Powrót do Ojca #2
Treść
Nasze nawrócenie też będzie o tyle głębsze, bardziej przenikające do głębi serca, im bardziej będzie polegać na tym, że uświadomimy sobie naszą tęsknotę za Panem Bogiem, gdy przypomnimy sobie to, co On już w naszym życiu zdziałał.
Mi 7, 14–15.18–20
Łk 15, 1–3.11–32
Moi drodzy, mówiliśmy trochę o nawróceniu — o tym, że nawrócenie może przebiegać na różne sposoby. Nie zawsze dokonuje się to w nagły, spektakularny sposób; nie zawsze jest to gwałtowny zwrot, któremu będzie towarzyszył wielki żar w sercu. Nawrócenie niekoniecznie też oznacza, że odtąd wszystko zacznie układać się pomyślnie. Być może nawrócenie dla wielu z nas ma być wytrwałą pracą, podporządkowywaniem kolejnych obszarów naszego życia Panu Bogu, raczej rozciągniętym w czasie niż nagłym. Jeżeli chcemy zacząć ten proces w tym Wielkim Poście, spróbujmy najpierw stanąć twarzą w twarz z Jezusem i zadać sobie pytanie: co jest między nami? Jakich łask mi udzieliłeś? W jaki sposób doprowadziłeś mnie do tego miejsca w życiu, w którym jestem? Co dobrego Ci zawdzięczam? Przez co mnie przeprowadziłeś? Zobaczmy, co jest w tej relacji między mną a Panem Bogiem. Ile jest darów, ile dobra, jak głęboka jest wartość tego, co jest między nami.
Kiedy pokłócimy się z kimś bliskim, gdy wszystkie emocje już opadną, co pomaga nam pojednać się z tą bliską osobą? Bardzo często to jest właśnie to, co nas łączy, nasza wspólna historia, wszystkie te dobre chwile, które były i ta wartość przyjaźni, które wtedy nagle zaczyna się ujawniać; po prostu brakuje nam tej relacji. Nasze nawrócenie też będzie o tyle głębsze, bardziej przenikające do głębi serca, im bardziej będzie polegać na tym, że uświadomimy sobie naszą tęsknotę za Panem Bogiem, gdy przypomnimy sobie to, co On już w naszym życiu zdziałał.
Wielu komentatorów, którzy zabierają się za ten fragment Ewangelii według św. Łukasza, zwraca na samym początku uwagę, że młodszy syn, który przychodzi do ojca, wygłasza tak naprawdę bardzo ostry, brutalny komunikat, ponieważ ta część majątku, która mu się należy, powinna mu przypaść po śmierci ojca. W związku z tym, kiedy on mówi ojcu za życia „Oddaj mi moją część majątku!”, brzmi to tak, jakby chciał powiedzieć: „Chciałbym, byś już umarł i by to, co do ciebie należy, należało już do mnie”. Oczywiście młodszy syn nie mówi tego, dlatego, że nie kocha swojego ojca, czy że go nienawidzi; nie chodzi o to, że chce, by ojciec umarł, bo uważa go za kogoś niegodziwego — za kogoś, z kim nie chce mieć nic wspólnego. Chce mieć po prostu ten majątek, który jest obecnie w posiadaniu jego ojca, a wie, że normalnie to staje się jego udziałem po śmierci. Ta relacja, które jest pomiędzy ojcem a młodszym synem, zostaje w tych słowach brutalnie oszacowana. Młodszy syn mówi swojemu ojcu: To, co jest między nami nie jest dla mnie tak ważne, jak te pieniądze, które mogę od ciebie otrzymać. On przychodzi i stawia te rzeczy na szalach wagi. I pieniądze są dla niego cięższe, są ważniejsze. To jest odwrotny kierunek niż ten, o którym mówiliśmy przed chwilą. To nie jest moment, w którym uświadamiamy sobie, jak cenna jest relacja między nami, a naszym Ojcem, ale to jest moment, w którym zaczynamy stawiać inne rzeczy ponad tę relację.
Młodszy syn zabiera pieniądze i odchodzi. To, co robi ten syn, ten syn marnotrawny — jak go nazywamy — ma takie trzy etapy; są trzy elementy w strukturze jego grzechu. Po pierwsze jest to ogromne marnotrawstwo — dlatego właśnie nazywamy go synem marnotrawnym. To jest marnotrawstwo ogromnego potencjału. Ten młodszy syn otrzymuje do użytku ogromne środki, wielkie możliwości, których mógłby użyć w dobry sposób. Otrzymuje to wszystko trochę niegodziwie, ponieważ przed czasem. Tym gorzej, że to wszystko ulega zmarnowaniu, roztrwonieniu: wielkie dobro, coś, co mogłoby przynieść jeszcze lepsze owoce, obraca się w nicość. Wszystko dlatego, że młodszy syn szukał doczesnych przyjemności, ulotnych korzyści. To była jego motywacja.
