wypracowania właściwych ocen etycznych nie opiera się na wymyślaniu rozpaczliwych i nierealistycznych scenariuszy po to, by uzasadnić pewne wnioski. Przypadek pożaru w klinice ilustruje fakt, że nieobcowanie z embrionami na co dzień może u nas powodować inne reakcje niż w stosunku do całkowicie wykształconego noworodka. Może on także pełnić rolę przestrogi, że tak naprawdę embriony nie powinny zapełniać lodówek, ale być chronione w łonie matki.
Ten klasyczny przykład pożaru w klinice, przytaczany jedynie na potrzeby argumentacji, wcale nie przesądza poważnego zagadnienia bezcennej wartości każdego człowieka w embrionalnej fazie rozwoju, oddalając nas od niego w stronę czysto emocjonalnej reakcji w stosunku do tego, co jest nam bardziej znane, w momencie sytuacji podbramkowej. W dzisiejszym świecie klinice nie grozi pożar, nie musimy dokonywać salomonowego wyboru pomiędzy ratowaniem embrionów ludzkich a ratowaniem ludzi trochę starszych. Powinniśmy dołożyć starań, aby zbudować społeczeństwo, które otacza opieką oraz chroni i jednych, i drugich.
ks. dr Tadeusz Pacholczyk
Ksiądz doktor Tadeusz Pacholczyk otrzymał doktorat w dziedzinie neurologii na Yale University i kontynuował pracę naukową na Harvardzie. Jest kapłanem diecezji w Fall River (Massachusetts) oraz dyrektorem do spraw nauczania i oświaty w Narodowym Katolickim Ośrodku Bioetycznym (National Catholic Bioethics Center) w Filadelfii. Zob.: www.ncbcenter.org.
"Nasz Dziennik" 2009-04-10
Autor: wa