Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powinniśmy być traktowani jak partner

Treść

Z nowym ambasadorem Polski w Berlinie Markiem Prawdą rozmawia Waldemar Maszewski

Panie Ambasadorze, prezydent Putin kilka dni temu prowadził w Niemczech rozmowy. Przed poprzednim spotkaniem w Paryżu z kanclerz Angelą Merkel i prezydentem Jakiem Chirakiem szefowa niemieckiego rządu zasygnalizowała, że będzie brać pod uwagę stanowisko nowych krajów Unii Europejskiej, by uniknąć wrażenia, że Niemcy, Francja i Rosja dokonują uzgodnień ponad głowami mniejszych państw. Czy rzeczywiście władze Niemiec konsultują z polską dyplomacją swoją politykę wschodnią, która ma wpływ na sytuację Polski?
- Moim zdaniem, zamierzają konsultować. Wiem, że po spotkaniu pani Merkel z Chirakiem i Putinem wysłannik pani kanclerz przyjechał do Warszawy i otrzymaliśmy bardzo dokładną relację z rozmów w tym trójkącie. Jednocześnie usłyszeliśmy niemiecką opinię o roli Rosji w stosunkach z UE. Mieliśmy wrażenie, że Niemcy odnoszą się uważnie do tego, jakie problemy interesują polską stronę.
Mogę więc śmiało stwierdzić, że takie konsultacje polsko-niemieckie się odbywają. Widziałem się z doradcą Angeli Merkel, który przekazał mi informacje o spotkaniu pani kanclerz i prezydenta Francji, ponadto jesteśmy umówieni na stały monitoring w przyszłości. Oczywiście, muszę w tym miejscu mówić jedynie o swoich pierwszych doświadczeniach i raczej o wielu zapowiedziach i deklaracjach ze strony niemieckich polityków. Na poziomie deklaracji chęci współpracy są widoczne. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz, przy pewnym poziomie napięć i wzajemnych nieporozumień, strona niemiecka odstąpiła od zapowiedzi konsultowania z nami ważnych spraw. Życzyłbym sobie, aby w kolejnych miesiącach w tej nowej fazie stosunków polsko-niemieckich było jak najwięcej okazji do prawdziwego partnerskiego dialogu na tematy ważne dla regionu, ważne dla naszych wschodnich partnerów i dla Unii Europejskiej. Chciałbym, abyśmy w naszych rozmowach wychodzili poza wąskie problemy bilateralne. Poważną sprawą jest na przykład bezpieczeństwo energetyczne Europy.

Wierzy Pan w powstanie "energetycznej osi Berlin - Moskwa"?
- Polska nie chce i nie może być traktowana jako niepewny kraj tranzytowy. Nasz kraj należy do NATO, jesteśmy w strukturach Unii Europejskiej i powinniśmy być traktowani jak partner, na którym można polegać. Myślę, że zwłaszcza podczas niemieckiej prezydencji nadarza się szansa, abyśmy jeszcze mocniej zaprezentowali nasze oczekiwania. Mamy nadzieję, że Niemcy dotrzymają obietnicy i polityka energetyczna będzie jednym z priorytetów ich przewodnictwa w Unii. Berlin wie, że jesteśmy wyczuleni na bezpośrednie kontakty "wielkich", gdyż to się zwykle odbywa kosztem mniejszych, pomijanych partnerów, których racje są uwzględniane o tyle, o ile nie wchodzą w kolizję z interesami mocarstw. Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby Niemcy rozmawiali z Rosją nie samodzielnie, ale przy udziale innych członków UE.

Czy doszło już do spotkań polsko-niemieckich z Pana udziałem?
- Mieliśmy niedawno w Berlinie konferencję na temat europejskiej polityki sąsiedztwa. Była to ekspercka konferencja polsko-niemiecka z udziałem MSZ-ów, ekspertów zarówno rządowych, jak i pozarządowych. Przywiązujemy wagę do nowego podejścia Berlina do polityki wschodniej, i to szerzej - z uwzględnieniem bardziej odległych krajów leżących na południowy wschód od Polski. Mówię tu także o państwach, które nie mają jasnej perspektywy wejścia do Unii Europejskiej. Myślę, że tego typu pogłębione kontakty nabierają szczególnego znaczenia na obecnym etapie... powiedzmy osłabionego zaufania. Kolejne eksperckie spotkanie jest planowane za kilka tygodni, a jego tematy to przyszłość UE i problem traktatu konstytucyjnego. To jest druga kwestia, która powinna nas coraz bardziej zajmować, abyśmy dobrze wykorzystali przewodnictwo Niemiec, naszego sąsiada, w Unii. Musimy szukać tematów, które podniosą rangę naszych stosunków. O dobrych stosunkach mówimy nie tylko wtedy, gdy partnerzy się rozumieją, ale przede wszystkim wówczas, gdy stwarzają oni konkretną wartość dodaną - dla regionu, dla Europy.

