Powiało optymizmem
Treść
Piłkarska reprezentacja Polski pokonała 1:0 Słowację w towarzyskim meczu, który odbył się w Klagenfurcie. Trener Franciszek Smuda wystawił w nim teoretycznie najmocniejszy skład i jest wielce prawdopodobne, że w takim zestawieniu Biało-Czerwoni rozpoczną 8 czerwca pojedynek z Grecją. Pierwszy w finałach mistrzostw Europy.
W porównaniu z wtorkowym spotkaniem z Łotwą selekcjoner dokonał siedmiu zmian w podstawowej jedenastce: pozostali w niej jedynie Marcin Wasilewski, Rafał Murawski, Eugen Polanski i Sebastian Boenisch. Obecność pierwszych dwóch nie zaskoczyła, obu przedstawicieli Bundesligi (szczególnie Boenischa) już tak. Wydawało się bowiem, że bliżej składu są Dariusz Dudka i Jakub Wawrzyniak (tyle że ten mógł odczuwać skutki niedawnego, lekkiego urazu). Do przerwy gra Polaków mogła się podobać. Atakowali z pasją, konstruując ciekawe, pomysłowe akcje. Bardzo aktywni byli Maciej Rybus i Łukasz Piszczek, dynamiczni, niebezpieczni. To po dośrodkowaniu Piszczka, w 30. minucie, pięknym strzałem głową Damien Perquis zdobył zwycięskiego gola. Obrońca Sochaux po tym trafieniu wymownymi gestami długo wskazywał na swój złamany przed kilku miesiącami łokieć, jakby chciał powiedzieć: "Jest już dobrze, nie przeszkadza".
Tak się przynajmniej wydawało. Sam piłkarz przyznał potem, że jest wyznawcą... voodoo, a ów gest miał odganiać klątwy i był skierowany do ludzi, którzy źle mu życzą. Kiedyś Perquis grał w młodzieżowej kadrze Francji, czekał na powołania od selekcjonera pierwszej reprezentacji. Nie doczekał się, na Euro zagra dla Polski. Zagra, bo tak postanowił Smuda (jego babcia jest Polką). Potem wypierał się słów o pierwszeństwie Francji, zrzucając winę na dziennikarzy. W pierwszej połowie Biało-Czerwoni byli stroną zdecydowanie lepszą. Kolejne bramki mogli zdobyć Jakub Błaszczykowski (nie trafił czysto w piłkę) i Rybus (uderzył w słupek). Dość pewnie spisywała się również obrona, może z wyjątkiem wciąż szukającego formy Boenischa. Obrońcy Werderu Brema brakuje szybkości, z przodu jest praktycznie nieprzydatny, ale Smuda cały czas holuje go za uszy i doholuje na mistrzostwa. Do przerwy nasi defensorzy popełnili dwa poważne błędy (jak na nich niewiele), w obu przypadkach naprawione przez Wojciecha Szczęsnego. Bramkarz Arsenalu Londyn błysnął szczególnie kapitalną interwencją po strzale Marka Hamsika z kilku metrów. W drugiej połowie już tak dobrze nie było. Na boisku pojawili się zmiennicy, gra zatraciła płynność. Nasi przez ten czas stworzyli sobie jedną okazję do podwyższenia wyniku, fatalnie zmarnowaną przez Dudkę. Notowali przy tym sporo strat, szczęśliwie bez konsekwencji. Podsumowując zatem - podstawowa jedenastka pokazała się z całkiem dobrej strony, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę czas przygotowań i zmęczenie ciężkimi treningami. Na równym, wysokim poziomie zagrali Szczęsny, Piszczek, Rybus, nieźle Murawski i obaj środkowi obrońcy. Najsłabiej zaprezentowali się Boenisch i... Robert Lewandowski, no, ale ten drugi bardziej zważał na to, by nie doznać przypadkowej kontuzji, niż strzelić bramkę. - Był to dla mnie najtrudniejszy mecz w życiu. Cały czas bałem się o zdrowie piłkarzy. Kiedy Słowacy kilka razy ostro ich sfaulowali, trzęsłem się z nerwów - powiedział Smuda, podkreślając: - W pierwszej połowie, choć było widać zmęczenie, tempo naszej gry było naprawdę dobre. Kiedy trochę odpoczniemy, zespół będzie wyglądał jeszcze lepiej.
Piotr Skrobisz
Polska - Słowacja 1:0
Bramka: Damien Perquis (30. - głową). Wojciech Szczęsny - Łukasz Piszczek, Marcin Wasilewski, Damien Perquis (68. Marcin Kamiński), Sebastian Boenisch - Jakub Błaszczykowski (63. Adrian Mierzejewski), Rafał Murawski (46. Adam Matuszczyk), Eugen Polanski (46. Dariusz Dudka), Ludovic Obraniak (80. Rafał Wolski), Maciej Rybus - Robert Lewandowski (46. Paweł Brożek).
Nasz Dziennik Poniedziałek, 28 maja 2012, Nr 123 (4358)
Autor: au