Powrót lewackiego terroryzmu
Treść
Przedstawiciele niemieckiej chadecji wskazują, że obecne zamachy w Niemczech w związku z planowanym szczytem G-8, do których przyznają się lewackie bojówki, do złudzenia przypominają sytuacje z początku lat siedemdziesiątych, kiedy powstawały terrorystyczne oddziały Frakcji Czerwonej Armii (RAF).
W nadmorskiej miejscowości Heiligendamm za dwa tygodnie odbędzie się szczyt siedmiu najbogatszych państw świata i Rosji. Antyglobaliści i członkowie wielu organizacji antywojennych już od dawna szykują się do wielkich demonstracji przeciwko uczestnikom szczytu. Christoph Kleine, jeden z przywódców lewackiego ugrupowania o nazwie "Blok G-8", od dawna nie ukrywa, że jego organizacja już od wielu miesięcy bardzo solidnie przygotowuje się do starć z policją i nie ograniczy się jedynie do demonstracji. Pierwsze poważne manifestacje uliczne w Niemczech rozpoczną się już w poniedziałek w związku z odbywającym się w Hamburgu szczytem ASEM (spotkanie szefów dyplomacji państw Unii Europejskiej z ich odpowiednikami z państw azjatyckich). - Szacujemy, że w poniedziałek do Hamburga przyjedzie kilka tysięcy antyglobalistów. Będzie to wstęp do dalszych demonstracji organizowanych przeciwko globalizacji i kapitalistom i to już przy udziale dużo większej rzeszy ludzi - stwierdziła w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Lotta Kemper, rzecznik biura Pressegruppe Camplnski, które koordynuje demonstracje. W ostatnich dniach doszło w Hamburgu do kilku bardzo groźnych zamachów terrorystycznych na ludzi związanych z biznesem lub polityką. Policja hamburska otrzymała listy potwierdzające, że za atakami stały skrajne lewackie organizacje. Podsłuchy, pobieranie zapachów od liderów lewackich bojówek, aby później łatwiej znaleźć ich w tłumie, sprawdzanie listów do hamburskich polityków i biznesmenów czy też wybudowanie muru z drutem kolczastym wokół Heiligendamm - to tylko niektóre z prewencyjnych działań policji przed szczytem G-8. Podczas wielu przeszukań miejsc spotkań lewackich grup bojowych zabezpieczono oprócz materiałów propagandowych także kije bejsbolowe, koktajle Mołotowa, petardy.
Ciche poparcie lewicy
Politycy lewicy, szczególnie ci z postkomunistycznej PDS (Partia Demokratycznego Socjalizmu), ale także z SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec) nie widzą bezpośredniego zagrożenia dla demokracji w poczynaniach lewackich bojówek. Członkowie PDS cynicznie zarzucili nawet niemieckiej policji stosowanie nielegalnych metod przy prowadzeniu akcji prewencyjnych przeciwko lewakom.
- Zarówno dzisiaj, jak i trzydzieści kilka lat temu niemiecka lewica odcina się od zamachów, ale w rzeczywistości wśród jej działaczy widać sympatię do takich działań - stwierdza Philips Missfelder (CDU).
Już od dłuższego czasu w Niemczech coraz łagodniej traktuje się lewackie bojówki, a nawet lewicowych terrorystów. Dowodem na to są zwolnienia i dalsze próby zwolnień z więzień skazanych na dożywocie za zabójstwa byłych członków Frakcji Czerwonej Armii (RAF). Do tej pory od roku 1988 ułaskawiono aż ośmiu lewackich terrorystów z RAF. Zdecydowanie przeciwko prawu łaski dla lewackich terrorystów opowiedziała się cała partia CSU (Unia Chrześcijańsko-Społeczna), a także większość członków CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna). Ostry sprzeciw chadeków spowodował, że prezydent Horst Koehler wstrzymał się z decyzją o wydaniu zgody na ułaskawienie Christiana Klara i ewentualnie innych członków RAF.
Frakcja Czerwonej Armii dokonała w latach 1968-1973 w RFN serii zabójstw politycznych, porwań i zamachów bombowych. RAF była ściśle powiązana z terrorystycznymi lewackimi ugrupowaniami w Europie. Jej członkowie wywodzili się ze skrajnie lewicowych ruchów młodego pokolenia, które działały pod hasłem protestu przeciwko "imperialistycznemu i kapitalistycznemu" państwu.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2007-05-26
Autor: wa
Tagi: niemcy