Po drugie zatem, wszystkie jego działania nie przynoszą dobrych owoców, ale spektakularnie złe skutki. Nie jest tak, że on zarządza tymi środkami w rozsądny, przemyślany sposób, ale raczej jego działania przynoszą wiele smutku, wiele rozpaczy. Dla syna marnotrawnego dochodzi jeszcze jeden skutek: dotkliwe odarcie go z godności. Ten, który był wcześniej w domu swojego ojca na zaszczytnym miejscu, nagle tarza się wśród świń, próbując zjeść część ze strąków, które one otrzymują.
Po trzecie, wśród tych złych skutków czynów syna marnotrawnego jest zniszczenie relacji. Grzech, który on popełnia, niszczy relację przede wszystkim między nim a ojcem, ale także — jak zobaczymy później — między nim a starszym synem. Ten grzech, który wydaje się, że jest tylko między jedną a drugą osobą, już rozlewa się na kolejne osoby.
Jeżeli szukamy jakiegoś miejsca w Piśmie Świętym, które miałoby nam wytłumaczyć, czym jest grzech tak w ogólności, jaka jest natura grzechu, to jest bardzo dobre miejsce, by sobie to przypomnieć. Bo nie tylko czyn syna marnotrawnego ma te wszystkie trzy elementy, ale każdy grzech, który popełniamy, ma właśnie te składniki. Otrzymujemy od Boga różne talenty i różne możliwości, a grzech polega na tym, że wykorzystujemy je w zły sposób. Bo to, co sobie zaplanujemy dla uzyskania konkretnych korzyści, toczy się zupełnie inaczej, niż myśleliśmy. Każdy nasz grzech niszczy też relacje: między ludźmi, ale także między nami a Panem Bogiem. Jeżeli więc to, co robi syn marnotrawny, stanowi istotę grzechu, w takim razie jego powrót do ojca powinien nam wyjaśnić, jaka jest istota nawrócenia.
Ale jak właściwie przebiega nawrócenie tego młodszego syna? Uczciwie czytając ten tekst Ewangelii, trzeba powiedzieć, że jego pierwszą motywacją, która go kieruje z powrotem do domu ojca, jest głód. To nie jest tak, że on prowadzi jakieś wzniosłe rozważania o tym, jak bardzo obraził ojca. On chce to powiedzieć — on chce przyjść do ojca i powiedzieć: „Zgrzeszyłem względem ciebie i wobec Nieba”. Ale czy rzeczywiście to ma na myśli? Czytamy w Ewangelii, że pierwsza jego motywacja to fakt, że jest głodny. Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę (Łk, 15,17). „Pójdę więc do niego, powiem, co trzeba i nie będę głodny” — to jest jego motywacja.
Moglibyśmy powiedzieć — no, to nie za dobrze, bo taka motywacja nie jest szlachetna. I pewnie mielibyśmy rację. Ale kiedyś w naszej wspólnocie ojciec opat, komentując nam Rozmowy św. Jana Kasjana, przytoczył jedną z tych rozmów, która mówi o stopniach nawrócenia. Najszlachetniejszy rodzaj nawrócenia, który przysługiwał tylko wybranym, między innymi św. Antoniemu Wielkiemu, to było takie, gdy człowiek słyszy wezwanie Boga i od razu rzuca wszystko, i za tym wezwaniem idzie. Jak św. Antoni, który w kościele usłyszał: „Sprzedaj wszystko, co masz”, więc wyszedł z kościoła i od razu sprzedał wszystko, co miał; człowiek, który słyszy wezwanie Boga i natychmiast przechodzi do działania. Ten najszlachetniejszy, rzadki rodzaj nawrócenia.