Przykładem poprawnych stosunków jest obecnie Trójkąt Weimarski? Czy też - jak twierdzą inni - jego formuła już dawno się zużyła?
- Najbliższe spotkanie w ramach Trójkąta Weimarskiego odbędzie się na początku grudnia. Tworzą go trzy kraje, które mają dziś trzy różne podejścia do spraw europejskich, do przyszłości i kształtu Unii. Inny problem ma Francja, której społeczeństwo odrzuciło traktat konstytucyjny, inny problem mają Niemcy, którzy chcą ratować traktat, a jeszcze inny my, wyobrażający sobie inny dokument. Mamy tu do czynienia z odmiennymi stanowiskami wobec tych spraw; można rzec, że Trójkąt jest taką Europą w miniaturze, jeśli chodzi o problemy związane z konstytucją i przyszłością UE. Nasz udział w różnych konsultacjach unijnych powinien służyć wniesieniu konkretnego substancjalnego wkładu. Kłopot polega na tym, że Trójkąt Weimarski służył wcześniej innemu celowi, którym było wspieranie polskiej akcesji do Unii Europejskiej. Ta sprawa jest załatwiona, należy więc zapytać, o co teraz zabiegać, po co się spotykać. W przeszłości mieliśmy czasem wrażenie, że nasz wybór jest ograniczony: albo przyłączyć się do uzgodnionego stanowiska dwóch naszych partnerów, albo nie. Dzisiaj Polska może już i powinna w rozmowach z Paryżem i Berlinem bez kompleksów prezentować swoje stanowisko, a także inicjować wspólne projekty. Sytuacja się zmieniła, jesteśmy w UE, jesteśmy w NATO. Liczymy na bardziej otwartą postawę obu naszych partnerów.

Rozmawiał Pan na ten temat z przedstawicielami dyplomacji francuskiej?
- Jestem umówiony na 14 listopada br. z ambasadorem Francji w Berlinie na wspólną dyskusję publiczną z udziałem sekretarza stanu z niemieckiego MSZ. Wszyscy jesteśmy zainteresowani wymianą poglądów w nowej rzeczywistości, w której Polska definiuje swoją nową rolę na scenie międzynarodowej.

W niedawnej rozmowie z "Naszym Dziennikiem" mówił Pan, że ambasada polska będzie się kontaktować z przedstawicielami Polonii niemieckiej, aby ustalić listę priorytetowych spraw, które należałoby uregulować w najbliższym czasie. Czy konsultacje takie zostały już podjęte i czy przyniosły już jakieś konkrety?
- Bardzo bym pragnął, aby współpraca z tutejszą Polonią układała się jak najlepiej. Jestem dopiero na początku mojej drogi w ambasadzie, ale już umawiam się ze środowiskiem polonijnym. Na pierwszym spotkaniu rozmawialiśmy na tematy szeroko pojętej oświaty. W ubiegły czwartek [12.10.2006 r.] z burmistrzem stolicy Klausem Wowereitem poruszyłem wiele problemów berlińskiej Polonii. Dowiedziałem się, że jeszcze jako radny berlińskiej dzielnicy Tempelhof w 1988 roku był pierwszym urzędnikiem, który bezpłatnie udostępnił Polakom szkołę do nauki języka polskiego. Moim zdaniem, strona niemiecka nie powinna mieć żadnego problemu ze wspieraniem polskich szkół, gdyż powstawanie polskich placówek oświatowych wcale nie stoi w sprzeczności z postulatem integracji cudzoziemców. Przeciwnie - skutecznie ją wzmacnia.

Za problemy związane z oświatą odpowiadają poszczególne landy, a więc polskie władze w tej sprawie muszą rozmawiać z przedstawicielami wszystkich landów. Czy zamierza Pan, Panie Ambasadorze, robić to samodzielnie, czy też zaangażuje Pan do tego celu również poszczególnych konsulów?
- Oczywiście będę współpracował z konsulami. Wybieram się do landów, gdzie mamy polskie placówki konsularne, by zapoznać się na miejscu z tymi problemami. O efektach starań w zakresie popularyzacji nauczania języka polskiego w Niemczech chciałbym poinformować po konsultacjach ze środowiskiem polonijnym i ekspertami. Na pewno powinniśmy pracować nad podniesieniem statusu nauczania naszego języka w Niemczech. To ważne dla rangi naszych relacji w ogóle. Powtórzę raz jeszcze, że w tych sprawach musimy wykazać dużo zdecydowania i energii, a to ostatnie adresuję zarówno do siebie, jak i do wszystkich polskich konsulów i przedstawicieli dyplomacji.

Czy zamierza Pan zapraszać przedstawicieli działaczy polonijnych na oficjalne spotkania dyplomatyczne, które odbywają się w Niemczech, a także w Polsce? Tutejsza Polonia chce być podobnie poważnie traktowana, jak to ma miejsce w przypadku Niemców w Polsce. Gdy z oficjalną wizytą przybywał do Polski kanclerz Helmut Kohl lub Gerhard Schroeder, to podczas oficjalnych spotkań z polskimi dyplomatami zawsze towarzyszyli mu przedstawiciele niemieckiej mniejszości. Czy ten zwyczaj zawita także do Niemiec?
- Mogę obiecać, że tak. Chciałbym, aby podczas wielu spotkań w Niemczech mogli mi towarzyszyć przedstawiciele tutejszej Polonii. Mógłby to być czytelny sygnał dla partnerów, że przywiązujemy dużą wagę do spraw środowiska polonijnego. Gdy byłem ambasadorem w Szwecji, nauczyłem się cenić osobiste kontakty z Polonią. Zrealizowaliśmy wspólnie wiele projektów. Chciałbym niektóre z tych doświadczeń wykorzystać w Niemczech. Uważam np., że Polacy w Niemczech mogliby odegrać ogromną rolę w przygotowywaniu programów promocji Polski za granicą.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2006-10-20

Autor: wa

Tagi: marek prawda ambasador kanclerz berlin