Ale św. Jan Kasjan wymienia je po kolei i jest też trzeci rodzaj nawrócenia: ten mało szlachetny, najmniej szlachetny, który on nazywa nawróceniem ex necessitate — „z konieczności”. Chodzi o taką sytuację, kiedy jakiś mnich za młodu wyszedł na pustynię, został mnichem, porzucając swoje dawne życie (nierzadko materialnie trudniejsze!), w dorzeczu Nilu przyjął wszystkie te obyczaje, ale nie był przez te wszystkie lata spędzone na pustyni zbyt gorliwy. Ułożył się jakoś w tej swojej pustelni, zapewnił sobie zapasy chleba, wina, oliwy i jakoś tam sobie żyje, niespecjalnie poświęcając uwagę Panu Bogu; tak mu się życie ułożyło, że został mnichem. I nagle przychodzi pięćdziesiąty, sześćdziesiąty rok życia, a mnich zaczyna się nad sobą zastanawiać. Myśli, że w tym wieku to już nie wróci do tak zwanego świata, bo czym się zajmie, jaką pracę będzie wykonywał? Więc skoro już jest tym mnichem i skoro już znalazł się na tej pustyni, i piąty krzyżyk na karku, to może weźmie i się nawróci. Konieczność życiowa w pewnym momencie skłania go do tego, żeby zmienił to swoje życie. Jan Kasjan mówi: każda z tych dróg jest dobra, bo każda prowadzi prosto w ramiona miłosiernego Boga. Każdą z tych osób Bóg przyjmie, ponieważ na jakimś etapie to nawrócenie przeradza się w miłość.
Być może rzeczywiście tak jest, że młodszy syn tego miłosiernego ojca z przypowieści z Ewangelii nie ma zbyt szlachetnych motywacji. Idzie do domu po to, by móc znowu jeść. Zwróćmy uwagę na to, co on mówi, jak on sobie to zaplanował. Nie zaplanował sobie tego, że będzie przywrócony do godności syna. Zaplanował sobie, że będzie jak najemnik. Pomyślmy teraz, czy przypadkiem podobnie nie jest z nami w naszej relacji z Panem Bogiem. Jak bardzo to jest wygodne — nie musieć być jak syn. Bo jeżeli nie jesteśmy jak syn, to nie musimy odpowiadać Bogu miłością za miłość. Jeżeli jesteśmy jak najemnik, to wymieniamy coś za coś. Pójdę do spowiedzi, ale Ty Boże dasz mi czyste sumienie, spokój duszy — coś za coś. Nie pójdę tam z miłości do Ciebie, dlatego, że Cię obraziłem, czy dlatego że nasza relacja jest zniszczona. Pójdę tam, by móc odzyskać samozadowolenie. Czy często nie jest z nami właśnie tak? Wygodnie nam jest pozostać na tym poziomie najemnika, a nie przejść na poziom syna, gdzie z jednej strony zobowiązania są dużo większe, ale z drugiej strony — doświadcza się o wiele większej miłości.
Kiedy tak naprawdę następuje nawrócenie tego młodszego syna? Czy w tym momencie, kiedy on to wszystko sobie planuje? Czy dopiero w tym momencie, gdy przychodzi i widzi, że jego ojciec wybiega mu naprzeciw, że obejmuje go czule, że nie pozwala mu dokończyć tych wszystkich jego wymówek, że woła swoje sługi, by dano mu najlepsze szaty i pierścień na rękę? Czy nie przypadkiem wtedy, kiedy to, jak zaplanował sobie swoje nawrócenie, rozsypuje się w proch? W chwili, gdy widzi, że po drugiej stronie przez cały ten czas była ogromna miłość, ogromne oczekiwanie i niestrudzona chęć, żeby przebaczać? Do tego powinno prowadzić nasze nawrócenie: że dojdziemy do takiego punktu, w którym zobaczymy samych siebie Bożymi oczami. Nie po to, żeby unosić się pychą czy dumą, że jesteśmy tacy ważni, ale po to, by zrozumieć, jak ogromna, jak szeroka jest miłość Boża. On chce dać każdemu z nas najlepszą szatę i pierścień na rękę. On się nie zadowoli tym — chociaż to może wydaje się sprawiedliwe — że będziemy najemnikami do końca życia. Tego chciał ten młodszy syn — on nie chciał być synem, chciał wrócić jako najemnik do tego domu. A Bóg się nie zgadza, robi ogromny krok do przodu. Wyprzedza wszystkie nasze oczekiwania. Taka jest istota nawrócenia — pozwolić Bogu, by On przerósł nasze oczekiwania.
To, jak dalece ta pierwotna logika młodszego syna jest błędna, ujawnia się też w tym, w jaki sposób myśli starszy syn. Młodszy syn dzięki przebaczeniu ojca nagle zaczyna widzieć siebie jego oczami. A jak widzi siebie starszy syn? Widzi siebie jako człowieka sprawiedliwego. Jako tego, który oddaje swojemu ojcu to, co mu się należy i jako tego, który oczekuje, że otrzyma coś w zamian. I kiedy widzi, że młodszy syn otrzymuje wszystko „ot tak”, czuje, że umowa między nim a ojcem nie zadziałała. Przecież nie tak się umawialiśmy — pewnie tak sobie myślał. Ja coś ci dałem i w takim razie oczekiwałem czegoś od ciebie. A ojciec — Bóg, którego w nim widzimy — bardzo chce przekroczyć tę logikę, która tak często jest między nami a Nim: niech nie będzie żadnego handlu wymiennego między nami. Zaakceptuj, że to, co moje, jest twoje — tak, jak ojciec mówi starszemu synowi. A nie chciej mieć rzeczy, które będą należeć tylko do ciebie. Niech to nawrócenie dotknie i ciebie. Niech doprowadzi do tego, że przestaniesz patrzeć na świat: to są moje rzeczy, a ten człowiek to jest twój syn — to nie jest mój brat, to jest twój syn. Ojciec chce to wszystko przełamać i mówi mu: To nie jest mój syn, to jest twój brat. To, co ty masz nie jest tylko twoje. To, co jest moje, jest twoje i na odwrót. Bóg pragnie wspólnoty, a nie dzielenia udziałów w łupie.
Może to jest okazja, żeby wrócić do takiej starej, katechizmowej nauki o tzw. żalu doskonałym, czyli o żalu, który — jeżeli go wzbudzimy zwłaszcza w zagrożeniu śmierci, gdy nie możemy mieć dostępu do sakramentu pokuty — gładzi wszystkie grzechy. Żal, który wynika nie z tego, że jesteśmy świadomi, iż złamaliśmy to czy tamto przykazanie Boże, ale który wynika z tego, że wiemy, iż nasza relacja z Bogiem została naruszona, zniszczona; że nie możemy znieść tego, jak dotkliwie miłość Boża została zraniona naszym grzechem. To żal, który przywraca nas z poziomu najemnika na poziom relacji dziecka do swojego Ojca. „Już was nie nazywam sługami, teraz was nazywam przyjaciółmi” — do tego ma nas prowadzić nasze nawrócenie.
Mówiliśmy o benedyktyńskim ślubie stałości, a dzisiaj ta historia syna marnotrawnego w taki oczywisty sposób kieruje nas do ślubu posłuszeństwa. Często mamy błędne wyobrażenie na temat zakonnego posłuszeństwa. Wyobrażamy sobie, że to jest taka wojskowa dyscyplina, że zakonne posłuszeństwo łamie wolę człowieka, niszczy indywidualność; że jest to rygorystyczne, militarne posłuszeństwo. A każdy, kto miał w ręku Regułę św. Benedykta, będzie wiedział, że takie wyobrażenie nie ma nic wspólnego z tym, jak ów święty posłuszeństwo postrzegał. Kiedy pisze w Regule, że oczywiście wszyscy mają być posłuszni opatowi, to oprócz tego podkreśla, iż młodsi mają być posłuszni starszym, a starsi młodszym — ma być wzajemne posłuszeństwo w klasztorze. Posłuszeństwo nie ma być z przymusu, takie zbolałe i cierpiętliwe, ale ma płynąć z głębi serca, ma być dobrowolne. Kiedy św. Benedykt daje rady na początek Wielkiego Postu, to chociaż pisze, co każdy powinien oddać, najważniejsze jest jednak to, że każdy ma to oddać dobrowolnie i w radości serca. Jeżeli nie umiesz tego oddać chętnie i z radością, lepiej tego nie w ogóle nie oddawaj. Takie jest posłuszeństwo, którego uczy św. Benedykt. To posłuszeństwo, które znów łamie pewną uprzednio zakładaną logikę. Tutaj nie ma coś za coś; nie ma suchej zależności służbowej. To ma być miłość, tak jak w relacji między ojcem a synem: jestem posłuszny z miłości, a nie tylko z obowiązku.
Żaden z synów tego rozumienia nie miał. Młodszy syn nauczył się tego przez własne, bolesne doświadczenie. Starszy syn nauczył się tego przez przykład swojego ojca. Powrót do Boga, powrót jako dziecko — to jest właśnie istota posłuszeństwa.
Konferencja wygłoszona podczas rekolekcji w klasztorze Sióstr Benedyktynek Sakramentek w Warszawie / 13-15 marca 2020 / Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.
Grzegorz Hawryłeczko OSB, ur. 1990 r., mnich tyniecki od 2012 r., święcenia kapłańskie przyjął w 2020 r., interesuje się sakramentologią oraz teologią ascetyczną i mistyczną. W klasztorze pełni funkcję ekonoma i rzecznika prasowego.
Żródło: cspb.pl,
Autor: mj